Wspólnota z Jezusem (1 Kor 1, 3-9) 1 Niedziela Adwentu B
W siedmiu wersetach dzisiejszej lektury Paweł sześciokrotnie przywołuje osobę Chrystusa, stawiając Ją w centrum chrześcijańskiego doświadczenia. Chrystus jest przyczyną i źródłem wszelkiej łaski, w Nim jesteśmy wzbogaceni we wszystko, co jest nam potrzebne, Jego chwalebnego powrotu oczekujemy i On sam umacnia nas nieustannie, abyśmy w Nim osiągnęli pełnię naszego istnienia.
Wydaje się, że Koryntianom skoncentrowanym na sobie i na swoich doświadczeniach duchowych już na wstępie Apostoł Narodów w wieloraki sposób chce przypomnieć, że Chrystus i tylko On jest centrum życia chrześcijańskiego, a wszelkie dary duchowe mają wyłącznie służyć temu fundamentalnemu doświadczeniu.
Zastanawia mnie, dlaczego Paweł napisał rodzącej tak wiele problemów i skandali wspólnocie: „zostaliście wzbogaceni we wszystko (…). Nie doznajecie braku żadnej łaski”? Zważywszy na to, że po tak optymistycznym początku listu Paweł natychmiast rozpoczyna rozprawianie się z grzechami niszczącymi wspólnotę, jedyną odpowiedzią może być absolutne przekonanie Apostoła, że Bóg nie odmówił Koryntianom żadnej łaski, a problemy we wspólnocie są owocem wykorzystywania łask i charyzmatów dla osobistych ambicji i aspiracji, w taki sposób, aby siebie samego nieustannie stawiać w centrum, a nie Chrystusa. W życiu Koryntian dokonało się perwersyjne odwrócenie porządku, stąd zrodziła się rywalizacja nawet darami duchowymi, grzechy nieczyste, ciąganie braci po sądach, nieporządki na wspólnotowych celebracja, żeby wspomnieć tylko niektóre z problemów. Paweł nie opuszcza rąk, nie zostawia ich swemu losowi, ale wskazując na wielkość łaski rozpoczyna napominanie i wykazywanie błędów, aby sprowadzić Koryntian na drogę świętości.
Dla mnie osobiście kluczem do przyjęcia Pawłowego zapewnienia o wystarczalności wszelkich otrzymanych łask są dwa elementy. Po pierwsze łaska prowadzi mnie do współuczestnictwa z Jezusem Chrystusem. Użyty tu grecki termin to koinonia – wspólnota z Jezusem. Potrzebuję tej wspólnoty, bowiem Chrystus ma to, czego ja nie posiadam. W Nim jest miłość, której ja nie mam, On jest pokojem, którego ja potrzebuję, On daje poczucie bezpieczeństwa, kiedy ja ciągle widzę zagrożenia, On jest dobry, kiedy ja mam ochotę niszczyć wszystko, co mi nie służy, On jest cierpliwy, kiedy ja chcę natychmiast wymusić to, co w danym momencie wydaje mi się dobre. W Nim też jest zdolność umierania, oddawania swego życia, brania krzyża, której we mnie nie ma, której wręcz boję się posiadać. Być z Nim we wspólnocie, to korzystać z tego, kim On jest i jakim On jest, to doświadczać skuteczności Jego darów.
Po drugie moje pretensje o niewystarczalność otrzymanych łask wyrastają z egocentrycznego przekonania, że to ja wiem najlepiej, w jaki sposób Chrystus winien prowadzić moje życie, jakich łask, gdzie i kiedy winien mi udzielać, jak powinien wyglądać Jego Kościół, jacy winni być jego pasterze, etc., etc. Takie skoncentrowanie na swoich racjach czyni mnie ślepym na to, co czyni Bóg w moim życiu. Mam pretensję, że nie mam talentu, aby śpiewać, a Bóg przewidział dla mnie zdolność mówienia. Zamiast korzystać z tego, co mam, pełen pretensji nieustannie wypominam Bogu, że nie dał mi tego, co chciałbym mieć. I to zarówno wobec drobnych braków jak i fundamentalnych wyborów życiowych. Ale jest też poważniejsza trudność, która rodzi się wraz z doświadczeniem utraty tego, co uznałem za definitywnie moje. Kiedy bowiem tracę z powodu choroby lub wieku zdolności i sprawności, to nie potrafię tego przyjąć, ale rodzi się we mnie przekonanie, iż zostałem skrzywdzony przez Boga. A szczytem poczucia krzywdy jest utrata kochanych osób. Dlatego potrzebuję usłyszeć z nową mocą apostolskie zapewnienie: „Zostaliście wzbogaceni we wszystko (…) Nie doznajecie tedy braku żadnej łaski (…) On też będzie umacniał was aż do końca (…) Wierny jest Bóg, który powołał was do współuczestnictwa z Synem swoim …”, aby to Słowo przemieniało mój sposób myślenia, dokonywało prawdziwej metanoi na najgłębszych pokładach moich myśli, uczuć i pragnień.
ks. Maciej Warowny