Uwiedziony przez Boga (Jr 20,7-9) I czytanie

Bogu podoba się nasza kruchość, bo ona trzyma nas blisko Niego i chroni przed zwodniczym poczuciem samowystarczalności. Kryzys może stać się dla nas, jak dla Jeremiasza (por. Jr 20,7-9),

miejscem spotkania z Bogiem, który nie rozpieszcza swoich proroków i nie obiecuje łatwego życia, ale gwarantuje niezawodne oparcie w Nim samym, o ile będziemy wierni naszemu powołaniu: «Jeśli się nawrócisz, dozwolę, byś znów stanął przede Mną. (…) Będą walczyć z tobą, lecz cię nie zwyciężą, bo Ja jestem z tobą, by cię wspomagać i uwolnić» (15,19-20).

Jeremiasz intensywnie przeżywa tę szczególną więź z Bogiem, do której został wybrany jeszcze przed narodzeniem i wezwany w młodym wieku (1,4-10). Jego powołaniem jest być ustami Boga (1,9; 15,19). Słowo Boże, skierowane do niego, nurtuje w jego wnętrzu jak ogień, domagając się, by prorok „zrodził” je dla ludzi, nadając mu konkretną, wyrazistą formę.

Owo rodzenie dokonuje się w bólach, gdy ludzie, choć formalnie pozostają w przymierzu z Bogiem i uczestniczą w kulcie, w rzeczywistości lekceważą przykazania, ciężko grzeszą i są głusi na Boży głos. Prorok musi nazwać po imieniu grzechy przywódców, kapłanów i wszystkich mieszkańców Jerozolimy (19,1-4), i przypomnieć im prostą prawdę, że grzech nie pozostaje bez konsekwencji: jego owocem jest śmierć. Nad Jerozolimą ‑ za jej bałwochwalstwo i krzywdę bezbronnych – zawisło widmo wojny, głodu i całkowitej zagłady (19,3-5), a jedynym ocaleniem jest opamiętanie i powrót do Boga.

Gdy Jeremiasz mówi o tym do starszyzny i arcykapłanów, nie spotyka się bynajmniej z życzliwym przyjęciem. Jego mowa ostrzegawcza zostaje uznana za bluźnierstwo, a kapłan Paszchur – nadzorca świątyni – każe go bez sądu wychłostać i zakuć go w dyby, choć przecież Jeremiasz też jest kapłanem (20,1-6). Boleśniejsza od fizycznego cierpienia jest dla proroka świadomość, że jego głoszenie, pełne pasji i żarliwości, jest podobne do rzucania grochem o ścianę. «Uczynili kark swój twardym, nie chcą słuchać słów Boga» (por. 19,15), idą od złego ku gorszemu. Dla Jeremiasza «słowo Pańskie stało się codzienną zniewagą i pośmiewiskiem» (20,8). W swoich „wyznaniach” daje on wyraz tej udręce przez modlitwę, niezwykle szczerą, w której nie waha się dać upust najbardziej gwałtownym uczuciom. Czuje się zniewolony i wykorzystany przez Boga, i ma serdecznie dość. Tak modlić się może tylko przyjaciel Boga, który już nie potrafi żyć bez Niego, i który po „wylaniu” przed Nim swej duszy przyjmuje na nowo Bożą siłę, aby dalej Mu służyć (20,11-13).

My, lud prorocki Nowego Przymierza (por. Katechizm, 785), patrząc na wielkiego Jeremiasza, stawiamy sobie pytania: Czy naprawdę żyje we mnie słowo Boże – słuchane, studiowane i rozważane? Czy jest ono moim upragnionym pokarmem i radością serca? (Jr 15,16). Czy moja modlitwa jest szczera i czy otwiera mnie na nawrócenie – przemianę myślenia? (por. Mt 16,23). Czy ogień Ewangelii przynagla mnie, bym przyznawał się przed ludźmi do Jezusa nawet za cenę wyśmiania lub zniewag?

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP