Stróż domu Izraela (Ez 33,7-9) I czytanie

 Ezechiel został nazwany przez Boga „stróżem domu Izraela” (Ez 33,7-9).

Spoczywa na nim podwójny obowiązek: ma słuchać napomnień z ust Pana i przestrzegać w Jego imieniu „synów swego ludu” (por. 33,2), którzy dopuszczają się nieprawości.

Napominanie bliźnich łamiących Boże przykazania nie jest dziś w modzie. Dominuje raczej zasada „niewtrącania się w nieswoje sprawy” i strach przed posądzeniem o naruszanie czyjejś prywatności. Z lenistwa i dla „świętego spokoju”, który nie ma nic wspólnego ani z pokojem ani ze świętością, wielu ludzi woli przymykać oczy na dziejące się zło.

Tymczasem przestrzeganie bliźnich przed konsekwencjami popełnianych grzechów jest obowiązkiem wynikającym z nakazu Bożego («Miłuj bliźniego, jak siebie samego» ‑ Mt 19,19), i to niezależnie od tego, czy bliźni napomnienie przyjmie, czy je odrzuci (J. Homerski). Chowanie głowy w piasek w obliczu popełnianego zła obciążałoby nas winą w oczach Boga. Powaga tego obowiązku wynika z poważnych konsekwencji grzechu, których nie traktują zbyt poważnie ci, co patrzą na grzech raczej jak na złamanie przepisu, niż jak na moralną katastrofę. Prorok mówi jednak jasno: «Ten, kto dopuszcza się nieprawości, na pewno umrze» (Ez 33,8), a św. Paweł potwierdza równie mocno: «Żołdem grzechu jest śmierć» (Rz 6,23). Jeśli grzech to rzeczywiście sprawa życia i śmierci, to nie można milczeć. Dotyczy to rodziców w relacji do swoich dzieci, nauczycieli – względem wychowanków, a także… bliskich i przyjaciół, którzy mają łatwiejszy przystęp do serca osoby potrzebującej napomnienia. Misja napominania braci należy w szczególny sposób do pasterzy Kościoła. Samo słowo „biskup” znaczy tyle co: „stróż”, „nadzorca” (gr. „epí-skopos”; por. Ez 33,7: „skopos”).

Pozostaje jednak pytanie: Jak napominać, aby przynosiło to dobry, a nie zły skutek? Przede wszystkim ten, kogo Bóg powołuje do czuwania nad innymi, winien tym bardziej czuwać nad samym sobą i pracować stale nad własnym nawróceniem. «Twoje czyny niech nie przeczą twojej mowie, aby się nie zdarzyło, że gdy będziesz przemawiał w kościele, ktoś odpowie po cichu: Dlaczego ty sam tak nie postępujesz?» (św. Hieronim). W tej delikatnej i trudnej posłudze ważna jest właściwa motywacja: jeżeli muszę komuś zwrócić uwagę, to po to, by pozyskać go jako brata (por. Mt 18,15) i by odbudować jedność, którą Jezus nazywa duchową „symfonią” (por. 18,19), a nie po to, by go ukarać lub dać upust gniewowi. «Lepiej jest, jeśli upomniany będzie cię uważał za przyjaciela niż za wroga; łatwiej przyjmie radę niż ulegnie zniewadze» (św. Ambroży). Trzeba szukać właściwej drogi między autorytaryzmem, chcącym dyktować drugiemu, co ma robić, a źle pojętą tolerancją, która powie, że taki czy inny grzech to właściwie nic wielkiego. Tą doskonałą drogą jest miłość, która jest cierpliwa, nie unosi się gniewem, nie wyrządza zła bliźniemu i jest doskonałym wypełnieniem Prawa (por. 1 Kor 12,31; 13,4-5; Rz 13,10).

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP