Niewolnik, który jest wolny (Ga 5, 1. 13- 18) 13 Niedziela Zwykła C

     Jeśli ktoś odmawia nauczaniu Apostołów dosadności języka, umiejętności obserwacji oraz konkretnych, nawet uszczypliwych uwag niech jeszcze raz przeczyta rozważany tekst Listu do Galatów.

A jeśli ktoś idealizuje Kościół czasów Apostolskich, widząc w nim wyłącznie cnoty i gorliwość w ewangelizacji niech zrobi to samo, o czym wspomniałem wyżej. Wspólnota w Galacji ma poważny problem.

Jeśli dzięki lekturom z poprzednich niedziel jeszcze tego nie zrozumieliśmy, to dzisiejsze czytanie nie pozostawia wątpliwości. Powrót do sprawiedliwości Prawa, do tradycji i obyczajów, gestów i rytuałów wykonywanych z aptekarską dokładnością, aby mieć poczucie sprawiedliwości, nie służy pełnieniu woli Boga, ale wyłącznie tworzeniu sobie iluzji, iż nie mam sobie nic do zarzucenia, bowiem skrupulatnie zachowuję wszystkie nakazy i zakazy Prawa. A Paweł Apostoł właśnie takim „sprawiedliwym” Galatom wypomina grzech najcięższy, brak miłości: „Kto bowiem miłuje drugiego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.”

Skrupulatność spełnianych przykazań ma za cel ukrycie przed sobą samym największej niesprawiedliwości, której się dopuszczamy, a którą jest brak miłości wobec współbraci w wierze. Jan Ewangelista pomaga nam zrozumieć wagę tego problemu, kiedy naucza: „Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.” Pobożność Prawa, pobożność skrupulanta, który docieka, jak należy się modlić, jak przyjmować komunię, jak odmawiać różaniec, jak … etc., może służyć niestety ukryciu najpoważniejszego problemu, do którego nie chcemy się przyznać sami przed sobą, iż nie potrafimy kochać. Ani Boga, ani braci, a w konsekwencji także samych siebie. Ale dlaczego tak? Dlaczego gorliwość w zachowywaniu najdrobniejszych szczegółów nie leczy naszej ułomności? Dlaczego skrupulatne przestrzeganie Prawa nie jest spełnieniem tegoż Prawa, a czyni to wyłącznie miłość? Myślę, że kluczem jest termin „niewola”.

Niewolnik nie potrafi i nie może kochać, bowiem niewolnik nie jest zdolny do ofiarowania swego życia drugiemu człowiekowi, gdyż nie należy do samego siebie. A nie móc ofiarować siebie znaczy nie móc kochać. I tu wkraczamy w paradoks miłości Boga. Ten, kto staje się niewolnikiem Boga, tak jak deklaruje to Maryja w dniu zwiastowania, mówiąc „Oto ja służebnica (dosł. niewolnica) Pańska” staje się prawdziwie wolny. Kiedy oddaję się Bogu, staję się Jego niewolnikiem, jestem wyzwolony z niewoli Prawa wyrosłej ze strachu przed karą, niepowodzeniem, cierpieniem, itp. Tylko wówczas staję się prawdziwie wolny, aby kochać mojego bliźniego. Święty paradoks. Tylko niewolnik Boga jest wolny. Tylko niewolnik Boga może ofiarować swoje życie za swoich braci. Idąc tą drogą widzimy, jak śmiesznie brzmią nasze deklaracje sprawiedliwości, jaka żałosna jest nasza obrona przed świadomością własnej niesprawiedliwość, jak łatwo każdemu z nas można wykazać grzech łamania Bożego Prawa. A rozwiązaniem nie jest jeszcze większa gorliwość, jeszcze dokładniejsze prawo, jeszcze bardziej szczegółowe rozważania kazuistyczne, co jest grzechem, a co nim nie jest, ale rozwiązanie kryje się w słowach Maryi: „Oto ja, niewolnica Pańska!” Jest to jedyna droga do wolności, jedyna droga do miłości, jedyna droga do spełnienia najgłębszej aspiracji naszego serca, aby być kochanym i móc kochać.

ks. Maciej Warowny, Francja

TOP