III niedziela wielkanocna - W drodze do Emaus!

III Niedziela Wielkanocna
Lectio divina
Łk 24, 13-35
Stajemy dziś przed wymowną, pobudzająca do głębokich przemyśleń Ewangelią o „zmartwychwstaniu Kościoła”. Struktura perykopy jest bardzo przejrzysta: rozważania uczniów o minionych wydarzeniach jest wprowadzeniem w tematykę, rozmowa ze Zmartwychwstałym stanowi centralny punkt perykopy, wieczerza ze Zmartwychwstałym przynosi przełom w życiu uczniów, świadectwo o Zmartwychwstałym staje się skutkiem spotkania.
Dzisiejsza Ewangelia przypomina nam największą tajemnicę chrześcijańskiej wiary: Chrystus prawdziwie zmartwychwstał i żyje pośród nas. Dzięki Jego mocy Kościół nieustannie budzi się do życia, zmartwychwstaje.
ORATIO
Stając przed Bożym Słowem proszę cię Panie o łaskę wiary, abym mógł doświadczyć Twojej obecności w Słowie i w Chlebie Eucharystii oraz Twej Łaski w moim codziennym życiu. Proszę Cię bądź blisko mnie w czasie rozważania Twego Słowa, pozostań ze mną przy końcu dnia, przy końcu życia, przy końcu świata. Pozostań ze mną ze swoją łaską i dobrocią, ze swoją pociechą i błogosławieństwem. Pozostań ze mną na zawsze.
LECTIO
Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus... i rozmawiali z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. W tekście greckim zdanie to rozpoczyna się słowami: kai idu – i oto. Jest to starożytna metoda pobudzenia uwagi, znak, że w tym momencie wydarzy się coś nieoczekiwanego. Werset ten nawiązuje zapewne do Łk 24, 11, w którym to jest mowa o niewierze uczniów. Ewangelista wzywa nas, abyśmy otworzyli oczy na Boga, który dokonuje wielkiego dzieła . Bóg wkracza w życie zrozpaczonych uczniów, aby to życie przemienić.
Dwaj, bliżej nam nieznani uczniowie, opuszczają w pierwszy dzień tygodnia (niedziela) wspólnotę uczniów w Jeruzalem. Także przyczyna wymarszu w drogę nie zostaje ujawniona. Ważniejsze jest bowiem to, co się wydarzyło podczas drogi. Uczniowie rozprawiają na temat wydarzeń, które miały miejsce w ostatnich dniach. Taka duchowa rozmowa były czymś zupełnie zwyczajnym w ówczesnym środowisku. Uczniowie, podobnie jak większość Judejczyków, dyskutują ze sobą, szukają wspólnie rozwiązania problemu. Ich dotychczasowa wiara została rozbita. Wyobrażenia o pełnym chwały Jezusie zostały rozwiane przez smutną rzeczywistość krzyża i grobu.
Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Nagle sytuacja uczniów ulega zmianie. Pośród nich pojawia się Jezus. Właściwie zbliża się do nich. A zatem Jezus towarzyszy im od samego początku, zgodnie ze słowami Mt 18, 20: gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. Zmartwychwstały nie zostaje rozpoznany, wydaje się być kimś zupełnie obcym. Oczy uczniów są dotknięte ślepotą – potrzeba wiele miłości, otwartości serca i ducha, aby rozpoznać stojącego w pobliżu Chrystusa. I tak np. Jan, umiłowany uczeń, rozpoznawał Chrystusa wcześniej niż pozostali: Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: «To jest Pan!» (J 21,7; por. J 20, 8;). Dwaj uczniowie są tak bardzo zapatrzeni w smutne doświadczenia ostatnich dni, że nie potrafią otworzyć się na Chrystusa (por. Lk 24, 11n).
On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Chrystus podejmuje natychmiast rozmowę z uczniami, wnika w ich sytuację, pozwala im wypowiedzieć ich smutki. Jezus już wcześniej przysłuchiwał się rozmowie uczniów i wiedział dokładnie o czym rozmawiali, a mimo to zadaje pytanie: «Cóż takiego»? Jest to psychologicznie mistrzowskie prowadzenie rozmowy, wzór ewangelizacji ludzi, którzy szukają Boga. Uczniowie mieli dosyć czasu, aby wypowiedzieć wszystkie swoje niepokoje. Zwątpienie uczniów nie ma granic. Nie próbowali nawet uwierzyć kobietom, które przyniosły ogłoszoną im przez aniołów wiadomość, że Jezus żyje: Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli. Poszli niektórzy z naszych, ale my tego nie uczyniliśmy! Właściwie uczniów z Emaus przestała interesować osoba zmarłego Jezusa. Nie widzieli już żadnej podstawy do tego, aby nawiedzić Jego grób. Ich wiara wygasła.
Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Jezus postanawia rozbudzić na nowo wiarę w uczniach. Najpierw wzywa ich do nawrócenia, gani ospałość ich serc, które nie potrafiło przyjąć orędzia proroków. Nie tyle pusty grób, nie tyle słowa kobiet, które widziały ten grób, co raczej Słowa Pisma powinny prowadzić do wiary w Zmartwychwstanie. Po raz kolejny Chrystus podkreśla wielka wartość Bożego Słowa, Słowa, które rodzi wiarę. Następnie Jezus wskazuje uczniom swoją drogę do chwały Bożej: Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» Bezgraniczna miłość do ludzi była dla Chrystusa bodźcem do tego, aby przyjąć na siebie taki ogrom cierpienia. Cierpienia Boga ze względu na ludzi zostały objawione już w ST. W sposób szczególny musi z powodu tej miłości cierpieć Sługa Pański (Iż 42, 1nn; 49, 1nn; 50, 4nn; 52, 13nn). Taką drogę ma przed sobą także chrześcijanin: bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego (Dz 14, 22b)
Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Nie narzucać się, ale pozwolić się zaprosić w gościnę – taki jest wschodni zwyczaj. Uczniowie mieszkali zapewne w Emaus i dlatego mogli zaprosić Jezusa do siebie. Chrystus, którego nie zdołali jeszcze zupełnie rozpoznać, powinien zostać z nimi, bo dzień się już nachylił. Dlaczego przymusili Jezusa, aby z nimi pozostał? Czy był to jedynie wyraz gościnności, dobrego wychowania? A może uczniowie przeczuwali, że ten człowiek jest kimś wyjątkowym? Może poszli za głosem serca, które „pałało” w nich już podczas drogi? Może potrzebowali Jego towarzystwa, bo stawało się coraz ciemniej, bo pogłębiał się w nich kryzys wiary, bo wzmagały się ich słabości? Nie rozpoznali jeszcze Chrystusa, ale czuli, że On musi być gdzieś blisko.
Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Taki ryt miał miejsce przy każdym żydowskim posiłku. Było to zadanie gospodarza domu. Jezus zaskakuje swoim postępowaniem. Będąc gościem, przejmuje nagle rolę gospodarza. To On odmawia modlitwę, łamie chleb i podaje go uczniom. Mimo że Łukasz używa tu terminologii, która w 1 Kor 10, 16 odnosi się do Eucharystii, nie znaczy to, że musiała to być rzeczywiście Eucharystia. Ważne jest jednak to, że właśnie w tym momencie otworzyły się uczniom oczy i rozpoznali Chrystusa. Przy posiłku powstała szczególna więź miedzy uczniami i Jezusem. Przy stole została na nowo zawiązana wspólnota miłości. To właśnie ta miłość, z jaką Chrystus łamał i dzielił chleb, otworzyła uczniom oczy.
W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Radość i miłość kieruje uczniów z powrotem do ich przyjaciół do Jerozolimy. Wybierają się natychmiast w nocny marsz. Chrystus nie nakazał im tego czynić. Uczniowie działają zupełnie spontanicznie. Nie zważając na późną porę idą do Jerozolimy, aby dzielić się swą radością z innymi uczniami.
W tekście greckim zdanie to rozpoczyna się słowami: – i oto. Jest to starożytna metoda pobudzenia uwagi, znak, że w tym momencie wydarzy się coś nieoczekiwanego. Werset ten nawiązuje zapewne do Łk 24, 11, w którym to jest mowa o niewierze uczniów. Ewangelista wzywa nas, abyśmy otworzyli oczy na Boga, który dokonuje wielkiego dzieła . Bóg wkracza w życie zrozpaczonych uczniów, aby to życie przemienić. Dwaj, bliżej nam nieznani uczniowie, opuszczają w pierwszy dzień tygodnia (niedziela) wspólnotę uczniów w Jeruzalem. Także przyczyna wymarszu w drogę nie zostaje ujawniona. Ważniejsze jest bowiem to, co się wydarzyło podczas drogi. Uczniowie rozprawiają na temat wydarzeń, które miały miejsce w ostatnich dniach. Taka duchowa rozmowa były czymś zupełnie zwyczajnym w ówczesnym środowisku. Uczniowie, podobnie jak większość Judejczyków, dyskutują ze sobą, szukają wspólnie rozwiązania problemu. Ich dotychczasowa wiara została rozbita. Wyobrażenia o pełnym chwały Jezusie zostały rozwiane przez smutną rzeczywistość krzyża i grobu. Nagle sytuacja uczniów ulega zmianie. Pośród nich pojawia się Jezus. Właściwie zbliża się do nich. A zatem Jezus towarzyszy im od samego początku, zgodnie ze słowami Mt 18, 20: Zmartwychwstały nie zostaje rozpoznany, wydaje się być kimś zupełnie obcym. Oczy uczniów są dotknięte ślepotą – potrzeba wiele miłości, otwartości serca i ducha, aby rozpoznać stojącego w pobliżu Chrystusa. I tak np. Jan, umiłowany uczeń, rozpoznawał Chrystusa wcześniej niż pozostali: (J 21,7; por. J 20, 8;). Dwaj uczniowie są tak bardzo zapatrzeni w smutne doświadczenia ostatnich dni, że nie potrafią otworzyć się na Chrystusa (por. Lk 24, 11n). Chrystus podejmuje natychmiast rozmowę z uczniami, wnika w ich sytuację, pozwala im wypowiedzieć ich smutki. Jezus już wcześniej przysłuchiwał się rozmowie uczniów i wiedział dokładnie o czym rozmawiali, a mimo to zadaje pytanie: Jest to psychologicznie mistrzowskie prowadzenie rozmowy, wzór ewangelizacji ludzi, którzy szukają Boga. Uczniowie mieli dosyć czasu, aby wypowiedzieć wszystkie swoje niepokoje. Zwątpienie uczniów nie ma granic. Nie próbowali nawet uwierzyć kobietom, które przyniosły ogłoszoną im przez aniołów wiadomość, że Jezus żyje: Poszli niektórzy z naszych, ale my tego nie uczyniliśmy! Właściwie uczniów z Emaus przestała interesować osoba zmarłego Jezusa. Nie widzieli już żadnej podstawy do tego, aby nawiedzić Jego grób. Ich wiara wygasła. Jezus postanawia rozbudzić na nowo wiarę w uczniach. Najpierw wzywa ich do nawrócenia, gani ospałość ich serc, które nie potrafiło przyjąć orędzia proroków. Nie tyle pusty grób, nie tyle słowa kobiet, które widziały ten grób, co raczej Słowa Pisma powinny prowadzić do wiary w Zmartwychwstanie. Po raz kolejny Chrystus podkreśla wielka wartość Bożego Słowa, Słowa, które rodzi wiarę. Następnie Jezus wskazuje uczniom swoją drogę do chwały Bożej: Bezgraniczna miłość do ludzi była dla Chrystusa bodźcem do tego, aby przyjąć na siebie taki ogrom cierpienia. Cierpienia Boga ze względu na ludzi zostały objawione już w ST. W sposób szczególny musi z powodu tej miłości cierpieć Sługa Pański (Iż 42, 1nn; 49, 1nn; 50, 4nn; 52, 13nn). Taką drogę ma przed sobą także chrześcijanin: (Dz 14, 22b) Nie narzucać się, ale pozwolić się zaprosić w gościnę – taki jest wschodni zwyczaj. Uczniowie mieszkali zapewne w Emaus i dlatego mogli zaprosić Jezusa do siebie. Chrystus, którego nie zdołali jeszcze zupełnie rozpoznać, powinien zostać z nimi, bo dzień się już nachylił. Dlaczego przymusili Jezusa, aby z nimi pozostał? Czy był to jedynie wyraz gościnności, dobrego wychowania? A może uczniowie przeczuwali, że ten człowiek jest kimś wyjątkowym? Może poszli za głosem serca, które „pałało” w nich już podczas drogi? Może potrzebowali Jego towarzystwa, bo stawało się coraz ciemniej, bo pogłębiał się w nich kryzys wiary, bo wzmagały się ich słabości? Nie rozpoznali jeszcze Chrystusa, ale czuli, że On musi być gdzieś blisko. Taki ryt miał miejsce przy każdym żydowskim posiłku. Było to zadanie gospodarza domu. Jezus zaskakuje swoim postępowaniem. Będąc gościem, przejmuje nagle rolę gospodarza. To On odmawia modlitwę, łamie chleb i podaje go uczniom. Mimo że Łukasz używa tu terminologii, która w 1 Kor 10, 16 odnosi się do Eucharystii, nie znaczy to, że musiała to być rzeczywiście Eucharystia. Ważne jest jednak to, że właśnie w tym momencie otworzyły się uczniom oczy i rozpoznali Chrystusa. Przy posiłku powstała szczególna więź miedzy uczniami i Jezusem. Przy stole została na nowo zawiązana wspólnota miłości. To właśnie ta miłość, z jaką Chrystus łamał i dzielił chleb, otworzyła uczniom oczy. Radość i miłość kieruje uczniów z powrotem do ich przyjaciół do Jerozolimy. Wybierają się natychmiast w nocny marsz. Chrystus nie nakazał im tego czynić. Uczniowie działają zupełnie spontanicznie. Nie zważając na późną porę idą do Jerozolimy, aby dzielić się swą radością z innymi uczniami.
MEDITATIO
Mamy przed oczyma bardzo wyraźny obraz: dwaj przygnębieni i rozczarowani osobą Jezusa uczniowie opuszczają wspólnotę w Jerozolimie; wracają do swego domu, porzucają swoje powołanie i obowiązki. Myślą sobie zapewne: Wszystko skończone; nie będziemy przecież opowiadać ludziom o Jezusie, który tak haniebnie zakończył życie! W drodze nie pozostają jednak sami. Chrystus towarzyszy im w drodze, pozostaje między nimi, pozwala im, aby wypowiedzieli swoje cierpienia, otwiera im oczy i serca na rozumienie Pisma, przygotowuje ich, aby mogli Go rozpoznać przy łamaniu chleba. W ten sposób w uczniach na nowo rodzi się wiara, radość, pragnienie życia. Uczniowie stają się zdolni do dawania świadectwa o Zmartwychwstałym. Ale nie tylko ci dwaj! Także pozostali uczniowie, także chrześcijanie wszystkich wieków zostali przez Chrystusa „przebudzeni”. Niniejsza perykopa nie jest bynajmniej dokładnym sprawozdaniem, jakimś protokołem wydarzeń. Wydarzenie z drogi do Emaus może się nieustannie powtarzać, w każdym czasie i w każdym miejscu. Podobnie jak niegdyś uczniowie z Emaus, tak i dziś Kościół może przeżywać kryzys, może upadać, a nawet w niektórych miejscach nawet zamierać. Jednak dzięki obecności Zmartwychwstałego wciąż na nowo się odradza. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam wiele ważnych rzeczywistości, które nigdy nie mogą być zaniedbane: wspólnotowe słuchanie Słowa Bożego (Jezus wykłada uczniom Pisma), trwanie na modlitwie (wielu uczniów pozostaje w Jerozolimie), sprawowanie Eucharystii (uczniowie rozpoznają Jezusa przy łamaniu chleba) i świadectwo wiary (uczniowie wracają do Jerozolimy, by głosić Zmartwychwstałego). To jest podstawowa Ewangelia dla każdego nowego początku.
Patrzymy dziś także na własne życie. Czy nie jest ono podobne do życia uczniów z Emaus? Wszelkie kryzysy, zwątpienia, poczucia bezsensu, które nawiedzają nasze serca są dowodem na to, że tak właśnie jest. Dlatego potrzeba nam wiary, wiary w to, że Zmartwychwstały stoi pośród nas. On chce wysłuchać naszych skarg i żalów, które wylewamy w modlitwie. On chce nam, na przykładzie swego życia, pokazać, że także cierpienie ma swój sens, wielki zbawczy sens. Ono bowiem prowadzi do bram nieba.
ACTIO
Przynaglony przez dzisiejszą Ewangelię spoglądam na wielką tajemnicę Eucharystii, którą codziennie sprawuję. W moim sercu rodzi się pytanie: Czy rzeczywiście spotykam tam Zmartwychwstałego? Ile było już w moim życiu Mszy Świętych, podczas których pośpiech, senność, zmęczenie zamknęły moje oczy na obecność Chrystusa? Jakże straszna to rzeczywistość – być tak blisko Chrystusa, trzymać Jego Ciało w swoich dłoniach, spożywać Je i mimo to nie odczuwać Jego obecności!!! Może powinienem dziś postanowić tylko jedno: od dziś uczynię wszystko, aby na Mszy byś rześkim, wypoczętym i w ten sposób spotkać się świadomie z Chrystusem. Resztę uczyni już sam Chrystus. On przemieni moje życie, wleje w nie radość, miłość i pokój. On stanie się Źródłem mego zmartwychwstania. A ja będę pił z tego Źródła i poczuję na nowo, że żyję.
Opracował: ks. Krzysztof Wolański (ITB VERBUM)
źródło: www.jednosc.com
TOP