Medytacja na Wielki Czwartek (J 13, 1-15)

Uroczysty wjazd do Jerozolimy. Tłumy idą za Jezusem, a faryzeusze mówią: „Nic nie zyskujecie, świat poszedł za Nim”. Ten tryumfalnym wjazd rodzi pragnienie spotkania z Jezusem. Jest Pascha, mnóstwo pielgrzymów. Grecy proszą – chcemy zobaczyć Jezusa.

To pragnienie jest impulsem do objawienia swej chwały: krzyż. Na krzyżu Jezus otoczy Ojca chwałą, a Ojciec Syna. Syn jest światłem, wierzyć w Niego to stać się synami światłości. Ale to objawienie nie przez wszystkich jest przyjęte. Wielu wierzy, ale boi się faryzeuszów – a dla nich idea mesjańska to nic innego jak uzasadnienie dla ich pozycji, dochodów i wpływów. A jednak Jezus nie zatrzymuje się w swej misji. Przyszedł zbawić, a nie sądzić (12,47). Słowo – pragnienie relacji Ojca ze mną wywołuje kryzys. Co z nim zrobię? Kryzys relacji do Boga, która ma się stać relacją do Ojca.

Godzina Jezusa nadeszła. Ostatnia wieczerza stanowi nieodłączny jej element. Aby zrozumieć, przeżywać krzyż mojego życia (celibat, historia, choroba, porażki, duże i małe błędy spychające mnie do rowu, stratę czasu i życia z tego powodu) potrzebuję ostatniej wieczerzy, która staje się pierwszą wieczerzą mojego życia, dziękczynieniem (Eucharystia). Jezus okazywał mi miłość, a ja jej nie dostrzegałem, więc wybiera kolejny moment aby okazać mi ją, aby uczynić mnie jej uczestnikiem. Miłość do końca – cel miłości – ukazuje, ofiarowuje mi cel miłości (telos).

Świadom, że od Boga wyszedł i do Boga wraca. Z miłości zrodzony, miłością karmiony, ku miłości się zwraca. Aby tę miłość, więź z Ojcem i braćmi ocalić ofiaruje ją uczniom w geście, znaku mycia nóg. Aby ocalić miłość do Judasza, Jezus umywa mu nogi. Ale miłość do Judasza to odblask miłości Ojca. Czyli lepiej powiedzieć: aby ocalić miłość do OJCA, Jezus umywa nogi Judaszowi, Piotrowi, mi. Światło na moją więź, miłość do Ojca. Jezus zdejmuje szatę – jak katechumen przed chrztem. Panie, ucz mnie zdejmowania mojej szaty: proboszcza, Polaka, żeglarza, narciarza, autora, etc. Naucz mnie zdejmować szatę, w którą inni mnie odziewają, aby ocalić jakieś ich wyobrażenia, schematy i oczekiwania. A Jezus zdejmuje i zakłada. A w centrum jest miłość. Nie wyrzeka się tego co szata oznacza, ale odsłania jej sens. Dać siebie w darze bliźniemu. Woda do miski – czyż nie figura chrztu obmycia? Chrzest „zanurzenia” przyjdzie na krzyżu, chrzest Ducha w Pięćdziesiątnicę.

Opór Piotra – opór „religijności naturalnej”? Uznać, że Mistrz i Nauczyciel obmywa mi nogi to uznać, że moje życie, moja historia nie są Bożą pomyłką. On nie posługuje się mną dla ukrytych celów, dla wysługiwania się mną, aby realizować jakieś strategiczne plany, a ze mnie czynić pionka na swej szachownicy. On mnie kocha i nie mam powodu, aby oskarżać Go za moje złe wybory, ani też uznawać za brak dojrzałości i pomyłkę, wybory (lub ich brak!) mojego życia. On czyni to, co jest możliwe, abym żył Jego miłością. Judasz się nie zatrzymał i poszedł w swoją stronę, Piotr nie rozumiał tego co się dzieje, nie znał siebie. Ich postawy w niczym nie umniejszają dzieła miłości Boga.

Chrzest na udział z Jezusem. Chrzest na wspólnotę z Nim. Chrzest, aby żyć Jego Miłością. Współuczestniczyć w życiu i dziele Jezusa to przyjąć Jego miłość. Siedzę więc sobie JA, grzesznik, cudzołożnik, chciwy, pyszny, idolatra, egoista i egocentryk, a przede mną na kolanach Bóg. I obmywa mi nogi. Rozumiesz? ON mi umywa nogi. Takiemu typowi ofiarowuje miłość. To jest Jego dzieło, godzina Jego wywyższenia i uwielbienia. On otacza się chwałą Ojca myjąc mi nogi. Historia, sens mojej historii jest u szczytu. To kulminacja. Żadna pomyłka, żaden brak dojrzałości, ani uwiedzenie. On robi wszystko, co jest możliwe dla mnie, w tym kim jestem. Przyjąć ten gest to przyjąć siebie, to kim prawdziwie jestem oraz przyjąć, że On mnie w tym czyni kim jestem, po prostu kocha. 

Piotr – w takim razie kąpiel! Nie tylko nogi. Słowo cię oczyściło (obmycie chrzcielne nóg po chrzcie zanurzenia!). Twojej grzechy, czyny, popełnione zło i głupota zostały ci odpuszczone (jesteś wykąpany). Pozostało uzdrowienie historii, pojednanie się z tym, kim jesteś (słabeuszu, który za kilka godzin wyprzesz się mnie). Piotr nie rozumie. Ale tu nie ma magicznych mocy. Jezus ofiarowuje pełnię swej miłości temu, który do tej pełni będzie dojrzewał latami. (Jak ze mną? Dojrzewam?). A Judasz nie przyjął odpuszczenia grzechów (nie wszyscy jesteście czyści”). On cały czas zasługuje i odpracowuje za swoje grzechy. On handluje z Bogiem Jego łaską i swoimi „dobrymi czynami”. 

Nowe przykazanie – nie słów, ale czynów, które staję się znakami. Ale Jezus nie moralizuje znakami, On nas nimi inicjuje, pokazuje jak obchodzić się z miłością. Chcesz kochać Miłość? (Bóg jest Miłością!). Popatrz, jak kocha Miłość. Po prostu uklęknij przed bratem, zdejmij swą szatę (godności, funkcji, zasług i poświęceń) i umyj mu nogi. Szkoda, że lektura urywa się czymś, co daje wrażenie moralizowania – „pokazałem ci, więc teraz kolej na ciebie, do roboty leniu, egoisto!”. Nic podobnego. W tym geście jest pokora, a ona uczy, że tym który „ukochał swoich do końca” jest Jezus. Ja jestem sługą mniejszym, mniej ważnym. Ja jestem posłańcem. To Jego mają spotkać bracia w moich gestach miłości, a nie mnie. To Jego miłość ma oświetlać ich życie. Ja tego nie mogę zrobić, nie mogę Go w tym zastąpić. Spełniać to, to znaczy żyć w takiej pokornej zależności, a nie porównywać się do Niego i osądzać siebie, że nie dorastam, marnuje Jego łaski i w ogóle to jestem śmieć i egoista. Właśnie On umył nogi egoiście i dał mu swoją miłość, abym i ja odkrył, że dzielenie się nią to najlepsza rzecz mojego życia, to faktyczna Eucharystia i jedyne, prawdziwe kapłaństwo.

ks. Maciej Warowny, 9 kwietnia 2020

TOP