Radujcie się ze Mną! (Łk 15, 1-10)

           echoewangelii Znamy dobrze Jezusowe przypowieści „o zabłąkanej owcy”, „o zgubionej drachmie” i „o synu marnotrawnym” (Łk 15). Jednakże sam Ewangelista tytułuje je nieco inaczej: „o człowieku, który miał sto owiec” (por. w. 4), „o kobiecie mającej dziesięć drachm” (w. 8), i „o człowieku, który miał dwóch synów” (w. 11). Chce, byśmy skupili naszą uwagę na Bogu, który kocha grzeszników. Czego możemy się o Nim dowiedzieć?

            Już sam czasownik „mieć” wskazuje na więź, jaka łączy Boga z człowiekiem. Nie ma ona nic z miażdżącego „posiadania”. Charakter tej więzi oddaje potrójny obraz: pasterza niosącego owieczkę na ramionach; kobiety, która swoje srebrne drachmy nosi wschodnim zwyczajem jako osobisty skarb, w naszyjniku, blisko serca; ojca, który trzyma w objęciach syna i okrywa go pocałunkami. Można powiedzieć, że Bóg jest ojcem o sercu matki, przepełnionym tkliwą miłością (por. w. 20). Bóg nie kocha wszystkich, „zbiorowo”, ale każdego osobiście. Jezus pyta retorycznie: Kto z was zostawi wielkie stado owiec, aby wszystkie siły poświęcić dla uratowania jednej z nich? Odpowiedź brzmi: Nikt rozsądny! Raczej spisano by ją na straty. Miłość Boga do każdego grzesznika jest szalona, po ludzku bezsensowna, ale to właśnie ona nadaje sens życiu. Skoro jesteśmy tak kochani, to warto żyć!

            Zagubienie owcy czy drachmy wyraża mocny termin „apóleia” (w. 4.8.24) oznaczający po prostu zatracenie, życie bezpowrotnie przegrane, teraz i na wieczność. Taka jest sytuacja człowieka, który odwraca się od Boga.

            Miłość Boga nigdy nie ustaje, jest wierna i wytrwała w poszukiwaniu człowieka, aż go odnajdzie i wydobędzie z ciemności i brudu (w. 8), ze śmiertelnej pułapki (w. 4). Ta miłość szła za nami od pierwszej chwili, gdy Adam wybrał „wolność od Boga” (por. Rdz 3,9), i nie zawahała się zstąpić do piekieł, aby ostatniego grzesznika uratować od śmierci wiecznej.

            Cechą Boga, który szuka i odnajduje zgubionego człowieka, jest radość, co Łukasz podkreśla w tym tekście aż dziewięciokrotnie. Do radości, która wypełnia niebo, Bóg zaprasza także swoich przyjaciół na ziemi: „Cieszcie się ze mną!” (w. 6.9; por. 32). Ta radość ze zbawienia rodzi Kościół, co Ewangelia pięknie pokazuje poprzez czasowniki z przedrostkiem „syn-” („współ-”), opisujące „wspólnototwórcze” działanie Boga: On „zwołuje razem” i mówi „współradujcie się ze Mną” (w. 6.9), a święto w domu Ojca to „symfonía” zgodnych serc (w. 25).

            Jezus zaprasza wszystkich nas, grzeszników, abyśmy zbliżali się do Niego i słuchali Go (w. 1), i „razem z Nim jedli” (gr. „synesthíei”), smakując w Eucharystii tę radość z nawrócenia i pojednania. Są jednak i tacy religijni ludzie, którzy nie umieją uznać się za grzeszników, kochanych za darmo, i nie chcą wejść. Zamiast zbliżać się do Niego (gr. „engidzein”), szemrają (gr. „gongydzein”). Szemranie uniemożliwia im słuchanie, a w sercach nie wzbiera radość, ale gniew i sądy (w. 2.28). To ich nawrócenia szuka Ojciec, który ciągle wychodzi przed swój dom. A gdzie ty jesteś?

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”