Nie bój się! (1 Krl 17, 10-16) - I czytanie (XXXIII Niedziela zwykła "B")

Kogo bardziej należy podziwiać za wiarę, która bez zastrzeżeń powierza się Bogu: proroka Eliasza czy wdowę z Sarepty? (1 Krl 17,10-16)

Król izraelski Achab zdradził Boga i zaczął popierać szerzący się w kraju kult Baala, fenickiego „pana świata” (por. 16,31-32). Eliasz ogłosił mu – ryzykując życiem ‑ że w Izraelu nastąpią lata suszy i głodu, aby wszyscy zobaczyli, że Baal, czczony jako bóg deszczu, nie ma żadnej władzy nad ziemią i niebem. Ratunkiem przed śmiercią będzie dla ludzi nawrócenie do Boga, w imieniu którego przemawia Eliasz (por. 17,1).

Posłuszeństwo Bogu nie jest łatwe, bo słowo od Pana przychodzi zazwyczaj w ostatniej chwili. Dopiero gdy Eliasz idzie za nim, realizuje się ono w postaci cudownych faktów, znaków Bożej mocy. Gdy zabrakło wody w miejscu jego schronienia, Eliasz słyszy rozkaz: ma opuścić swoją „pustelnię” i iść daleko, aż do Fenicji, a więc w paszczę lwa, ponieważ stamtąd właśnie pochodziła Izebel, demoniczna żona króla. Wie tylko tyle, że ma dotrzeć do Sarepty koło Sydonu i znaleźć wdowę, która go wyżywi. Reszta okaże się na miejscu. Bóg zapewnia mu zaledwie minimum egzystencji, bo wdowy, pozbawione praw do dziedziczenia, były z definicji jedną z najuboższych grup społecznych.

Pokonawszy blisko dwieście kilometrów znad potoku Kerit, spotyka rzeczywiście ubogą kobietę, która zbiera drewno na opał przy bramie miejskiej. Chcąc upewnić się, czy to jej właśnie kazał Jahwe w tym pogańskim kraju zatroszczyć się o niego, prosi ją o najprostszy znak gościnności: kubek wody do picia. Kobieta zostawia natychmiast swoje zajęcie, by usłużyć cudzoziemcowi. Ta wielkoduszna gościnność jest godna podziwu, bo jej serce przepełnione było cichą rozpaczą. Tego akurat dnia z resztek mąki i oliwy miała przygotować ostatni posiłek dla siebie i dziecka. Potem czekała ich śmierć głodowa. Nie wiedząc o tym, Eliasz poddaje ją dość okrutnemu testowi, gdy prosi jakby mimochodem: «Weź dla mnie jeszcze kawałek chleba» (w. 11). Reakcją na te słowa mógł być wybuch bezsilnego gniewu, ona jednak otwiera przed nim serce i wyznaje mu swoje rozpaczliwe położenie, wzywając na świadka Jahwe – Boga Eliasza. Nie jest to jeszcze z jej strony wyznanie wiary ‑ raczej grzecznościowa formuła przyjęta jako wyraz szacunku dla gościa z kraju Izraela. A jednak odpowiedzią Boga na to otwarcie serca stało się słowo podobne do koła ratunkowego ‑ wyzwanie z obietnicą ‑ które właśnie w tym momencie otrzymuje dla niej Eliasz: jeśli je wypełnisz, mój Bóg okaże ci swoją wierność, i ocali ciebie i twoje dziecko.

Fenicjanka uchwyciła się tego słowa. Wiara rodząca się w jej sercu dała jej siłę, by oprzeć się na Bogu, a nie na swoim naturalnym sposobie myślenia, i by przezwyciężyć strach i pokusę desperacji. Dała wiarę prorokowi Boga i przeżyła czas głodu dzięki cudownemu pokarmowi, podobnemu do tego, którym żywił się lud Izraela na pustyni. Nieprzypadkowo manna miała smak podobny do placków na oliwie, które przyrządzała codziennie wdowa z Sarepty (Lb 11,8).

            Jak ważne jest słuchanie Boga, szczególnie w trudnych i dramatycznych momentach. To wtedy właśnie Bóg posyła nam słowo, byśmy mogli zobaczyć, jak daleko sięga nasza wiara, i byśmy w Nim samym odkrywali źródło życia (por. Ps 36,10).

Ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP