Wolni wobec miłości (J 6, 60-69)

"Echo" Ewangelii J 6, 60-69 (XXI ndz. zw. B)

Wolni wobec miłości

                Każdy z nas może a nawet musi wybierać. Najgorsza jest strategia uników lub obojętność, która oznacza brak jednoznacznych wyborów i życie na granicy wielu, skłóconych ze sobą światów. Człowiek rozdarty, targany sprzecznościami nigdy nie jest szczęśliwy. Wolność stawia każdemu o wiele większe wymagania niż niewola. Przede wszystkim wymaga odpowiedzialności. Jan Paweł II w 1991 roku w czasie Mszy beatyfikacyjnej bł. Rafała Chylińskiego mówił: „Wolność nie można jedynie posiadać. Trzeba ją stale zdobywać”.
                Jezus widzi, że grono Jego uczniów najwyraźniej maleje (jakie to współczesne!). Dla większości Jego nauczanie wydaje się trudne, wręcz niemożliwe do przyjęcia. Jedni odchodzą na długo inni na zawsze. Zostaje coś co przypomina starotestamentalną „resztę Izraela”, grono tych, którzy mają być światłem, solą i zaczynem (por. Mt. 5, 13-16; 13, 33-34).Jezus nikogo nie zniewala, nie zatrzymuje na siłę. Nie próbuje zmuszać do czegokolwiek. Nie rezygnuje z prawdy i jej wymagań tylko po to, żeby mieć więcej słuchaczy albo mieć łatwe uznanie. Ta pokusa nie była tajemnicą dla proroków.  Skutecznie ją zdemaskował i dobrze opisał np. Izajasz: „ Jest to naród buntowniczy, synowie kłamliwi, którzy nie chcą słuchać Prawa Pańskiego, którzy [...] mówią do proroków: Nie prorokujcie nam nagiej prawdy! Mówcie nam pochlebstwa, prorokujcie złudzenia! Ustąpcie z drogi” (30, 9-12).
 
                Trudno sobie wyobrazić, by Jezus nie miał tej wiedzy, nie znał doświadczeń proroków i nie potrafił rozpoznać pokusy, które zawładnęła sercami współczesnych Mu ludzi, skoro mówi: „ Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem” (J 7,70). Ciekawe, dlaczego to zdanie nie zmieściło się w perykopie przewidzianej do odczytania w czasie liturgii? Błąd zapomnienia czy świadomy unik?
 
                Trudno sobie wyobrazić, by ludzie słuchający kiedyś Izajasza, potem Jezusa a dzisiaj Kościoła, mieli inną naturę, w której działa min. psychologiczne prawo zwane jako błąd miły rozumowi (gratissimus mentis error). Polega on na tym, że człowiek wzbrania się przed przyjęciem do wiadomości czegoś o czym skądinąd wie, że byłoby to dla niego zbyt przykre lub wymagające. Człowiek postrzega daną rzeczywistość, jednak nie przyznaje się do tego przed sobą samym i przed innymi. I na swoje nieszczęście potrafi to inteligentnie uzasadnić. Fenomen znany moralistom.
 
                Jezus dostrzega ten oczywisty defekt ludzkiej natury, ale nie odbiera nikomu wolności. Jezus to nie inkwizytor. Jezus kocha ale nie bombarduje miłością. Prawdziwa miłość raczej godzi się być odrzucona i niekochana, niż miałaby zrobić z kogokolwiek niewolnika. Prawda ma przemawiać mocą prawdy, a nie żadną inną! Jaką wartość ma wymuszona uległość lub zeznanie? Czy nie jest to gwałt na ciele i sumieniu?
                Człowiek ma wszystkie konieczne władze poznawcze, by prawdę poznać i przyjąć. Dodatkową pomocą jest łaska, której Bóg udziela, ale tylko pokorni potrafią to docenić. Kiedyś zapytałem egzorcystę - Czego potrzebuje najbardziej? Odpowiedział bez większego namysłu - Pokory, żebym nie myślał, że cokolwiek dokonuje się moją mocą! Wobec diabła, który jest pierwszym i największym wrogiem człowieka, nie pozostaje nic innego, jak ufać mocy Bożej. Już samo wzywanie imion Jezusa i Maryi pomaga człowiekowi. Oto współczesne, piotrowe wyznanie – Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!  Człowiek uznający moc Słowa Bożego, otwiera się jak kwiat do słońca. Tylko wtedy promienie łaski oczyszczają go i pozwalają mu dojrzewać i owocować.
                Ludzkość ma wielu nauczycieli, ale tylko Jezus uczy jak ten, który ma władzę a nie jak uczeni w Piśmie (por. Mt 7, 29). Pytanie tylko, czy my w to wierzymy?

               
Krzysztof Drogowy      
TOP