Dlaczego pustynia nie chce kwitnąć? (Iz 35, 1-6a. 10) 3 Niedziela Adwentu A

Ani pustynia, ani spieczona ziemia, ani też step nie są zdolne do radości. Radość powrotu z wygnania oraz nadzieja odnalezienia utraconej ojczyzny są tak wielkie, że udzielają się nieożywionym obszarom ziemi. Kwiaty kwitnące na pustyni mogą być z jednej strony cudownym znakiem mocy Boga, która przekracza ludzkie kalkulacje i oczekiwania, albo też przywołują krótki okres pustynnej wiosny, kiedy spieczona ziemia jest usiana zieloną roślinnością.

A nawet jeśli Izajasz nie odwołuje się do „cudu kwiatów na pustyni” to wiosenna zieleń jest zapowiedzią nowego życia, przebudzenia się z zimowego snu. Powrót z wygnania jest tak radosną obietnicą, że nawet step rozraduje się i będzie podskakiwał wykrzykując z radości. W czasach klęsk zrodzonych z grzechów i niewierności Bogu prorok dostrzega cudowną obietnicę powrotu na Syjon, odbudowy religijnego i politycznego znaczenia Jerozolimy. Mieszkający na południe od Izraela Edomici, przeciwko którym przemawia Izajasz (rozdział 34), zostaną ukarani przez Boga i wyparci z żyznych terenów Karmelu i doliny Szaronu.

Moment klęski wrogów Izraela będzie początkiem radości. Ale po wiekach wygnania, życia w diasporze prześladowań i cierpień Izajaszowe proroctwa nabierają nowego, głębszego sensu. Izrael dostąpi wybawienia i wyniesienia dzięki Mesjaszowi, który wybrany i namaszczony mocą Boga stanie się niezłomnym przywódcą Bożego ludu. W pismach Izajasza tajemnicza postać cierpiącego sługi Jahwe, wybawiciela, który bierze na siebie grzechy ludu i swoimi cierpieniami czyni zadość grzechom potomków Abrahama, jest utożsamiana z Mesjaszem. Obietnice siły, odwagi, uzdrowienia, otwarcia oczu, uszu, rozwiązania języka i uleczenia kalek przywołują znakami Bożej dobroci i Jego wierności. Już nie pustynia i step mają podskakiwać z radości, ale to odkupieni wracający na Syjon, wracający do roli, jaką Bóg im wyznaczył, osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie.

Czytając Ewangelie, nie tylko perykopę przewidzianą na tę niedzielę, nie można wątpić, że zapowiadany przez Izajasza Mesjasz to Jezus z Nazaretu. Znaki, jakich dokonuje jednoznacznie o tym przekonują. A jednak Izrael nie chce Go uznać i Go odrzuca. Do Izraela można więc odnieść słowa: Jest on podobny do dzikiego krzewu na stepie, nie dostrzega, gdy przychodzi szczęście; wybiera miejsca spalone na pustyni, ziemię słoną i bezludną (Jr 17, 6). Dlaczego? Dlaczego ja także nie dostrzegam mesjańskich znaków obecności Boga pośród nas? Dlaczego ciągle żyję jak wygnaniec, który marzy o powrocie do ojczyzny i nie chce otworzyć oczu, aby dostrzec, że już w niej jest? Wygnaniec nigdy nie jest u siebie, nie potrafi żyć swoim „tu i teraz” i nie ma znaczenia jaki paszport ma w kieszeni, ile zarabia, a nawet to, że mieszka w domu, który jest jego niezaprzeczalną własnością. Wygnaniec nie śpiewa z radości, bo marzy ciągle o tym, czego nie posiada i zazdrości tego, czego nie udaje mu się osiągnąć.

Należymy do odkupionych przez Pana, co znaczy dosłownie, że to On zapłacił za nas okup. Byliśmy niewolnikami strachu przed śmiercią i grzechu, za którymi stał demon, a teraz jesteśmy mieszkańcami Nowego Syjonu, zbudowanego i utwierdzonego nie ręką człowieka. Mimo to zważywszy na nieustanne narzekanie, wieczne niezadowolenie, niezaspokojone aspiracje – nie cenimy sobie mieszkania, jakie Ojciec nam przygotował. To prawda. Czas ziemskiego życia nie jest jeszcze wieczną i pełną szczęśliwością. Jednak chrześcijańska nadzieja potrafi dostrzec w doczesności oglądanej oczyma wiary zadatek wieczności, już dziś nią się radować. Dlatego w inny sposób należy przywołać Izajaszowe obrazy: to ja jestem pustynią, spieczoną ziemią, stepem. Do mnie skierowana jest obietnica owocu, wezwanie, abym otworzył oczy i serce na działanie Boga. To moje kolana są osłabłem, moje serce ściśnięte wielopostaciowym strachem, ja jestem ślepy, głuchy, niemy, chromy. Nie potrafię radośnie śpiewać, a z ust mych tylko jęki i zawodzenia się wydobywają.

Co mogę zrobić, aby „ustąpił smutek i wzdychanie”? Jezus jest Mesjaszem. Urodził się w Betlejem, umarł na krzyżu, powstał z martwych, zasiada po prawicy Ojca i wstawia się za nami. To treść wiary. Ale co musi się wydarzyć, aby teologiczne formuły przemieniły moje życie? Myślę, że powyższe pytania są najtrudniejszą częścią świąt Narodzenia Pańskiego, a wcześniej Adwentu. Jak przyjąć Jezusa, jak otworzyć serce, umysł, ducha, aby On uczynił tam swoje mieszkanie? W tym sensie wszyscy jesteśmy małego ducha i każdy z nas, według miary swej historii, buntów i niezadowolenia z tego co mamy oraz pragnień tego, co niemożliwe, musi usłyszeć skierowane do siebie słowa nie tylko proroka, ale samego Boga: „Odwagi! Nie bój się! oto przychodzę do ciebie i dla ciebie!”.

ks. Maciej Warowny

TOP