Nadzieja nie jest złudzeniem (Jr 20, 10-13) XII niedziela zwykła A

Jeremiasz nie był prorokiem kochanym przez elity Izraela, chociaż wszystko, co prorokował sprawdzało się w całości. Jego działalność przypada na trudny okres bezpośrednio poprzedzający upadek królestwa Judy i zniszczenie Jerozolimy.

Pierwsze lata jego działalności to czas odstępstwa od wierności Bogu, a następnie rodząca nadzieję epoka reform króla Jozjasza. Na arenie międzynarodowej jest to niespokojny czas związany z upadkiem Asyrii i wzrostem nowej potęgi królestwa babilońskiego. Jeremiasz jest świadkiem pierwszego zdobycia Jerozolimy w 597 roku przez Nabuchodonozora oraz zniszczenia świątyni po nieudanym powstaniu przeciw Babilończykom w 586 roku. Dodatkową i niebagatelną trudnością Jeremiasza było jego pochodzenie. Był z rodu kapłańskiego wywodzącego się od kapłana Abiatara, którego król Dawid ukarał za poparcie Adoniasza, kiedy ten zbuntował się przeciwko swemu ojcu, Dawidowi. Abiatar i wszyscy jego potomkowie zostali skazani na zamieszkanie w Anatot, skąd widzieli świątynię, ale nie wolno im było spełniać w niej żadnych czynności kapłańskich. Kara za grzechy przodków była wypisana na całym ich życiu.

Rozważany tekst zaliczany jest do tzw. księgi gróźb: Oto sprawię, że przyjdzie na to miasto i na wszystkie jego osiedla całe to nieszczęście, jakie przeciw nim zapowiedziałem. Uczynili bowiem kark swój twardym, nie chcą słuchać moich słów (20, 15). Jednak takie głoszenie nie podoba się religijnym przywódcom. Jeremiasz jest poddany chłoście i uwięziony. Spędza noc w więzieniu, a rano prorokuje kapłanowi, który był sprawcą jego cierpień: Oto uczynię ciebie postrachem dla ciebie samego i dla wszystkich twych przyjaciół. Padną od miecza swych wrogów, a twoje oczy będą na to patrzeć. (…) Ty zaś, Paszchurze, i wszyscy twoi domownicy pójdziecie do niewoli. Pójdziesz do Babilonii, tam umrzesz i zostaniesz pochowany ty i wszyscy twoi najbliżsi, którym przepowiadałeś kłamliwie (20,4-6). Doświadczenie kary za głoszenie Bożej prawdy jest punktem wyjścia do dwóch najbardziej bolesnych skarg, jakie Jeremiasz wypowiada: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają (20,7). Druga jest jeszcze boleśniejsza: Niech będzie przeklęty człowiek, który powiadomił ojca mojego: Urodził ci się syn, chłopiec! – sprawiając mu wielką radość. Niech będzie ów człowiek podobny do miast, które Pan zniszczył bez miłosierdzia! Niech słyszy krzyk z rana, a wrzawę wojenną w południe! Nie zabił mnie bowiem w łonie matki: wtedy moja matka stałaby się moim grobem, a łono jej wiecznie brzemiennym. Po co wyszedłem z łona matki? Czy żeby oglądać nędzę i utrapienie i dokonać dni moich wśród hańby? (20, 15-18).

Wyżej zacytowane skargi stanowią bezpośredni kontekst rozważanej lektury, są jej ramą, która pozwala dostrzec głębię ufności proroka i powagę modlitwy nadziei. Jak niezmierny musi być ból proroka chłostanego za mówienie prawdy usłyszanej od Boga, skoro czuje się uwiedziony przez Boga? Trzeba pamiętać, że jest to ten sam czasownik „uwieść” używany do sytuacji, w której mężczyzna oszukuje i wykorzystuje kobietę. Jeremiasz daje wyraz tak wielkiemu rozczarowaniu Bogiem i swoją naiwną ufnością, że przekreśla jakikolwiek sens swojego istnienia. Lepszy jest los zmarłego płodu niż cierpienie, które rodzi się z oglądania niewierności ludu, hipokryzji religijnej i idolatrii. Prorok widzi, jak straszne kary spadną na naród za te odstępstwa. Jest to trudna konfrontacja pomiędzy naiwną wiarą, że głosu Boga, prawdy, tego co słuszne i dobre wszyscy będą słuchać, a rzeczywistym stanem ludzkiego serca i umysłu, który woli iluzje, kłamstwa i zawsze bardziej ufa politycznym hipotezom i wątpliwym przymierzom niż Bogu. Dwie skargi proroka są niezwykłym kontrastem wobec opisu jego powołania, w którym przebija się czułość Boga, Jego opieka i troska: Pan skierował do mnie następujące słowo: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. I rzekłem: Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem! Pan zaś odpowiedział mi: Nie mów: Jestem młodzieńcem, gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek ci polecę. Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić – wyrocznia Pana. I wyciągnąwszy rękę, dotknął Pan moich ust i rzekł mi: Oto kładę moje słowa w twoje usta. (1, 4-9).

Prawdziwa nadzieja nie jest owocem naiwnej wiary, ale rodzi się w obliczu najbardziej bolesnego doświadczenia bez-nadziei. Jeremiasz porzuca wszystkie ludzkie motywacje, aby wierzyć Bogu i iść za Jego głosem, aby w obliczu nawet największego zagrożenia móc powtarzać: „Miej nadzieję w Panu, odwagi. Bóg cię nie opuści”. Jeremiasz także mnie wzywa, abym zstępował do najgłębszych pokładów moich iluzji, nieprawdziwych nadziei pokładanych w mesjanizmie polityczno-ekonomiczno-społecznym. Tylko Bóg zbawia człowieka. Ale czy ja chcę Go poznać? Czy gotów jestem na Jeremiaszowe zstąpienie do otchłani zwątpienia, rozczarowania i bólu, aby tam odnaleźć wiarę, ufnie powtarzającą: Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz; dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. (…) Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana! Uratował bowiem życie ubogiego z ręki złoczyńców!?

ks. Maciej Warowny

TOP