Dziwny dar (J 14, 23-29) (2)

echoewangeliiJezus obdarowuje swych uczniów pokojem, który ma zupełnie inną naturę, niż pokój, o który zabiega świat, pokój zbudowany na strachu przed przemocą, do którego drogą jest walka o równowagę niszczących sił. Pokój Jezusa to dar, który zamieszkuje serce człowiek i dzięki temu jest obecny w relacjach społecznych. Pokój „jaki daje świat” to czysto zewnętrzny brak agresji. Problem z pokojem polega na tym, że tak naprawdę niewielu go pragnie. Natychmiast przychodzą mi do głowy wszyscy chłopcy, którzy od najmłodszych lat pragną rywalizować, pragną potwierdzić swoją wartość, poczuć się dobrze dzięki temu, że okazali się „lepsi” od innych. Może pomyślicie, że to przecież takie niewinne, że rywalizacja zawsze towarzyszyła człowiekowi. Ale jakie są jej granice?

Czy pokój jest udziałem tego, kto nigdy nie rywalizuje w żadnej dziedzinie sportu, ale spędza noce na zdobywaniu punktów w komputerowej „strzelance”? Przecież to też jest rywalizacja, tylko że z przeciwnikiem trudniejszym, bo nierealnym, który się zmienia i ciągle proponuje nowe wyzwania. Dziecięca rywalizacja przeradza się w rywalizację ekonomiczną, rywalizację o stanowiska, o poziom dochodów, o jakość posiadanego samochodu, etc. Powiecie, że przecież z tego nie rodzą się tak od razu wojny. Zgoda, ale czy ten stan możemy uznać za pokój, którego Jezus pragnie dla swych uczniów? Lęk przed „byciem wyprzedzonym”, zazdrość o dobra materialne lub duchowe posiadane przez innych chcemy nazywać pokojem?

Pokój „tego świata” jest pokojem obarczonym lękiem przed jego utratą, lękiem przed przemocą, która może go łatwo zniszczyć. Jeśli dla jakichś rodziców źródłem pokoju jest dobre zdrowie i sukces dzieci, jeśli dla szefa firmy jest nim nieustanny wzrost obrotów, jeśli dla sportowca jest nim zdobywanie kolejnych trofeów, to taki pokój jest bardzo kruchy i nieustannie zagrożony. Nawet trudno go nazwać pokojem, bo jest obarczony nieustanną obawą jego utraty. Nie takiego pokoju pragnie Jezus dla uczniów, bowiem On natychmiast po obietnicy pokoju dodaje: „niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka”.

Dlatego medytując o pokoju muszę postawić sobie pytanie o wszystkie źródła „trwóg i lęków” w moim życiu. Czego się boję? Choroby, śmierci, kalectwa, biedy, utraty bliskich, samotności, opuszczenia przez najbliższych, porażki zawodowej, utraty dóbr materialnych czy pozycji społecznej? Lista jest długa i jeśli zastanowić się dobrze, każdy z nas może ją napisać na swój własny sposób. Często drogą do poznania naszych lęków jest obserwacja naszej agresji. I nie chodzi o wielkie wybuchy gniewu, ale bardzo często o małe, wewnętrzne „poczucie złości”, czy „ukłucie zazdrości”, etc. Ale czy my chcemy znać prawdę o nas samych? Czy chcemy odkrywać źródła poczucia zagrożenia, aby tam zapraszać Jezusa z Jego pokojem?

Przejęci zagrożeniami światowego pokoju, straszeni kolejnymi mniej lub bardziej realnymi wojnami, zapominamy, że Kościół zawsze żył w świecie, który nie przyjmował Bożego pokoju. Historia Kościoła czasów apostolskich to historia prześladowań, agresji i wielokrotnego odrzucania chrześcijan przez społeczeństwo. Skąd jest w nas to fałszywe poczucie, że Jezusowy pokój na dzisiejsze czasy musi być pokojem politycznym, ekonomicznym i społecznym? Dar pokoju rodzi się z więzi z Chrystusem. Dlatego pierwszą część dzisiejszej Ewangelii możemy śmiało nazwać „jedyną drogą do pokoju”. Miłość do Chrystusa, zachowywanie Jego nauki, czy lepiej napisać, życie Jego nauką, życie w nieustannej komunii z Bogiem, poddanie się działaniu Ducha Świętego, to jedyne „środki” do pokoju trwałego, który nie rodzi lęku przed jego utratą w obliczu przemocy obecnej w świecie.

W kilku krótkich zadaniach Jezus ukazuje nam „trynitarzy wymiar życia chrześcijańskiego”. Jest Ojciec, jest Syn jest i Duch Święty. A my jesteśmy zaproszeni do przebywania z Nimi i pośród Nich. Pozostając w świeci, który nie jest i nie potrafi być idealny, jesteśmy zaproszeni do życia we wspólnocie, która przekracza ten świat. Poprzez wiarę stajemy się mieszkańcami Nieba. A kiedy zaczynamy „zamieszkiwać w Niebie”, pokój staje się naturalnym i oczywistym udziałem. Przypatrzmy się wielkim i naprawdę skutecznym „działaczom pokojowym”, którzy nigdy nie walczyli o pokój, ale w sposób ewangeliczny wprowadzali go w świat, jak Jan Paweł II czy Matka Teresa. Oni byli przede wszystkim ludźmi głębokiej i osobistej więzi z Jezusem, bo tylko z niej rodzi się prawdziwy pokój. Pozostałe metody „walki o pokój” są iluzją.

Ks. Maciej Warowny, Francja

TOP