Pójdźmy do Betlejem (Mi 5, 1-4a) - I czytanie (IV Niedziela Adwentu "C")

Bóg daje proroków na czasy niełatwe, kiedy ludzie przestają sami z siebie rozróżniać, co jest słuszne, i potrzebują mocniejszego napomnienia.

Nie inaczej było z Micheaszem (hebr. „Któż jest jak Jahwe”), którego działalność przypada na VIII wiek przed Chrystusem, za królów Jotama, Achaza i Ezechiasza (Mi 1,1). Nad Judą zawisło w tym czasie zewnętrzne niebezpieczeństwo ze strony Asyrii, a kryzys wewnętrzny spowodowany był przez niesprawiedliwość społeczną, niszczące moralność kulty pogańskie, korupcję sędziów, oraz niewierność kapłanów i proroków, którzy zamiast mówić ludziom prawdę głosili to, co tamci chcieli usłyszeć. Te „strukturalne” grzechy prowadziły ku nieuchronnej społeczno-politycznej katastrofie (3,1-12). Wraz ze słowem proroczym Bóg zsyłał znaki – konkretne fakty. Na oczach mieszkańców Judy padło sąsiednie królestwo Izraela, a dwadzieścia lat później nastąpiło oblężenie samej Jerozolimy. Czy ludzie przyjmą Boże ostrzeżenie i się nawrócą?

Krótkie zdanie mówiące o tym, że «Pan wyda ich (w innym tł.: „porzuci” ‑ hebr. „natan”) aż do czasu» (5,2), streszcza w sobie długi czas oczekiwania, aż Niewiasta urodzi nowego Króla, który przyjdzie na świat – jak Dawid ‑ w małym Betlejem. Na wypełnienie tego proroctwa przyszło im czekać aż siedemset lat! Kolejni królowie rodzili się w dumnej Jerozolimie, a po upadku dynastii dawidowej synowie Izraela zostali wydani: najpierw w ręce Babilończyków, potem Persów, Greków i wreszcie Rzymian. I właśnie wtedy, gdy światem władał Cezar August, a na tronie w Jerozolimie zasiadał straszny choć marionetkowy król Herod Wielki, w nieodległym Betlejem narodził się inny Król, zupełnie niepodobny do władców tego świata. Przyszedł jako bezdomny i skrajnie ubogi, szukający dla siebie domu w sercach ludzi. Przyszedł, aby rozciągnąć nad nimi swoją potęgę prawdy i miłości. Jako pierwsi rozpoznali Go i przyjęli ubodzy i „nieczyści” pasterze nocujący na polu wśród bydła i owiec. W ślad za nimi przyszli z daleka poganie, którzy najpierw szukali Króla wieków w objawieniu kosmicznym i religiach naturalnych, po czym odkryli, że Bóg zamieszkał w historii konkretnego ludu. Przyszli więc śladami Abrahama ze Wschodu do Jeruzalem i wtedy proroctwo Micheasza zajaśniało przed ich oczyma jako potężne światło, które doprowadziło ich do spotkania z boskim Królem, większym niż Dawid. Stał się dla nich cud wiary: upadli przed Dzieckiem w geście boskiej adoracji i złożyli Mu w darze mirrę, kadzidło, złoto i swoje życie przemienione w tym spotkaniu: «inną drogą wrócili do ojczyzny» (Mt 2,12).

Nie wszyscy jednak, którzy znali proroctwo o nowym Królu z Betlejem, poszli za nim. Nadworni jerozolimscy teologowie okazali się tymi, którzy wiedzą o Zbawicielu, ale Go nie przyjmują. Nie poszli do Niego, choć od Betlejem dzieliło ich tylko kilka kilometrów. «Wszystkim tym jednak, którzy Go przyjęli, dał moc, aby się stali dziećmi Bożymi» (J 1,12).

Nie bądźmy tymi, którzy wiedzą, a nie idą, ograniczając się do zakupów, banalnych prezentów i płytkiego, gastronomicznego świętowania. Idąc na Pasterkę do żłóbka betlejemskiego przyjmijmy to, co w nim najcenniejsze: Światłość prawdziwą, Króla pokoju, Źródło nieprzemijającej radości.

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP