Z niewiary do wiary (Łk 1, 5-25) - 19.12.2016

Chrystus1Słyszeliśmy przed chwilą o dwojgu staruszkach, on był kapłanem, którzy całe życie „byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich”, ale nie mieli dziecka, choć bardzo pragnęli. Tyle lat żyli dźwigając krzyż bezpłodności i Pan Bóg patrzył na nich jakby nie przejmując się ich losem. Przecież wiernie Mu służyli, nawet ponad miarę w stosunku do innych a Bóg pozostał niewzruszony? Dlaczego czekał z interwencją tak długo? Są starzy, kiedy nacieszą synem? Pytania można mnożyć rozpalając w sobie poczucie krzywdy, za które należałoby winić samego Boga. Taki jest KRZYŻ, który jest cierpieniem niezawinionym. Bóg to cierpienie na nas dopuszcza, bo jest ono narzędziem w Jego ręku, żeby odrzeć nas z egoizmu i nauczyć pokory i miłości, zdolnej wypełnić Boże plany, dlatego Bóg to cierpienie kontroluje i kiedy chce może je zabrać. Tak się stało w życiu Zachariasza i Elżbiety. Ich KRZYŻ zaczyna wydawać owoce, to na tę misję czekali tyle lat. Gdyby Bóg przyszedł wcześniej z obietnicą syna Jana, dla którego przewidział taką drogę jaką przeznaczył dla Jana Chrzciciela, mogliby nie udźwignąć tego, młodsi mieliby za dużo ludzkich sił, żeby całkowicie oprzeć się na Bogu. Zachariaszowi już na wstępie zabrakło wiary. 

Ks. Robert Muszyński

Źródło: Radio Lublin, audycja "Słowo na nowy dzień"

TOP