Po co mi krzyż? (Flp 3, 17 – 4, 1) 2 Niedziela Wielkiego Postu C

Wróg krzyża to wróg Bożej mądrości i Bożej mocy. A skoro podważamy mądrość i moc Boga to natychmiast w to miejsce wprowadzamy mądrość tego świata oraz ludzką moc. Odrzucając krzyż człowiek czyni się „autonomicznym” zarządcą świata i ludzkiego życia. A to oznacza, że wszystkie nasze słabości, ograniczenia i skłonności do zła stają się siłami kierującymi naszym życiem

oraz regułami funkcjonowania świata. Czysty horror. Świat bez krzyża to nie jest dziki, krwiożerczy kapitalizm, ale to totalna wojna wszystkich przeciwko wszystkim. Tylko strach przed przemocą może w takim świecie do pewnego stopnia utrzymywać w ryzach przemoc człowieka. Wcale nie chodzi wyłącznie o przemoc fizyczną, ale także ekonomiczną, moralną, psychiczną, etc. Bez krzyża, bez zdolności kochania, ofiarowania swego życia, stajemy się źródłem zniszczenia rodzin i społeczeństw. Bez krzyża miłość staje się przemocą, sprawiedliwość to zasady narzucane przez silniejszy, prawda jest relatywna i służy obronie własnych interesów.

Odrzucić krzyż to znaczy skazać się na zagładę, na umieranie z samotność w tłumie ludzi. Odrzucić krzyż to uczynić ze swoich potrzeb boga, to żyć wyłącznie po to, aby je zaspokajać, to skazać siebie na totalne niekochanie, bowiem każdy człowiek staje się rywalem w walce o dobra, które mają nasycić moje pragnienia. Odrzucić krzyż, to skazać siebie samego na samo-uwielbiającą miłości, na narcyzm i egocentryzm, na najgłębsze poczucie bezsensu, które trzeba utopić w morzu uzależnień i zniewoleń. Odrzucić krzyż to sprowadzić swoje życie do męskich przechwałek na temat ilości wypitego alkoholu, skandalicznych zachowań za kierownicą czy miłosnych podbojów. To tworzyć sobie sens życia poprzez prowokowanie konfliktów i radość z pognębienia przeciwników. Odrzucić krzyż to zamknąć swą kobiecość w potrzasku emocjonalnej „wszechwiedzy”, w powierzchownych relacjach i w sentymentalnej uczuciowości. To pragnąć być w centrum zainteresowania, to zwracać na siebie uwagę swoją powierzchownością lub też bezlitośnie dominować nad mężczyznami przemocą czy też uwodzeniem.

Odkrycie tajemnicy krzyża jest owocem dojrzewania w wierze. Nie od początku potrafimy zaakceptować prawdę o mocy i znaczeniu krzyża w naszym życiu. Nawet jeśli intelektualnie wiemy, że Jezus chce, abyśmy wzięli swój krzyż i kroczyli za Nim, to wielokrotnie nasze idee krzyża nie mają nic wspólnego z tym krzyżem, o którym On mówi. Święty Paweł także potrzebował powolnego dojrzewania. Zanim napisał Koryntianom: „my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan,” próbował innych metod, jak w Atenach, starając się przypodobać ateńczykom odwołaniem się do ołtarza poświęconego „Nieznanemu Bogu”, czy przed Sanhedrynem, czyniąc ze swego orędzia narzędzie skłócenia dwóch stronnictw. Apostoł Narodów potrzebował wielu porażek, prześladowań i poczucia opuszczenia, aby móc napisać: „razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.” A jeśli ktoś uważa, że w powyższym rozważaniu nie padła odpowiedź na tytułowe pytanie, to napiszę krótko: krzyż czyni ze mnie człowieka, który staje się zdolny kochać oraz przyjąć miłość Boga i bliźniego.

ks. Maciej Warowny, Francja

TOP