Miujcie waszych nieprzyjaciół -19 lutego 2017 – 7 Niedziela zwykła "A"

Mesjasz1Dzisiejsza Ewangelia zaczyna się słowami Jezusa: „Słyszeliście, że powiedziano: oko za oko i ząb za ząb!

Może nam się wydawać, że są one bardzo okrutne. Warto jednak wiedzieć, że wyrażają one bardzo złagodzoną zasadę karnego postępowania wobec kogoś, kto wyrządził krzywdę drugiemu człowiekowi. Przed wypracowaniem tej zasady przez Kodeks Hammurabiego i Księgę Wyjścia w Starym Testamencie oraz uznanie jej przez prawo Greków i Rzymian panowała między ludźmi straszliwa samowola i ogromne dysproporcje między winą i karą. Panowała wtedy logika zemsty. Praktykowany starożytny samosąd nie znał miary w karaniu. Za wybite oko ścinano głowę. Za straconą rękę niszczono cały majątek.

Ale i tak złagodzonej zasadzie przeciwstawia się Chrystus słowami: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”.

       Co więcej, Chrystus mówi, że tylko tak postępując możemy stać się synami Ojca naszego, który jest w niebie. W ten sposób możemy stać się doskonałymi jak Ojciec nasz niebieski. On zaś sprawia, „że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”.

Taka miłość, wzorowana na miłości Ojca niebieskiego, musi być widoczna w konkretnych, dostrzegalnych przejawach. Człowiek może być o tym przekonany nie dlatego, że ktoś mu o tym mówi, ale z doświadczenia, przez odkrycie, że jest zdolny do, zaleconej przez Chrystusa, miłości.

Nie jest to jednak miłość byle jaka. Nie są do niej zdolni grzeszni celnicy i poganie. Ma ona bowiem specyficzne cechy, które ją odróżniają od wszelkiej innej ludzkiej miłości. Miłość chrześcijańską od wszelkiej innej miłości odróżnia coś, co można nazwać „wymiarem krzyża”. Jest to miłość, którą ukazał nam Chrystus i której był żywym wcieleniem. Jest to miłość ukrzyżowana. Inni ludzie nie potrafią kochać swoich nieprzyjaciół, nie umieją oddać życia za kogoś, kto jest wrogiem. Ludzie są zdolni do wielkich poświęceń, które płyną z miłości: matka potrafi oddać życie za dziecko, żołnierz potrafi umrzeć za ojczyznę, ktoś może oddać życie w imię jakiejś wzniosłej idei lub aby zaprotestować przeciwko niewłaściwym zjawiskom życia społecznego, bowiem wszystko to ma po ludzku jakiś sens. Człowiek coś z tego ma dla siebie, np. podziw i uznanie ludzi, wdzięczność innych lub przynajmniej własną satysfakcję. Człowiek nie umie jednak oddać życia za kogoś, kto mu nic nie daje, kto jego życie niszczy, kto tylko bierze, kto wyzyskuje. Przed tym człowiek normalnie spontanicznie się cofa, ponieważ to nie ma dla niego żadnego sensu.

Życie zaś niesie ustawicznie takie sytuacje, gdy człowiek staje wobec swego nieprzyjaciela. Nieprzyjacielem jego może być nawet dobry znajomy, żona, mąż, dziecko, kolega z pracy itp. ludzie, którzy mu to życie niszczą, którzy go wykorzystują, burzą jego życiowe plany, naruszają jego słuszne prawa. Sytuacje te są podobne do śmierci, niekiedy nawet gorsze dla nich niż ona sama. Człowiek normalnie nie umie pozwalać na coś takiego, nie umie zgadzać się na to, by inni stawiali go w podobnych sytuacjach.

Miłość chrześcijańska, miłość w wymiarze krzyża, takich ograniczeń nie zna. Może ona iść dalej aż do miłości wroga. Jest to miłość, którą pokazał Jezus Chrystus na krzyżu. On tam wobec swoich prześladowców, reprezentujących całą ludzkość Jezus modlił się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Dla ich zbawienia oddawał swoje życie. To jest miłość, o której Chrystus mówi, że przebacza z serca. To jest miłość, która nie broni swoich słusznych praw. To jest miłość, która nie odpłaca złem za złe, ale bierze to zło na siebie, tak jak Chrystus wziął na siebie całe zło świata i razem z sobą przybił do krzyża. Tego rodzaju miłość jest specyficzna dla chrześcijaństwa.

Tylko taka miłość upoważnia człowieka do nazywania siebie chrześcijaninem, dzieckiem Ojca niebieskiego.

Miłość, wyróżniającą chrześcijan od innych ludzi, we wspaniały sposób opisuje św. Paweł w swoim hymnie o miłości mówiąc: „Miłość cierpliwa jest (...) nie zazdrości, nie szuka poklasku (...) nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego (...) wszystko przetrzyma.

Trzeba to podkreślić, gdyż wielu ludzi, jeśli nie w teorii to w praktyce uważa, że te, charakterystyczne dla chrześcijaństwa znamiona, można osiągnąć przez długoletnią pracę nad sobą, przez długotrwały żmudny wysiłek. Tego rodzaju mniemanie jest jednak obce Pismu świętemu, bowiem mówi ono wyraźnie, że tego rodzaju miłość i jedność nie mogą być wytworem człowieka. Nic nie pomoże tu zachęcanie kogoś do życia po chrześcijańsku ze strony kaznodziejów czy spowiedników. Jest to dla niego niemożliwe. Dlatego Św. Paweł mówi: „Miłość Boża jest rozlana w naszych sercach przez Ducha Świętego, który został nam dany”. Bez tego człowiek jest jak ptak bez skrzydeł, którego zachęca się do fruwania.

Nie mają jednak racji ci, którzy uważają iż nie jest dla człowieka możliwe posiadanie takiej miłości. Taka miłość objawiła się najpierw u św. Szczepana, który kamienowany przez swych wrogów, modlił się: ”Panie, nie poczytaj im tego grzechu” i objawiła się w życiu wielu innych dojrzałych w wierze chrześcijan. Także dzisiaj są ludzie zdolni o takiej miłości.

Świadczy o tym, na przykład, historia z czasów hiszpańskiej wojny domowej. Do umierającego rewolucjonisty zawołano księdza z ostatnią posługą spowiedzi. Ksiądz wypełnił obowiązek, rozgrzeszył i odszedł. I wtedy wydarzyła się dziwna rzecz. Umierający zaczął strasznym głosem krzyczeć: „On mi przebaczył!” Ludzie go otaczający byli zdziwieni – w końcu kapłan wypełnił to, o co go proszono. Ale w toku krótkiej rozmowy, która się wywiązała, wyszła na jaw prawda o rewolucjoniście i księdzu. Ten żołnierz był członkiem oddziału, którego zadaniem było zabijanie wszystkich osób konsekrowanych. I do wioski w której umierał, przyszedł, aby wykonać rozkaz. Nie mogąc znaleźć ukrywającego się proboszcza, zabił, w ramach zemsty, wszystkich obecnych na plebanii, w tym rodziców księdza. A on później przyszedł i wysłuchawszy strasznych słów wyznania popełnionych grzechów, wybaczył.

Wiele podobnych przykładów można znaleźć zaznajamiając się z historią okrutnych, bratobójczych walk między plemionami w Afryce, zwłaszcza w Ruandzie, a także prześladowań chrześcijan w Egipcie, Iraku, Syrii i w Pakistanie.

Mając takich poprzedników zapragnijmy iść dzisiaj za Chrystusem. Zapytajmy siebie jak reagujemy wobec niesprawiedliwości i agresji jakiej doznajemy od innych? Jak trzeba nam rozumieć miłość nieprzyjaciół? Jak udaje się nam realizować ją praktyce? Kogo jest nam najtrudniej dziś pokochać?

Podczas dzisiejszej Eucharystii, prośmy, obecnego wśród nas, Chrystusa o to, aby prowadził nas do realizacji miłości obejmującej także naszych nieprzyjaciół. Nie muszą to być jakieś wielkie czyny. Czasem może chodzić o drobnostki życia codziennego wobec członków rodziny, może wobec jakiegoś ciągle kłócącego się sąsiada, albo wobec niesprawiedliwego szefa w pracy. Prośmy Chrystusa, aby pomógł nam być godnymi takiego Ojca, jakiego mamy w niebie.

TOP