Święta Maryja Służebnica Pańska - Ks. Wojciech Rebeta

 Polecamy cykl medytacji maryjnych ks. Wojciecha Rebety (SFD). Życie jedynie dla samego siebie rodzi cierpienie.
Ofiarowanie zaś siebie dla drugiego przynosi zbawienie.

                                                                                    
                                                                                                                                           Święta Maryja
                                                 SŁUŻEBNICA PANSKA 

Drodzy Bracia i Siostry! 
              
Znany współczesny teolog, dominikanin, o. Marie-Dominique Philippe, pisze w jednym ze swoich traktatów o Maryi: „Wejdźmy w jakże wyjątkowe położenie służebnicy Pańskiej: Jej wewnętrzne, doskonałe posłuszeństwo jest spełnione zgodnie z wolą Jej Boga. Tę wolę Bożą Maryja kocha ponad wszystko, poddaje się jej całkowicie, uważa ją za swoje jedyne światło i siłę”.
 
              Dziś, w drugim dniu Tygodnia Maryjnego, przyjżyjmy się relacji: Maryja a Chrystus w kontekście wezwania Maryi jako Służebnicy Pańskiej. Tytuł ten nie został nadany Maryi przez kogokolwiek, lecz został wybrany przez Nią samą. Najpierw, gdy przyjmuje poselstwo Boże Archanioła Gabriela i mówi wówczas: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38), potem zaś, gdy wielbi Boga w spotkaniu z Elżbietą mówiąc: „Raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej” (Łk 1,47-48). Fakt samookreślenia się Maryi w ten sposób jest wielce znaczący. Jeśli szukamy właściwej pobożności maryjnej, nie możemy być bardziej pobożni od Tej, której tajemnicę chcemy zgłębiać. Dwie sceny: zwiastowania Pańskiego Najświętszej Dziewicy i nawiedzenia św. Elżbiety przez Maryję ukazują w swym centrum Jej fiat i Magnificat, których fundamentem jest wymiar życia służebnego. Potrzeba nam zatem odkrywać istotę postawy służebnej, by taką właśnie wcielać w swoje życie.                                                            I
                Powróćmy do wypowiedzi o. Philippe`a. Mówiąc o Służebnicy, opisuje Ją przy słowach: posłuszeństwo, wola Boża i miłość. To, co w Maryi rozpoczęło się z chwilą wcielenia Syna Bożego, nabierało niejako rozpędu i było kształtowane dalej przez Tego, którego porodziła. Jej Syn, Jezus Chrystus, stał się dla swojej Matki niegasnącym punktem odniesienia. On Ją nieustannie – jeśli tak można powiedzieć – „dojrzewał”. Dojrzewał, bo Ją widział, Jej wyglądał, Ją znał. Ale dojrzewał także w innym znaczeniu: Jezus stał się powodem kształtowania w dalszym ciągu Jej serca. To On stał się przyczyną Jej dojrzewania i dojrzałości. Posłuszeństwo zatem, wolę Bożą i miłość, o których mówimy, należy odnieść do całego życia Maryi, zjednoczonej ze swoim Synem i ze względu na Niego.
                Maryja była posłuszna Bogu i choć stała się Matką Jezusa Chrystusa, była posłuszna swemu Synowi, jako Bożemu Synowi. Choć to posłuszeństwo jest jedyne w swoim rodzaju. Bóg, chcąc kształtować serce Maryi w posłuszeństwie, dał Jej bardzo trudne doświadczenie związane z pozostaniem w świątyni dwunastoletniego Jezusa. Jego wybór odłączenia się od rodziców był całkowicie świadomy, ale i całkowicie święty, pomimo bólu jaki sprawił Maryi i Józefowi. Jednocześnie zaś, bezpośrednio po tym wydarzeniu, Jezus, jak zaznacza Ewangelia, „poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany” (Łk 2,51a). Bóg chciał uczyć Maryję posłuszeństwa przez posłuszeństwo siebie samego w osobie Jezusa. Dlatego św. Łukasz tak komentuje ów niezwykły epilog: „A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu” (Łk 2,51b). Bóg dialogował z Maryją przez wydarzenia, konkretne historie z Jej życia. Postawił Ją wobec Jezusa, który odłączając się od Niej i Józefa, oznajmił im, że musi pełnić wolę swojego Ojca. A jednocześnie ten sam dwunastolatek był im poddany. Czyż te wydarzenia nie skłaniały Maryi do pogłębienia w Niej cnoty posłuszeństwa? Oto Bóg, który nie ma nad sobą żadnej władzy decyduje się na Wcielenie, by poddać się narodzinom ludzkim, przewijaniu w pieluszki i karmieniu, a potem dorastając godzić się na zależność od innych. Serce Maryi – w posłuszeństwie Syna – uczy się swego posłuszeństwa. To znaczy całkowitego, gotowego na ogołocenie się. Dla Niej tym ogołoceniem będzie Jej całkowita zgoda na pełną wolność Syna względem niebieskiego Ojca, jak i też całkowite przylgnięcie do tegoż Ojca, który skieruje Jej Syna na krzyż. Dokona się więc ostatecznie to, co zapowiadał Matce Jezusa prorok Symeon: „A Twoją duszę miecz przeniknie” (Łk 2,35).
                Posłuszeństwo Maryi jest nastawione na pełnienie woli Bożej. Ona jak nikt inny rozumie słowa Jezusa, który nauczał: „Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał” (J 6,38). Oto prawdziwy sekret wszystkich świętych: pełnić wolę Bożą. To jedno jest najważniejsze, to jedno wystarczy. Dlatego inna niewiasta otrzyma od Jezusa wskazówkę: Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” (Łk 10,41-42). Pełnienie woli ma różne stopnie i odcienie, zawsze też zaczyna się od słuchania. Być posłusznym, to znaczy być tym, który w pierwszej kolejności słucha. Czerpie wtedy nie z siebie, ale ze źródła. Ze źródła, które prowadzi do swego początku. A czymże jest ów początek? To miłość Boga, w Nim odwiecznie będąca i Nim będąca, która chce się udzielać. Odkrycie początku, z którego potem rodzi się pełnienie woli Bożej jest absolutnie konieczne. Posłuszeństwo bowiem bez miłości jest beznadziejną musztrą, której owocem jest samotność i cierpienie. Osoba Maryi tak postrzegana może wydawać się pomnikowa i tak wielka, że aż nieznośna. Chciałbym dlatego przywołać jedno zdanie z wypowiedzi o. Marie-Dominique`a: „Tę wolę Bożą Maryja kocha ponad wszystko”. Czy rozumiesz? Dla Maryi posłuszeństwo nie stanowi czegoś, co obrazowo można by przedstawić jako codzienne wchodzenie w za ciasne o kilka numerów buty i tak naprawdę skrywane pragnienie jak najszybszego wyjścia z nich. Miłość jest początkiem dla posłuszeństwa, a pełnienie woli Bożej jego owocem, okazją i radością, że można odpowiedzieć na tę pierwszą miłość. 
              
To tłumaczy, dlaczego Maryja mówi – a sądzę, że raczej należy słyszeć w tym okrzyk – „Wielbi dusza moja Pana” (Łk 1,46). Posłuszeństwo Maryi jest pełne radości, a nie poczucia jakiejś zależności, które prowadzi do zgorzknienia. Ktoś mógłby postawić zarzut, że Maryja wielbi, gdyż ma powód do radości – nosi w sobie Dziecię Boże i jest pozbawiona większych kłopotów, lecz gdyby pozbawić Ją przyczyny radości, nie zdobyłaby się na uwielbienie. Ale tak powie ten, kto nie zna Ewangelii. Owszem radość Maryi wiąże się, zwłaszcza w tym konkretnym momencie, z noszeniem w swoim łonie Jezusa. Ta radość udziela się zresztą innym. Elżbieta zdumiona zawołała do swojej krewnej: „Skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie” (Łk 1,44). Ale prawdą jest również, że cała nauka Jezusa, jak i owoc Jego męki, śmierci i zmartwychwstania przynoszą zupełnie nową rzeczywistość. To rzeczywistość wiary, która jak pewna płaszczyzna, łączy Maryję z Chrystusem, a później także jest darem dla każdego ochrzczonego. To więź silniejsza niż więzy krwi. Maryja w ten sposób jest zawsze ze swoim Synem. To właśnie pozwoli przetrwać wszystkie cierpienia. Mogą one co prawda ukryć głęboko radość, nie dając jej jakby prawa głosu, ale te różne przeciwności nie zmienią stosunku Maryi do Boga. Będzie Go uwielbiać w Kanie Galilejskiej, ale i pod krzyżem swego Syna. Uwielbiać, to znaczy cieszyć się, że pełni się wola Boża. Akceptować ją i dziękować Panu. Nawet, gdy czasem muszą popłynąć łzy.
  
        
                                                                 
                                                                       II
 
 
               Rozważamy doskonałości Maryi, by przede wszystkim uczyć się od Niej życia. Jest naszą Matką. Mamy prawo zwracać się do Niej, ale też Ona ma prawo zwracać się do nas. Być może to drugie jest przez nas zapominane. Łatwiej zawsze przyjść i prosić, trudniej jest zapytać się: A co mam czynić? Niech prośby do Maryi nigdy nie znikną, ale też trzeba pamiętać, że Jej podobają się przede wszystkim te nasze prośby, w których zabiegamy o to, co było i jest w dalszym ciągu pragnieniem Jej niepokalanego serca.
               Sużebnica Pańska jest posłuszna z miłości, by pełnić wolę Bożą. Czy posłuszeństwo jest dziś w modzie? Wydaje się, że to najbardziej niechciany gość. Został on wyproszony z bardzo wielu miejsc, różnych środowisk, rodzin, małżeństw; także u dzieci przebywa coraz krócej. Porównajmy choćby sposób zachowania się dzisiejszej młodzieży w szkołach z pokoleniami wcześniejszymi. Czy to w ogóle można porównać? Czasem brakuje skali. Problem pogłębia też myślenie tych, którzy mienią się katolikami, ale postępują tak, jak oni chcą, a nie według tego, co mówi Bóg, przykazania, Kościół. Wielu kocha Chrystusa, ale tylko ustami. Dziś każdy ma rację, prawa; wie lepiej. Dziś nikt nie jest winny, a kategoria grzechu własnego nie istnieje. Dla jednych luz i zabawa, dla innych sukces, albo pokonanie przeciwnika będą miarą szczęścia. Nie sposób wymienić, choćby pobierznie, wszystkich kategorii i rodzajów ludzkiej pychy, egoizmu, małostkowości. Jednakże wspólnym mianownikiem wszystkich przejawów nieposłuszeństwa jest wywyższenie własnego „ja”. To „ja” mówi „chcę”. I podpowiada: „mam prawo, bo chcę”; a skoro „mam prawo”, to znaczy, że „mi się należy”; a jeśli „mi się należy”, to „muszę – to coś mieć”. I w ten sposób przechodzi się bardzo szybko i niepostrzeżenie od „chcę” do „muszę”. Moje „ja” staje się panem, który przymusza, zniewala. I czyni to w imię wolności! A więc oszukuje. Dlatego prawdziwi mistrzowie życia duchowego przestrzegają: „nie ufaj sobie”. Łatwo stać się ofiarą oszustwa, nie wiedząc o tym. Może dlatego Chrystus oświetla nas swoją prawdą: „Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je” (Łk 17,33).
                Czym jest posłuszeństwo? Obrazowo przedstawiłbym to następująco. Ziemia krąży wokół słońca; nie odwrotnie. Dla chrześcijanina słońcem jest Chrystus – światłość świata (por. J 8,12). Ziemia krąży wokół słońca i go adoruje. 24 godziny na dobę. I nie czuje się z tym źle. Jest na swoim miejscu, zgodnie z zamysłem Stwórcy. I to jest pokora. Być tam, gdzie postawił mnie Pan. Własne „ja” natomiast, oświetlone słońcem, często już nie widzi słońca, ale siebie. I zakochuje się w sobie. Zawsze nieszczęśliwie, jak szatan.
                Posłuszeństwo Maryi, od której mamy się uczyć, polega na dostrzeżeniu światła z wysoka i zakochaniu się w nim. Jej „ja” nie szuka siebie, ale boskiego „Ty”. Na tym polega Jej uniżenie. Stąd właśnie rodzi się postawa służebna. Kochać to właśnie odnaleźć drugie „ty” – najpierw Boga, a potem człowieka. Ten, kto jest autentycznie zakochany, stara się spełnić oczekiwania swojej miłości. Jest to postawa służebna, która właśnie odnajduje się najlepiej w dawaniu, jeśli chce kochać. Służyć, to znaczy znaleźć wreszcie swoje miejsce, takie, w którym dopiero czuje się, że można jakoś odpowiedzieć na miłość. Służebność to miejsce kochania. A także – dla chrześcijanina – miejsce konania. Na wzór Chrystusa, który „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10,45). Tą drogą szła Maryja. Czy już wiesz, co jest życzeniem Twojej Matki względem Ciebie?                                       
                                                     
                                                                          III
               Życie dla siebie samego nie ma sensu. Jest puste. Staje się „jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13,1). Najlepiej przekonują o tym ci, którzy dopiero w Chrystusie odnaleźli swoją miłość i w pewnym sensie siebie samych. Dopiero z perspektywy nawrócenia widzą swoje dawne życie jako wielkie, trujące bagno. Chciałbym przytoczyć w tym kontekście świadectwo nawrócenia Ewy Lavalliere. Żyła na przełomie wieków XIX i XX. Aktorka, kobieta sławna i bogata, od wielu lat niewierząca. Mając 51 lat mówi butnie do prostego, wiejskiego proboszcza, który czyni jej wyrzuty z powodu nie chodzenia jej do kościoła: „Nie tylko nie wierzę w Boga, ale i w szatana nie wierzę”. Jednak od spotkania z tym księdzem, coś zaczyna się dziać w jej sercu. Zostaje dotknięta łaską i 19 czerwca 1917 r. przystępuje po spowiedzi św. do komunii, po 39 latach całkowitego oddalenia od Boga. Dzień ten staje się przełomowy; to są jej powtórne narodziny. Jej dotychczasowe życie z zewnątrz mogło się wydawać wielkim pasmem szczęścia: była sława, rozrywka, luksus. Prawda była zgoła inna. Przeżywała wielkie cierpienia wewnętrzne i próbowała kilkakrotnie popełnić samobójstwo. Znajomi nie chcieli uwierzyć w jej nagłe i niespodziewane nawrócenie. Myśleli, że odgrywa kolejną rolę. Ona zaś porzuciła teatr, sprzedała dwa swoje mieszkania, pieniądze rozdała ubogim i zapragnęła wstąpić do klasztoru. Modliła się gorliwie i pokutowała. Zaczęła też bardzo chorować. Lekarze orzekli, że nie ma szans na jej wyzdrowienie, że zmierza ku śmierci. Uznała to za cudowną wiadomość. Została franciszkańską tercjarką znaną pod imieniem Ewa Maria od Najświętszego Serca Jezusowego. Przez trzy lata, które jej pozostały, wyjeżdżała każdego roku na siedem miesięcy do Afryki, pracując tam z poświęceniem jako pielęgniarka w grupie misjonarek świeckich. Umarła 10 lipca 1929 r. po niewyobrażalnych wprost cierpieniach: starciła wszystkie zęby, jedno oko. Ale z jej ust nie znikała modlitwa. Cierpienia uważała za należną jej pokutę i nazywała je „uściskami drogiego Jezusa”. Wołała przy tym: „Bądź uwielbiony Panie…”. Pozostawiła po sobie niezwykły dziennik, a w nim kwestionariusz. Oto niektóre jego fragmenty: „Moje ulubione imię? Jezus; Mój ulubiony kwiat? Cierń w koronie; Moje ulubione zwierzę? Baranek Boży; Moja ulubiona suknia? Szata chrzcielna; Mój ulubiony sport? Przyklekanie; Moja ulubiona biżuteria? Mój różaniec; Moja posiadłość? Mój grób; Mój ulubiony owoc? Jezus; Mój cel? On. 
               
Święta Maryjo, Służebnico Pańska, która zakochałaś się bez końca w swoim Stwórcy, wyjednaj nam, prosimy, łaskę widzenia w pełnym świetle Twego najdroższego Syna. Ucz nas posłuszeństwa z miłości, ażebyśmy nie szukali siebie, ale służyli Bogu i bliźniemu, a trwając z Tobą, uwielbiali Chrystusa, naszego Pana, za wielkie rzeczy, które nam uczynił. Amen.

             
Ks. Wojciech Rebeta, Lublin