Gorączka teściowej (Mk 1,29-31)

Jezus wraz z pierwszymi czterema uczniami wychodzi z synagogi i udaje się do domu Szymona Piotra.

Ów dom, którego fundamenty można do dziś oglądać w Kafarnaum, jest symbolem Kościoła – nowej, żywej świątyni, zbudowanej z ludzi skupionych wokół Jezusa i powiązanych ze sobą relacjami braterstwa i wzajemnej służby w duchu miłości.

W centrum uwagi tej małej, rodzinnej wspólnoty znajduje się teściowa Szymona, którą dręczy gorączka. „Zaraz powiedzieli Mu o niej”. Ciekawe, że to właśnie kobieta jest podmiotem pierwszego uzdrowienia w Ewangelii (Mk 1,29-31). Kobieta pozostawała pod władzą mężczyzny; zależna od ojca czy męża, była zawsze „czyjaś”. Jej tożsamość definiowała się poprzez relacje, w których pozostawała, i to właśnie, co było wyrazem społecznego upośledzenia, czyniło ją w szczególny sposób podobną do Boga, który daje się poznać nie jako samotny Absolut, ale jako Miłujący, a więc pozostający w relacji do drugiego. Najpiękniej widać to w Jezusie, który żyje zwrócony ku Ojcu w miłości i posłuszeństwie, a zarazem zaprasza do głębokiej relacji, czyli „komunii” ze sobą, swoich uczniów i uczennice. Szymon Piotr jest związany ze swoim bratem Andrzejem, z którym mieszka w jednym domostwie; łączy go też więź przyjaźni i współpracy z Jakubem i Janem. Jest związany z żoną, a poprzez nią – także z jej matką, czyli swoją teściową, która właśnie leży nękana gorączką. W ten bogaty świat ludzkich relacji wkracza Jezus, a Jego obecność oczyszcza je i nadaje im nową jakość.

Gorączka teściowej jest objawem pewnej szczególnej choroby, która niszczy człowieka w jego relacjach z Bogiem i z ludźmi. Jej istotę pomaga zrozumieć scena, w której widzimy uczniów Jezusa w tym samym domu, w Kafarnaum, po tym, jak pokłócili się między sobą o to, kto jest z nich największy (Mk 9,33-34). Trawiła ich żądza władzy i górowania nad drugimi, chęć podporządkowania sobie bliźnich dla własnych celów. Człowiek chce dominować nad drugimi, ponieważ nie akceptuje siebie jako kogoś, kto może znaleźć radość w służeniu słabszym. Po plecach braci chce wspinać się ponad innych; będzie demonstrował siłę albo słabość, zależnie od okoliczności, aby manipulować bliźnimi. Wszystko ma się kręcić wokół niego. Właśnie tego rodzaju gorączka – delirium władzy – rujnuje nasze rodziny i nasz Kościół.

Jezus chwycił kobietę za rękę i podniósł, zupełnie jak na bizantyjskich ikonach, gdzie Zmartwychwstały wyciąga Adama z grobu. Użyty w tekście grecki czasownik „podnieść” oznacza również: „obudzić”, a nawet: „wskrzesić”. Zazwyczaj unika się budzenia chorych w przekonaniu, że sen dobrze im robi. Jezus jednak dokonuje gestu wskrzeszenia i budzi chorą ze śmierci egoizmu. „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci” (1 J 3,14). Chwytając jej rękę wydobywa ją z samotności i przywraca do relacji ze sobą i z innymi, którzy są domu. Przekazuje jej niejako swój sposób istnienia: życie na sposób daru. „Ja jestem między wami jako ten, kto służy” (Łk 22,27). Jej posługiwanie (gr. „diakonia”) jest widocznym znakiem głębokiego, duchowego uzdrowienia.

Bóg uczynił się sługą tych, których ukochał. Jak często, patrząc na drugiego człowieka, myślę spontanicznie: „Do czego on może mi się przydać? Jak mogę się nim posłużyć?”. Jezus chwyta nas za rękę i dokonuje w naszym umyśle rewolucji, byśmy mogli spontanicznie myśleć: „W jaki sposób mogę mu usłużyć?

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP