Dziecięca świętość (1 J 3, 1-3) Uroczystość Wszystkich Świętych

Jestem dzieckiem Boga, zrodzonym z wody i Ducha Świętego, zrodzonym przez słowo prawdy, zrodzonym do żywej nadziei, zrodzonym, aby doświadczać, że wiara zwycięża świat.

Natura dziecka Bożego nie jest przywilejem, ale owocem zaufania Bogu, iż dziecięca bezradność i bezbronność nie prowadzi mnie ku bezwolnej zagładzie, ale wprost do źródła Bożej miłości, ku pewności życia wiecznego. Dziecięctwo Boże jest więc kluczem do świętości. Ale świętości, która nie jest samoświadoma siebie. Zresztą innej świętości nie ma, bowiem: „Świętym jest się tak długo, póki się o tym nie wie”. Świadomość dziecka jest świadomością słabości i bezradności, świadomością, że potrzebuję „dorosłych”. Jednak ta potrzeba nigdy nie jest artykułowana. Ona istnieje na poziomie oczywistości. Dziecko nie planuje, nie tworzy zabezpieczeń, nie przewiduje scenariuszy na „gdyby jednak …”. Jego życie jest oczywistym zaufaniem, że może polegać na tych, którzy je kochają. Zresztą ono inaczej nie potrafi żyć.

Chyba jednym z najbardziej niedostępnych wymiarów dziecięcej ufności dla mnie, jako „dorosłego”, jest brak potrzeby kontrolowania otaczającego mnie świata. W chrześcijańskim języku można by to wyrazić, jako życie w całkowitym zaufaniu Opatrzności. Zaufanie Bogu jest dla mnie owocem doświadczania darmowej miłości. Jeśli zaś na wszystko muszę zasłużyć i zapracować, to dziecięca beztroska i ufność nie wzrastają w kierunku ufnej wiary, ale w stronę hipokryzji, bycia takim, jakiego inni oczekują. Dziecko jeszcze nie jest zdolne do hipokryzji, ale wkraczając w świat dorosłych uczy się, że dla zrealizowania pewnych pragnień, dla otrzymania upragnionych rzeczy lepiej nie być tym, kim się jest, korzystniej jest udawać kogoś innego.

Dla Jana, który Bogu nadaje imię „Miłość” jest oczywiste, że bez jakiegokolwiek ryzyka mogę wrócić do dziecięcej ufności, jako zasady całego moje życia. Znamienne, jak Jan to wyraża: świat nie zna dzieci Bożych, bowiem nie zna Ojca. Nie ma w tym poczucia misji do spełnienia, obowiązku bycia dobrym chrześcijaninem, poczucia odpowiedzialności za zbawienia świata. Bóg jest na pierwszym miejscu i nie ma znaczenia, co świat o mnie myśli i jakie znaczenie mi przypisuje. Dlatego dziecięctwo będące w symbiozie ze świętością nie jest owocem kolejnych doskonałości, sprawności, kursów, formacji czy rekolekcji, ale to powrót do dziecięcej ufności, którą obdarowujemy także Boga, jako Ojca. Dziecięctwa nie da się nauczyć, albowiem ono w nas już było i zostało zduszone fałszywą dorosłością. Dziecięctwo to owoc odkrycia pewnej „pobożnej bezradności” wobec samego siebie, wobec bliźnich i wobec świata oraz radość z tego faktu, który wprost kieruje nas w ramiona Ojca.

ks. Maciej Warowny

TOP