Uświęcająca miłość (Kpł 19, 1-2. 17-18) 7 Niedziela Zwykła A
Bóg jest święty, dlatego wzywa do świętości człowieka, którego stworzył z miłości i którego chce nieustannie obdarowywać swą miłością. Wezwanie z medytowanej dziś lektury - Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz! – wielokrotnie powraca w Księdze Kapłańskiej, a jej najstarsza część, czyli rozdziały od 17. do 26., jest określana znamiennym tytułem „Prawo świętości”.
Księga Kapłańska uzyskała znaną nam formę na przestrzeni VI wieku przed Chrystusem i została zredagowana w środowisku kapłanów. Jednak wiele przepisów sięga swymi początkami czasów samego Mojżesza. Świętość ludu Izraela ma być odpowiedzią na świętość Boga, a jej wyrazem jest przestrzeganie nakazów moralnych oraz sprawowanie kultu. Prawo moralne nie jest wyłącznie zbiorem zakazów, czyli powstrzymywania się od konkretnego zła, ale jest wezwaniem do aktywnego czynienia dobra. Nie można także odseparowywać moralności od natury osoby działającej. Czynienie dobra, miłowanie bliźnich jest owocem świętości, nieustannego upodabniania się do świętości Stwórcy, który kocha, pragnie być kochanym i chce miłości, jako relacji pomiędzy tymi, których kocha. Prawo moralne opiera się na świętości, a miłość jawi się jako najważniejsza manifestacja tejże świętości, co doskonale wyrazi Jan Apostoł, ucząc, że miłość do Boga jest widoczna poprzez miłość do braci (por. 1 J 3, 10. 14; 5, 7-8. 12. 19-20).
Rozważana lektura proklamowana jest jako paralela do dwóch perykop z Kazania na Górze, które w Biblii Tysiąclecia noszą tytuły „Prawo odwetu” i „Miłość do nieprzyjaciół”, a Biblia Jerozolimska łączy je w większą całość (ww. 20-48) nadając im tytuł: „Nowa sprawiedliwość przewyższająca starą”. Wprawdzie wybór czterech wierszy z większej całości był podyktowany chęcią ukazania, że miłość do bliźniego, wyrzeczenie się gniewu, przebaczenie i braterskie upomnienie były już w Starym Testamencie wzorcem relacji z bliźnimi, a ich najgłębszą motywacją jest nieustanne upodabnianie się do Boga, to niezbędnym jest odczytanie tych czterech wierszy w całym ich kontekście (ww. 1-19). Specyficzna jest bowiem kompozycja tekstu, w którym po wezwaniu do świętości – bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz – pierwszymi nakazami moralnymi są szacunek do matki i ojca, zachowywanie szabatów oraz zakaz bałwochwalstwa. Dzięki czytaniu i medytowaniu tekstu w jego kontekście łatwiej dostrzegamy, że wezwanie do miłości bliźniego nie może być oderwane od świętości rodziny i wierności Bogu, konkretnie przeżywanej w tygodniowym rytmie pracy i dnia Pańskiego. Rodzina jest miejscem rodzenia się miłości, przebaczenia, wyrzekania się gniewu, troski o bliskich. Aby spełniać tę misję potrzebuje ona zakorzenienia w miłości Boga, która nie jest teoretyczną ideą, ale systematycznie przeżywanym i celebrowanym wydarzeniem, jak żydowski szabat czy niedzielna Eucharystia będąca centrum cotygodniowego świętowania Bożej miłości.
Zastanawiając się nad „większą sprawiedliwością”, której Jezus dla nas pragnie, zbyt często analizujemy na sposób faryzejski radykalizm miłości nakazanej przez Jezusa, niemożliwej do osiągnięcia dla człowieka, który opiera się o własne siły i zdolności, zamiast rozważać to, co winno stanowić chrześcijańską codzienność, która może zaowocować tak wielką miłością, że obejmuje ona także nieprzyjaciół. Krąg kapłanów redagujący „Prawo świętości” nie ma wątpliwości, że ludzka świętość rozpoczyna się czcią oddawaną własnym rodzicom. Coś tak naturalnego i oczywistego dla naszych przodków dziś jest wyzwaniem na miarę podboju kosmosu i domaga się radykalnego sprzeciwu modom i wzorcom głoszonym przez ideologów nowoczesnych społeczeństw. Za zburzeniem relacji do rodziców natychmiast pojawia się zniknięcie Boga z przestrzeni codzienności. Szabat, a dla chrześcijan niedziela, to dzień przeżywania w sposób praktyczny tego, co Bóg uczynił dla człowieka. Ale jak przeżywać szabat bez rodzinnego domu albo uczyć się niedzielnego świętowania, gdy weekend ma być dniem skupienia się na sobie, własnych przyjemnościach i pasjach? Społeczeństwa zamożne cierpią na „syndrom wolnego dnia”, z którym nie wiadomo co zrobić, więc wiele rodzin spędza długie godziny w korkach na autostradach, aby w poniedziałek pochwalić się, co nowego zobaczyli lub przeżyli w minione dni „odpoczynku”. Taki zaś „styl życia” prowadzi wprost do naruszenia zakazu bałwochwalstwa.
Nowoczesny człowiek, oderwany od rodziny, oczekujący na sobotnio-niedzielną „wolność” przeżywaną dla własnej przyjemności, staje się bałwochwalcą. W encyklice „Lumen Fidei” Papież zwięźle to ujął: „Rozumiemy więc, że bożek jest pretekstem do tego, by postawić samych siebie w centrum rzeczywistości, adorując dzieło własnych rąk. Człowiek, gdy traci zasadnicze ukierunkowanie, które spaja jego życie, gubi się w wielorakości swoich pragnień. Wzbraniając się przed oczekiwaniem na czas obietnicy, rozprasza się na tysiące chwil swojej historii. Dlatego bałwochwalstwo jest zawsze politeizmem, poruszaniem się bez celu od jednego pana do drugiego. Bałwochwalstwo nie wskazuje jednej drogi, lecz wiele szlaków, które nie prowadzą do wyraźnego celu, a raczej tworzą labirynt. Kto nie chce zawierzyć się Bogu, zmuszony jest słuchać głosów wielu bożków, wołających do niego: «Zdaj się na mnie!»” (n. 13). W konsekwencji musimy uznać, że świętość i miłość są nierozerwalnie związane i nie mogą istnieć jedno bez drugiego, inaczej stają się iluzją, której używamy dla okłamywania siebie samych.
ks. Maciej Warowny