XVI niedziela zwykła "C" - Goscinność Abrahama (Rdz 18,1-10)

echoslowa stabraham

      Abraham miał dziewięćdziesiąt dziewięć lat i przeżywał kryzys nadziei na spełnienie Bożej obietnicy, zgodnie z którą miał się doczekać potomstwa z Sary, swojej małżonki. Minęły kolejne dwadzieścia cztery lata. Bezdzietny nomada szedł za głosem Niewidzialnego, który raz po raz ponawiał obietnicę (Rdz 13,16; 15,4.18; 17,6.16), a jednak słowo, jak dotąd, nie stało się ciałem.

Pewnego upalnego dnia, w samo południe, gdy Abraham obozował pod dębami Mamre, na Bożym zegarze wybiła godzina nawiedzenia, moment szczególnej łaski. W najgorętszej porze dnia, w pustynnym klimacie ludzie zazwyczaj udają się na spoczynek, tymczasem on nie zapadł w poobiednią drzemkę, ale siedzi u wejścia do namiotu. Jego namiot i jego oczy pozostają otwarte – Abraham czuwa.

Gdy podniósł oczy, ujrzał trzech ludzi stojących naprzeciw niego, jakby na coś czekających. Owo „podniesienie oczu” w opowiadaniach biblijnych bywa zapowiedzią czegoś ważnego, czego nie można przeoczyć (Rdz 22,4.13; 24,63-64; 33,1; 43,29). Mógł ich zignorować, mógł pomyśleć: «Niech idą sobie z Bogiem, mam dość własnych zmartwień, to nie pora na przyjmowanie gości…» Tymczasem jego zachowanie jest zdumiewające. Bez mała stuletni człowiek porzuca schronienie w cieniu dębu, wybiega im naprzeciw i składa pokłon twarzą do ziemi, co jest gestem wyrażającym cześć boską, i prosi, by zechcieli skorzystać z jego zaproszenia: «O Panie, racz nie omijać Twego sługi» (por. 18,3). Rozumie doskonale, że ta wizyta jest dla niego błogosławieństwem.

Św. Ambroży tłumaczy tę scenę jako antycypację objawienia Trójcy mówiąc: «Tres vidit, unum adoravitUjrzał trzech, uczcił jako Jednego». A przecież Abraham kierował się po prostu świętym prawem gościnności, spontanicznie i bezinteresownie, bez ukrytych kalkulacji. W każdym człowieku, który zjawiał się przed jego namiotem głodny, spragniony, bez dachu nad głową, przyjmował i czcił samego Boga. Postawę taką Nowy Testament nazywa gościnnością (gr. filoxenía – Rz 12,13; Tt 1,7-8; 1 P 4,9). W dzisiejszej kulturze zaczyna niestety dominować postawa przeciwna, która daje odczuć przybyszom, jak wielką łaskę i z jakim trudem wyświadczamy poświęcając im nieco czasu i coś z naszych zasobów.

Abraham troszczy się o rzeczy najprostsze: obmycie zmęczonych nóg, odpoczynek w cieniu drzew i posiłek. Jego zaproszenie spotyka się z wdzięczną akceptacją: «Uczyń tak, jak powiedziałeś» (Rdz 18,4-5). Boża Mądrość znajduje radość przy synach ludzkich (por. Prz 8,31), a miłość bliźniego nie polega na pięknych i pustych słowach lecz na czynach (por. Jk 2,15-16). W rzeczy samej, Abraham zwraca się do swych gości w sposób serdeczny i skromny, a równocześnie podejmuje ich z niezwykłą szczodrobliwością. Mówi: «Przyniosę kawałek chleba», tymczasem poleca przygotować pieczywo z ponad dwudziestu litrów najlepszej mąki i całego cielca o delikatnym, tłustym mięsie. Przynosi jeszcze mleko i twaróg ‑ wszystko, co ma najlepszego, o wiele więcej niż potrzeba, by zaspokoić głód trzech ludzi. Dostojny starzec mógł wyręczyć się swoimi sługami, jednak sam biega (hebr. „ruc” – Rdz 18,2.7) około swoich gości z radosnym pośpiechem i przynagla również swoją żonę i służącego. Gdy zaś stół jest już zastawiony, «stoi przed nimi pod drzewem» (w. 8) w postawie wyrażającej uważną obecność, gotowość do rozmowy. Podobne wyrażenie – «stać przed Panem» – oznacza adorację i modlitwę słuchania (18,22; 19,27). Gościnność „zewnętrzną” Abraham łączy harmonijnie się z gościnnością serca, która jest – jak mówią rabini komentujący ten tekst – właściwym pokarmem, jakim Pan rozkoszuje się w gościnie u niego. Podkreśla to szyk zdania, który niektóre przekłady gubią ze względów stylistycznych: I wziął twaróg i mleko, i cielca, którego przygotował, i postawił przed nimi, a on sam stał przed nimi pod drzewem, i jedli. Można by dodać: dopiero wtedy zaczęli jeść.

Podobną myśl znajdujemy w Ewangelii, gdzie pełna troski i zaangażowania diakonia Marty znajduje swoje konieczne dopełnienie w postawie Marii wsłuchanej w słowo Pana. Obie siostry reprezentują dwa wymiary prawdziwej gościnności, których nie można rozdzielać (Łk 10,38-39). W tym kontekście właściwej wymowy nabiera też zdanie z drugiej modlitwy eucharystycznej: «Dziękujemy, że nas wybrałeś, abyśmy stali przed Tobą (słuchanie i kontemplacja) i Tobie służyli» (diakonia).

           Gdy Abraham usługuje w ten sposób swoim gościom zapominając w pewnym sensie o sobie i swoich potrzebach, wtedy właśnie przychodzi długo oczekiwana odpowiedź na jego najboleśniejszy problem: Za rok o tej porze twoja żona, Sara, będzie miała syna (Rdz 18,10). Sara słysząc te słowa w swoim namiocie, tuż za plecami gości, śmieje się cicho. Chyba przestała już oczekiwać spełnienia obietnicy, a jej nadzieja zaczęła więdnąć podobnie jak i jej ciało (ww. 11-12). Bóg przyszedł w samą porę, by ożywić w niej wiarę, że dla Niego żadne słowo nie jest niemożliwe do wypełnienia (w. 14; por. Łk 1,20.36-37). Komentatorzy żydowscy podkreślają, że śmiech Sary był w takim samym stopniu wyrazem niedowierzania, co i ogromnej radości z tego, że Bóg jednak da jej to, co tak upragnione, a po ludzku niemożliwe. Podobnego uczucia doświadczał Abraham, gdy niewiele wcześniej po raz kolejny usłyszał od Boga obietnicę potomstwa (Rdz 17,17-18). A jednak oboje dają wiarę słowu Boga i rok później rzeczywiście będą trzymać w objęciach słowo, które stanie się ciałem – syna, którego nazwą: „Uśmiech Boga” (hebr. Jicchak – Rdz 21,5-6).

           Opowiadanie to, jedno z najpiękniejszych w całej Biblii, prowadzi nas do kilku prostych wniosków. Po pierwsze, Bóg, który nas miłuje, jest wierny swoim obietnicom i zawsze wysłuchuje naszych modlitw, ale trzeba mu pozostawić czas i sposób ich wysłuchania. Po drugie, Bóg pomaga zawsze, ale najczęściej z półgodzinnym opóźnieniem, abyśmy mogli pokazać, dokąd sięga nasza wiara (Abbé Pierre). Jeśli każe czekać, to dlatego, że chce dać więcej niż prosimy i rozumiemy (Ef 3,20-21). Po trzecie, Bóg lubi zajmować się naszymi osobistymi problemami właśnie wtedy, gdy my decydujemy się służyć innym. Nie znaczy to, że mamy uciekać od swoich problemów w jakiś niemądry aktywizm, ale o to, byśmy odważyli się kochać tu i teraz, pomimo naszych deficytów i frustracji. Otwierając się z serdeczną gościnnością na drugiego, który dziś przechodzi obok naszego namiotu, otwieramy się na błogosławieństwo Boga, który powiedział o sobie: Byłem przybyszem… (Mt 25,35). Mówi też o tym List do Hebrajczyków: Nie zapominajcie o gościnności (gr. filoxenía), gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę (Hbr 13,2). A Bóg z pewnością nie pozwoli się prześcignąć w hojności.

           Piękny, rusko-bizantyjski fresk na ścianie tęczowej w lubelskiej kaplicy zamkowej przedstawia trzech aniołów jako Trójcę Przenajświętszą w gościnie u Abrahama i Sary. Choć to oni udzielają gościny, w rzeczywistości sami są zaproszeni do stołu Boga na ucztę eucharystyczną, na której niepokalany Baranek daje siebie na pokarm pod postacią chleba i kielicha z ofiarnym cielcem. Wspólnota boskich Osób jest otwarta dla człowieka. Ten, kto staje przed ikoną, może zająć czwarte, wolne miejsce, i przyjąć boski Dar, który nas samych czyni wiecznym darem dla Niego (III Modlitwa Eucharystyczna).

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP