Nigdy nie zaznasz wstydu! (Rz 10, 8-13) 1 Niedziela Wielkiego Postu C

echo_apostola

Nie jest ważne, jakie jest twoje pochodzenie. Od urodzenia przestrzegasz skrzętnie wszystkich przykazań, albo jesteś niedawno ochrzczony lub też będąc ochrzczony od niedawna zacząłeś brać wiarę na serio, albo też całkiem niedawno zerwałeś z grzechem, w którym trwałeś przez wiele, wiele lat. Jeśli wierzysz, że Jezus jest Panem, to nie jesteś „gorszy” ani od biskupów

ani od świętych męczenników. Paweł napisał, że „nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem.” Nas już nie dziwi takie stwierdzenie, ale dla ludzi, którzy żyli i żyją w przeświadczeniu, że są „lepszymi w wierze”, „wybranymi przez Boga”, nauka Pawła pozostaje zgorszeniem: „Jak to, Bóg nie patrzy na zasługi, tylko na wiarę?”, „ Przecież ja się tak staram, tak poświęcam, żyję jak zakonnik, a Bóg nie bierze tego od uwagę?” Ale to nie ludzki wysiłek prowadzi do usprawiedliwienia i zbawienia, ale przyjęcie Słowa, przyzwolenia, aby usta nasze głosiły Jezusa, jako Pana, który umarł za moje grzechy i powstał z martwych, abym ja także żył. Tylko taka wiara nie zawodzi, nie jest źródłem ani wstydu, ani hańby, ani rozczarowania.

Wszelkie poczucie wybrania i zasługi przed Bogiem, w gruncie rzeczy jest szukaniem uznania wobec ludzi. Wiara w moim życiu ma jednego, podstawowego przeciwnika. Jestem nim ja sam. Moje poszukiwanie zasług przed Bogiem zawsze sprowadza się do tego, co w Kazaniu na Górze jest określone zwrotem: „żeby się ludziom pokazać”. Zasługiwanie przed Bogiem czy to z tytułu przynależności do „klasy wybranych”, „lepszych”, księży, charyzmatyków, etc., czy też z tytułu pełnienia uczynków sprawiedliwości, zawsze kończy się albo religijną nerwicą albo faryzejskim, cynicznym „pokazywaniem się” przed ludźmi. Nauczając o bliskości Słowa Paweł odwołuje się do tekstu Księgi Powtórzonego Prawa, w którym słowo jest synonimem przykazania, prawa, które człowiek jest zdolny wypełnić. Ale nie wypełnia, bowiem używa go „żeby ludzie go widzieli i chwalili”. Dlatego Bóg posyła nam nowe Słowo, Jezusa Chrystusa, który umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał dla naszego usprawiedliwienia. To On jest Słowem blisko nas, na naszych ustach i w naszym sercu.

Naprawdę niepojęta jest bliskość Chrystusa. My Nim mówimy, czujemy Nim, Nim także myślimy, ale nie chcemy w Niego wierzyć. Czy to nie jest paradoks? Nie chcemy przyjąć Jego darmowej miłości. Nie chcemy uznać, że On jest Jedynym Panem. On nas kocha, a my nie kochamy siebie. Wolimy pozostawać w lęku i zagubieniu, niż w obliczu bólu, porażki, choroby, odrzucenia, niesprawiedliwości powiedzieć, że tylko Jezus jest Panem Żyjącym. Reszta to kompletne złudzenie, iluzja życia, radości, sukcesu. Idole zawsze nas oszukują. Nie potrafię nie wracać do słów papieża Benedykta XVI: „Rozumiemy więc, że bożek jest pretekstem do tego, by postawić samych siebie w centrum rzeczywistości, adorując dzieło własnych rąk.” Zanim Mojżesz wypowiedział słowa, które Paweł cytuje w pierwszym zdaniu medytowanego czytania, tak mówił do ludu: „Bo Pan na nowo będzie się cieszył ze świadczenia ci dobrodziejstw, jak cieszył się wyświadczając je twoim przodkom, jeśli będziesz słuchał głosu Pana, Boga swego, przestrzegając jego poleceń i postanowień zapisanych w księdze tego Prawa; jeśli wrócisz do Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej swej duszy.” Czy nie macie ochoty sprawić, aby Bóg na nowo cieszył się, wyświadczając wam dobro? Potrzeba wiary w Słowo, które już znamy, Słowo obecne na naszych ustach i w naszym sercu.

ks. Maciej Warowny, Francja

 

 

TOP