Przez śmierć do życia (1 Kor 15, 20-26) Uroczystość Wniebowzięcia NMP
Śmierć nie jest wrogiem Boga, bowiem On jest wieczny i śmierć nie ma do Niego dostępu. Śmierć jest wrogiem człowieka, który zraniony grzechem nie potrafi uznać jej za konieczny etap swego życia.
Śmierć jest moim wrogiem, ponieważ wprowadza do mojego życia ludzki bez-sens. Jeśli wszystko kończy się śmiercią, jeśli wszystko, co zdobywam, na czym mi zależy, o co walczę, musze pozostawić w tym świecie, to w perspektywie śmierci cała moja walka nie ma najmniejszego sensu. Dokładnie tak, jak wyraził to Paweł Apostoł: „Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy!” Perspektywa zmartwychwstania nadaje inną wartość moim czynom. Ale zmartwychwstanie nie dotyczy tego, co „po śmierci”, ale staje się miejscem zwycięstwa nad strachem przed śmiercią już za życia. Mój odwieczny przeciwnik, który tak często wręcz paraliżuje mnie lękiem przed cierpieniem, wypadkiem, biedą, samotnością, odrzuceniem, porażką, został w Chrystusie pokonany.
Adam-człowiek, który żyje we mnie jest źródłem czynów inspirowanych rywalizacją nie tylko z moim bliźnim, ale nawet z samym Bogiem. Ja sam chcę o wszystkim decydować. Niestety moje decyzje nie zawsze mają szansę na realizację. Więc przychodzi potrzeba kontrolowania i ubezpieczania się na wypadek, gdy sprawy nie pójdą po mojej myśli. Ilość ubezpieczeń zawieranych we naszym życiu jest wprost proporcjonalna do strachu i chęci panowania nad rzeczywistością naszego życia. A kiedy musze się skonfrontować z ewidentną porażką moich decyzji i czynów, to Adam we mnie powtarza nieustannie, że to inni są temu winni. Przecież ja chciałem jak najlepiej. Dlatego Bożą odpowiedzią na Adama we mnie jest Chrystus-człowiek pragnący zamieszkać we mnie. On chce okazać się mocnym w moim życiu siłą Jego zwycięstwa nad śmiercią. To, czego ja nie potrafię, Chrystus pragnie uczynić we mnie. Nie jest to wyłącznie perspektywa na „po śmierci”, ale na dziś. Chrystus zmartwychwstały jest Bożą odpowiedzią na mój aktualny lęk przed śmiercią.
Ostateczne zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią to kosmiczne i uniwersalne poznanie prawdy, iż to, co Bóg powołał do życia nie może ulec zagładzie. Bóg jest życiem, w Nim nie ma śmierci ni zagłady. Ale na dziś prawda ta jest osłonięta znakami zmartwychwstania. Dlatego Dobra Nowina o zmartwychwstaniu Chrystusa wciela się w historię mojego życia. Nie ma tu żadnej pychy z moje strony. Ta Dobra Nowina wciela się w historię życia każdego człowieka. Tylko, że bez łaski, bez Kościoła, bez otwartego na Słowo Boże ucha, nie jesteśmy w stanie jej usłyszeć, a w konsekwencji także nie możemy nią żyć. Kiedy doświadczyłem odrzucenia i zanegowania tego, w co wkładałem całe moje serce i moje życie, kiedy kilkoma zdaniami w ust ważnych dla mnie osób zniszczono moje przekonania, o tym, co uznawałem za najważniejsze w moim życiu i pracy, Bóg ogłosił mi Dobrą Nowinę o życiu, które wyłącznie od Niego pochodzi. Ale ja byłem tak mocno skoncentrowany na swoim cierpieniu, na doszukiwaniu się wszelkich możliwych niesprawiedliwości wobec mnie, że nie byłem w stanie tego dostrzec i doświadczyć.
Tajemnica Adam i Chrystusa we mnie, pewna zagadka ich ciągłego współistnienia we mnie, to tajemnica krzyża, czyli śmierci przyjętej dobrowolnie. To w świetle tej tajemnicy mogę powiedzieć o szczęśliwej winie, o szczęśliwym dla mnie poranieniu, którego doświadczyłem, o szczęśliwym zawaleniu się mojego świata. I wcale nie dlatego, że z perspektywy wielu lat dostrzegam, że dla mojej młodzieńczej pychy dobrą rzeczą było kilka potężnych „psychicznych kopniaków”. Ale w perspektywie minionych lat Bóg okazał się wierny swej obietnicy. Ludzie niekoniecznie byli wierni, u nich też nie udawało mi się znaleźć stosownego pocieszenia. Bóg był wierny. Chrystus objawiał moc swego zmartwychwstania. Nie wiem, czy potrafię dziś dziękować Bogu za tamtą bolesną historię, ale już wówczas śmierć została podeptana mocą Chrystusa. Tam, gdzie ja widziałem przegraną, Bóg przygotowywał dla mnie nowe życie.
ks. Maciej Warowny