Moje zaślubiny z Jezusem (J 2, 1-12)

echoewangelii

Jezus przychodzi na wesele w Kanie jako jeden z gości, ale to On jest Oblubieńcem, dla którego zorganizowano to przyjęcie. I wszystko jest nie tak, jak być powinno. Najważniejszy uczestnik weselnego przyjęcia wydaje się jednym z przypadkowych gości, którym nie przypisuje się większego znaczenia. Wesele jest tak „dobrze” zorganizowane, że za chwilę skończy się skandalem braku napitków. A najpokorniejszy z pokornych zdaje się nie bardzo wsłuchiwać w prośbę Swej Matki. Jan usiłuje opisać stan wieży Babel, gdzie ludzkie pragnienia są większe niż możliwości, a Boga odkrywa się tylko dzięki Jego dziełom, które ratują przed totalną katastrofą ludzkich projektów. Jezus rozpoczyna drogę wtajemniczania we wiarę weselnym bankietem, którego naturę znamy z doświadczenia oraz radością, która bywała także naszym udziałem. W tym święcie uczestniczy także Matka, która bezgranicznie ufa swemu Dziecku. Jezus dopiero wkracza w działalność publiczną, dopiero ma dokonać pierwszego znaku, a Ona ze spokojem mówi: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie.” Żadnych: „Synu, postaraj się!”, „Może jednak uda Ci się coś dla nich zrobić!?”, etc. Ona całkowicie Mu ufa. Chce mi się krzyczeć: „Matki, czemu nie uczycie się od Maryi!?”

Rodzina, która zaprosiła Maryję, Jezusa i Jego uczniów była pobożna. Świadomi byli, że na takim święcie przekroczenie przepisów Prawa bywa nieuniknione, więc stągwie były już gotowa. Byli sprawiedliwi, jak Hiob: „Gdy przeminął czas ucztowania, Hiob dbał o to, by dokonywać ich oczyszczenia. Wstawał wczesnym rankiem i składał całopalenie stosownie do ich liczby. Bo mówił Hiob do siebie: «Może moi synowie zgrzeszyli i złorzeczyli Bogu w swym sercu?» Hiob zawsze tak postępował.” Ale na weselu w Kanie zdaje się, że Jezus rozpoczyna oczyszczenie wyraźnie za wcześnie. Wesele jeszcze się nie skończyło. A oczyszczenie nie jest potrzebne tym, którzy przyjęli Jezusa, jako Oblubieńca. Dlatego woda oczyszczenia staje się wybornym winem Bożej miłości. Trud wyznawania grzechów, nieszczęście nieuniknionego przekraczania Prawa, nieczystości związane z naturą człowieka i rytmem życia zostają zastąpione cudownym darem, który „idzie do głowy.” Moment, w którym słudzy i uczniowie oczekują zakończenia święta i rozpoczęcia oczyszczenia staje się momentem Nowego Przymierza. Nowe wino z Kany staje się zapowiedzią Ducha Świętego, tego młodego wina, którym Apostołowie „upili się” w dniu Pięćdziesiątnicy, oraz tego wina, które stanie się najwyborniejszym napojem dającym życie wieczne, Krwią Chrystusa.

Radość ludzkich festynów często prowadzi do poczucia grzechu. Pobożność zakazów i nakazów staje się ciężarem, który mniej lub bardziej świadomie staram się zrzucić w dniu święta. Jezus wykorzystuje moment, który zazwyczaj kojarzy się z poczuciem winy, lękiem przed karą, aby właśnie w takim kontekście zamiast wody do oczyszczenia dać nam nowe wino, dać nam prawdziwe święto, a nie ukradkiem zdobywane, krótkie chwile radości za cenę późniejszego poczucia winy i konieczności odbycia rytuału oczyszczenia. Wychowano mnie do przestrzegania wielu różnych praw i zasad: „Tak się nie robi!”, „Tego nie wolno!”, „Tylko na to otrzymaliśmy pozwolenie!”, „Za to grozi prokurator!”, „Jeśli tak zrobisz zostaniesz ukarany!” Jestem jak rodzina z Kany lub jak Hiob. Uczestniczę w święcie, a już myślę, że później trzeba będzie się tłumaczyć. Albo jak starszy syn (przypowieść o miłosiernym ojcu), który marzył o zabawie z przyjaciółmi, ale wewnętrzny lęk nie pozwalał mu nigdy, aby poprosić ojca o koźlątko na ucztę. To, co ja przygotowuję jako ryt pokutny, jako próbę zadośćuczynienia za przekroczenie, czy zbytnie zbliżenie się do granic Prawa, Jezus wykorzystuje, aby ofiarować mi jako drugą, nieskończenie piękniejszą część święta. On mnie poślubia nie dlatego, że byłem wystarczająco dobry w przestrzeganiu Prawa, ale wyłącznie dlatego, że mnie kocha. Woda oczyszczenia staje się winem miłości.

Święty Paweł napisał do Rzymian: „Co bowiem było niemożliwe dla Prawa, ponieważ ciało czyniło je bezsilnym, tego dokonał Bóg. On to zesłał Syna swego w ciele podobnym do ciała grzesznego i dla usunięcia grzechu wydał w tym ciele wyrok potępiający grzech, aby to, co nakazuje Prawo, wypełniło się w nas, o ile postępujemy nie według ciała, ale według Ducha.” W Kanie Jezus dokonuje tego, czego ja nie potrafię w żaden sposób osiągnąć. Daje mi radość, która nie płynie z moich wysiłków przestrzegania Prawa, nerwicowego napięcia, na myśl o tym, ile rzeczy jeszcze muszę zrobić i w ilu nie jestem w stanie zrealizować tego, czego ode mnie się oczekuje. Moją nieustanną obawę, że nie podołam stawianym mi wymaganiom, Jezusa przemienia w wino święta i radości z dotarcia do celu, w festyn osiągniętego sukcesu. Zamiast nerwicy, skrupułów, szkoleń i wmawiania sobie, że tym razem już się uda, Jezus mówi do mnie, żebym zrobił to, co potrafię, przygotował wodę na oczyszczenie, bo na pewno będę tego potrzebował. Ale zamiast dobrze znanego rytuału dodawania sobie odwagi i sekciarskiego nagradzania oklaskami tych, którym „udało się”, On daje mi wino Swej Miłości.

ks. Maciej Warowny, Francja

TOP