Umrzeć z łaski Boga (Hbr 2, 9-11) 27 Niedziela Zwykła B
Tajemnica Jezusowego krzyża jest kluczem do rozumienia wyjątkowości chrześcijaństwa i Jego Kościoła. Jezus staje się jednym z nas, aby w naszym ciele otworzyć nam dostęp do najtrudniejszych obszarów naszej egzystencji: bólu, porażki, cierpienia i śmierci.
Niestety my najczęściej z Ewangelii wyprowadzamy wyśrubowane zasady moralne, których szczegółowość i kazuistyka mogłyby być dumą faryzejskich interpretatorów Starego Przymierza. Zamiast Dobrej Nowiny wyzwalającej z lęku przed śmiercią i cierpieniem Ewangelie służą nam jako środek zasługiwania na Bożą łaskę, która z kolei ma być gwarancją unikania wszelkich cierpień i porażek. Religijność naturalna zawsze obiecuje sukces i pomyślną realizację planów i w tym celu wymaga skomplikowanych rytuałów oraz tworzy moralność zasług i kar. I taki właśnie model z niewyobrażalną gorliwością wpisujemy w treść chrześcijaństwa. A w konsekwencji zamiast „objawienia synów Bożych” w świecie, potrafiących żyć w miłości i jedności, którzy pokonali lęk przed śmiercią, umarli dla grzechu i żyją dla Boga, „nowość” Ewangelii upatrujemy w niebotycznie wzniesionej poprzeczce zasad moralności.
Rozważany fragment Listu do Hebrajczyków możemy śmiało porównać do hymnu o kenozie z Listu do Filipian. Uniżenie Jezusa jest całkowite. Wkracza on w te przestrzenie ludzkiego życia, których my za wszelką cenę chcemy uniknąć. A czyni to nie po to, abyśmy popadali w zachwyt wobec Jego miłości, ale byśmy z Nim zjednoczeni także przekraczali bramy lęku przed śmiercią i w ten sposób żyli ewangeliczną nowością życia. Braterstwo Jezusa wobec każdego z nas nie jest naiwnym spoufalaniem się z Bogiem, ale autentyczną solidarnością z naszym cierpieniem i kruchością życia, gdzie podatność na zranienia i cierpienie staje się nieustannym zaproszeniem do szukania komunii z Bogiem i bliźnimi. Chrystus wprowadza nas w ten sposób w miłość, która zawsze jest darem czynionym z siebie. Autor Listu nie boi się napisać, że całkowitość i nieodwracalność daru, czyli śmierć za tego, kogo się kocha, jest darem od Boga: „z łaski Bożej zaznał śmierci za każdego człowieka”. Śmierć łaską? Ukształtowanym przez religijność naturalną, której kołem napędowym jest unikanie za wszelką cenę cierpienia, „pobożnym” chrześcijanom nie mieści się to w głowie.
Chrystus nie jest wzorem do naśladowania w potocznym rozumieniu czasownika „naśladować”. Jego dzieło jest wyjątkowe, jedyne i niepowtarzalne. Niestety zredukowanie tego dzieła do wzorca doskonałości moralnej pozwala mówić o naśladowaniu Chrystusa: „Jezus był tak pokorny, więc i ja mam być tak samo pokorny”; „Jezus ….”, etc. Pełnia dzieła Jezusa to wniesienie w moje życie czegoś, czego nigdy nie będę mógł uczynić. I nie pomoże żadne moralizowanie i powtarzanie mi, iż powinienem się postarać, że muszę, etc. Bez łaski jesteśmy jak uczniowie w Ewangelii Marka. Za każdym razem, kiedy Jezus zapowiada swą mękę oni nic nie rozumieją, a wizję cierpienia i krzyża starają się zagłuszyć sporami o to, kto z nich jest największy. Stworzeni do szczęścia nie chcemy uwierzyć, że szczytem pełni człowieczeństwa jest zdolność czynienia daru z siebie, zdolność tak wielkiego zjednoczenie z Jezusem, żeby On we mnie mógł dawać się Ojcu i moim braciom. Ja sam tego nie potrafię. Każdy znak zbliżającego się cierpienia, problemów czy choroby staje się dla mnie znakiem nie-miłości Boga. Ale Bóg wykorzystuje skandal cierpienia, aby w moje życie wprowadzić „skandal” swego miłosierdzia. Bym w Nim mógł już tu na ziemi odpocząć od moich lęków, duszności i ułomności.
ks. Maciej Warowny