"Między duchem a psychiką"- Porzywdzeni przez los

Pokrzywdzeni przez los

       Niektórzy są wyjątkowo dotkliwie doświadczani przez los. Słuchając opowieści o ludziach pokrzywdzonych przez egoistyczne dzieci, zawistnych sąsiadów, niesprawiedliwych przełożonych smutno mi, że świat jest taki niesprawiedliwy. Jednym życie zdaje się jakoś układać, inni natomiast mają jakby częściej, żeby nie powiedzieć ciągle pod górkę, ciągle wiatr w oczy, ciągle kłody pod nogi. 

        Można dojść do wniosku, że im człowiek lepszy, im bliżej Boga tym więcej nieszczęść na siebie ściąga. Może rzeczywiście dobro bywa prześladowane, jak Pan Jezus. Jest coś pociągającego w tym myśleniu. Generalnie coś się jednak we mnie buntuje przeciw takiemu patrzeniu na życie. Po pierwsze nie bardzo mi się spieszy z dojrzewaniem do dobra, jeśli ma to czynić moje życie coraz gorszym. Po drugie trudno mi przyjąć, że dobre znaczy słabsze i bardziej bezbronne. Wreszcie po trzecie Pan Jezus wcale taki bezbronny nie był. Okazji do utraty życia mu nie brakowało, a mimo tego bez większego trudu ich unikał. Dopiero w pewnym, niemalże wybranym przez siebie momencie zdecydował się przyjąć krzyż.
        Jak więc wyjaśnić ten mocno obecny w życiu niektórych ludzi wiatr w oczy, te kłody pod nogi, to wspinanie się coraz bardziej pod górkę? Myślę, że powodów jest wiele. Dziś chciałbym powiedzieć o jednym. Niektórzy otrzymują od życia więcej ciosów niż inni, ponieważ sami te ciosy prowokują. Zdaję sobie sprawę, że ta teza brzmi dość brutalnie. Nie zmienia to jednak faktu, że w odniesieniu do niektórych jest prawdziwa jest. W związku z tym stawiam sobie pytanie, co takiego zyskują ludzie ściągający na siebie różnego rodzaju nieszczęścia? Mimo, że nadal zasmucam się doniesieniami o złym losie,niesprawiedliwości i ludziach złej woli, stawiam sobie kolejne pytanie: jak to robią, w jaki sposób prowokują innych, aby ich prześladowali?
        Po co mi odpowiedzi na te pytania? Ponieważ nie chcę samemu sobie tłumaczyć złym losem i ludzką złością tego, co w gruncie rzeczy zależy od mojego postępowania. Złego losu, ani złych ludzi nie zmienię. Wierzę natomiast, że mogę zmienić siebie i przestać prowokować innych do zadawania mi ciosów, jeśli właśnie to prowokowanie jest przyczyną moich nieszczęść. Wierzę, że w pewnych sytuacjach to, czy będę ofiarą, czy nie zależy ode mnie. W innej sytuacji nie chcę dać się wciągnąć w grę, w której mój bliźni będzie odgrywał ulubioną przez siebie rolę ofiary, a ja będę mu służył jako oprawca. Dziwne, że tak się między ludźmi może dziać? Dziwne i co gorsza trudne do zmiany, bo w wielu wypadkach zupełnie nieświadome.

Ks. Wiesław Błaszczak SAC, Ośrodek Terapeutyczno-Szkoleniowy (OTS), Lublin

TOP