Realizm zmartwychwstania (1 Kor 15, 20-26. 28) 34 Niedziela Zwykła A, Chrystusa Króla

Po wielu praktycznych rozstrzygnięciach dotyczących posługiwania się charyzmatami we wspólnocie, Paweł powraca do centralnego tematu głoszonego przez siebie orędzia: „Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którąście przyjęli i w której też trwacie.  (…)

Przekazałem wam (…), że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: (…) Tak więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli. Jeżeli zatem głosi się, że Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego twierdzą niektórzy spośród was, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. (…) Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania”. Wydaje się, że wspólnota w Koryncie lubi dary duchowe, mówienie językami, proroctwa, ale sprowadza je do „organizowania” doczesności. Pozostając w pogańskiej mentalności, pomimo chrztu, praktyki religijne służą Koryntianom do zapewnienia sobie pomyślności w tym życiu, a wspólnota staje się miejscem zaspokajania własnych ambicji, zdobywania pozycji społecznej, poszukiwania uznania dla własnych darów i zdolności. W takim więc kontekście Paweł przypomina istotę Dobrej Nowiny, w której prawda o odpuszczeniu grzechów wiąże się z powołaniem do zmartwychwstania i nieśmiertelności.

Apostoł Narodów odwołuje się do podstawowego doświadczenia śmierci zrodzonej z grzechu Adama. Wierzyć oznacza dla niego uznać za prawdę to dziedzictwo. Następnie, skoro wierzę, że w Adamie umieram, to nadzieją staje się obietnica zmartwychwstania, bez której wiara, dary duchowe, życie we wspólnocie nie mają żadnego sensu. Wkraczanie w doświadczenie śmierci, wydawanie swego życia z miłości do innych, bez wiary w zmartwychwstanie nie ma sensu. W wierszach następujących po dzisiejszej lekturze, czytamy: „Jeżeli umarli w ogóle nie zmartwychwstają, to czemuż za nich chrzest przyjmują? Po co też i my wystawiamy się na niebezpieczeństwo każdej godziny? Zapewniam was, przez chlubę, jaką mam z was w Jezusie Chrystusie, Panu naszym, że każdego dnia umieram. Jeżeli tylko ze względu na ludzi potykałem się w Efezie z dzikimi zwierzętami, to cóż mi stąd za pożytek? Skoro zmarli nie zmartwychwstają, to jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”. Pomijając dyskusję na temat niejasnego dla nas określenia „przyjmowanie chrztu za zmarłych”, uderza jednoznaczność Pawłowej nauki. Mogę ryzykować nieustannie moje życie, codziennie umierać, bowiem powstanę z martwych, jak i Chrystus powstał, świadczy Apostoł.

Adamowe umieranie jest moim codziennym udziałem. Nikt nie musi mnie przekonywać, że jestem grzesznikiem, a grzech rodzi śmierć. To codzienne doświadczenie. Złość, gniew, pretensje, sądy, niemożliwość porozumienia się nawet z najbliższymi, ambicje, zazdrość, pragnienie bycia uznanym i docenianym są nieustannym przypomnieniem, że mam naturę Adama. Wielość obaw i lęków o teraźniejszość i przyszłość uświadamiają mi diabelską niewolę, w której tkwię z powodu strachu przed śmiercią. Ale dlaczego tak jest, iż nie wątpię, że jestem dziedzicem Adamowego grzechu, a obietnica zmartwychwstania jest czymś odległym, niezbyt rzeczywistym? W Liście do Rzymian Paweł uczy: „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale”. Przerażający jest realizm śmierci, która wdziera się w moje życie poprzez obszary lęków i niepokojów. Adam jest moim przodkiem, Adam zbuntowany przeciwko Bogu. Moja więź z Adamem jest oczywista. Dlatego wracam do pytania: Jeśli poczucie grzechu, jeśli pretensje do siebie, niezadowolenia z siebie jest czymś realnym, czymś co przygnębia, niszczy, smuci, to dlaczego zmartwychwstanie Jezusa nie stanowi przeciwwagi? Rzeczywiście realizm spotyka się z czymś mało realnym?, realizm śmierci – nierealność zmartwychwstania?, realizm grzechu i samopotępienia – nie-realizm zmartwychwstania i odkupienia?

Śmierć jest nie tylko moim wrogiem, lecz także wrogiem samego Boga, ale zostanie pokonana na samym końcu. Dzisiejszy wróg swoją obecnością przypomina mi, że mogę opierać się wyłącznie na Bogu. Śmierć i jej pochodne można postawić na równi z pozostawionymi w Ziemi Obiecanej narodami, o których mówi Księga Sędziów: „A oto narody, którym Pan pozwolił pozostać, aby wystawić przez nie na próbę Izraela, wszystkich tych, którzy nie doświadczyli żadnej wojny z Kananejczykami - a stało się to jedynie ze względu na dobro pokoleń izraelskich, aby je nauczyć sztuki wojennej, te zwłaszcza, które jej przedtem nie poznały …”. Chrześcijańska „sztuka wojenna” nie ma nic wspólnego z antycznymi wojnami. To przywdzianie Bożej zbroi. Listy do Efezjan i Kolosan tak to przedstawiają: „Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu!” „Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni!” Pozostaje mi wołać do Pana, abym za każdym razem, kiedy doświadczam w sobie natury Adam, w którym umieram, był także ożywiony nadzieją zmartwychwstania, bowiem od chrztu mam w sobie także naturę Chrystusa, Który powstał z martwych.

ks. Maciej Warowny

TOP