"Między duchem a psychiką" - Płacz i milczenie (Na W. Sobotę)
Płacz i milczenie
Trudno mi o felieton w dniu, gdy świat współodczuwających z Chrystusem zaległa cisza. Być może najłatwiej byłoby uciec w aktywność, być może taką przedświąteczną. Być może… Na szczęście czasami trudno być obojętnym na tajemnice Wielkiego Tygodnia. Tak, chociaż bywa to bolesne.
Zdrada, niezrozumienie, osamotnienie, rozstanie, cierpienie, ofiara, śmierć… chyba naturalną rzeczą jest ucieczka przed tym wszystkim. Gdy trudno uciec, można po prostu popłakać, i może będzie lżej. Chyba właśnie temu służył płacz obecnych na drodze krzyżowej niewiast. Zapewne nie tylko one tak płakały, ale to właśnie na nie Jezus zwrócił uwagę. Może nie tyle na nie, co im.
„… zwrócił się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?” (Łk 23:28-31)
Jest taki płacz, który przynosi ulgę, ale poza tym nic nie zmienia. Człowiek nie staje się lepszy – drzewo nie staje się zielone. Są takie filmy, które wzruszają. To wzruszenie przynosi ulgę, ale poza tym niewiele zmienia. Jezus zdaje się ostrzegać przed tego typu wzruszeniem.
Warto, więc zmierzyć się raz jeszcze z tym, co trudne w przesłaniu Wielkiego Tygodnia. Dobrze byłoby pozwolić sobie na łzy, na wzruszenie, na współczucie. Dobrze byłoby jednak pójść trochę dalej. Dobrze byłoby poza wzruszającym przesłaniem o cierpiącym Bogu odczytać coś dla siebie właśnie na dziś. Dobrze byłoby w tej ciszy odkryć swój własny Egipt, czyli swoje własne zniewolenie. Dobrze byłoby wołać o wyzwolenie ku wolności. Dobrze byłoby poznać drogę przez Morze Czerwone. Dobrze byłoby tą drogą ruszyć. Dobrze byłoby przejść czas oczyszczenia na pustyni, by wejść do Ziemi Obiecanej.
Jeśli te obrazy nie przemówią, jeśli nie przyniosą konkretnych odpowiedzi, pozostanie tylko bezproduktywne wzruszenie. Gdy wyschną tanie łzy, pozostanie przyzwyczajenie do przedświątecznego klimatu. A potem? A potem chrześcijański świat zalegnie cisza. Nie będzie ona jednak wielka, będzie pusta. Chyba, że w wielkiej ciszy, pośród łez odnajdziemy nasz Egipt, naszą drogę przez Morze Czerwone, oczyszczającą nas pustynię i spełnienie tęsknoty za Ziemią Obiecaną.
Ks.