"prawda czy fałsz?" (Mt 15,29-37 ) 5.12.2012

slowonadzis_chleb     Zarówno Jan Paweł II jak i Benedykt XVI wzywają ludzi do otwarcia się na Jezusa, otwarcia swego serca na przyjęcie Jego słowa, przyjęcia Go. Wydaje się, że przyjąć Jezusa to znaczy wyrzec się wszystkiego, zrezygnować z doczesnych planów, marzeń czy ambicji. Wielu sądzi słysząc zaproszenie do przyjęcia Jezusa, że jest to jednoznaczne z klasztorną celą, celibatem i życiem w surowej ascezie. Nic bardziej mylnego!

 Ale też musimy mieć świadomość, że jest to jedno z kłamstw demona, który usiłuje przekonać dzisiejszego człowieka do odrzucenia praw bożych jako ograniczających wolność, odbierających prawo do szczęścia i radości. Tymczasem, aby odkryć prawdę o Bogu, należy sięgnąć do źródła - odkryć Jezusa ewangelii, który objawia Ojca, ukazuje jaki On jest. Ja i Ojciec jedno jesteśmy; kto widzi Syna - widzi Ojca.

 

Spójrzmy zatem na dzisiejszą ewangelię. Jak wygląda pierwszy kontakt Jezusa z ludźmi? „Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy". Bóg nie wchodzi z butami w życie człowieka. Pozwala się do siebie zbliżyć. Bóg pozwala się znaleźć tym, którzy Go szukają. Te wielkie tłumy miały ze sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych. A zatem ludzie ci wiedzieli konkretnie czego chcieli. Oni przyszli do Jezusa ponieważ uwierzyli, że Jezus ma moc uczynić im to, czego w sercu pragnęli. Mieli WIARĘ, która rodzi w nich postawę uwielbienia Boga na widok tego, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. To jeszcze nie wszystko. Jezus po tym, jak uzdrowił jednych fizycznie, a przez to drugich duchowo, troszczy się jeszcze o najbardziej podstawową potrzebę człowieka - „Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze". Słowa Modlitwy Pańskiej okazują się nie być pustą formułką - Bóg rzeczywiście siedmioma chlebkami i kilkoma rybkami nakarmił te "wielkie tłumy", które przyszły do Niego siedzącego na górze. Czy tak wygląda Bóg surowych zakazów, nieludzkiego prawa, który grozi piekłem za pragnienie szczęścia? W takiej wizji Boga brzmi fałszywa nuta - charakterystyczna cecha tego, którego ewangelia nazywa ojcem wszelkiego kłamstwa.

Pozostaje jeszcze otwarta kwestia moich osobistych wniosków i wyboru. Czy pozwolę się okłamywać i pozostanę tam, gdzie jestem - nawet, jeśli to dość daleko od Jezusa - czy też rozpocznę wspinaczkę na szczyty ewangelii by spotkać Prawdę? Czy dam sobie wmawiać dalej, że to ja jestem dla siebie ostatecznym odniesieniem dla tego, co jest dobre a co złe? Czy też zdołam zaufać i przyjąć jako swoje własne zasady - boże przykazania? A łaska boża rozlewa się jakby ponad miarę (ludzkiego pojmowania i rachuby rzecz jasna) i z siedmiu chlebków pozostawia ułomków siedem pełnych koszy.

Ks. Robert Śliż, Lublin

TOP