Uciszyć proroków (Am 7,12-15) – I czytanie (XV Niedziela zwykła "B")

Jeroboam II długo panował w Izraelu (783-743 przed Chr.) i był to okres pewnej potęgi królestwa północnego, które powstało po rozpadzie monarchii Dawidowej (931 przed Chr.). Nie wszystkim jednak powodziło się dobrze – w kraju narastała społeczna niesprawiedliwość.

Ci, którzy mieli pieniądze i władzę, żyli w luksusie na koszt ubogich i bezrobotnych, walczących o przetrwanie i bezlitośnie wyzyskiwanych (Am 8,4-7). Wystawny kult Boga Jahwe nie przeszkadzał w praktykowaniu bałwochwalstwa i moralnej perwersji (2,6-8; 5,21-27). Przywódcy ludu zajęci konsumowaniem swoich przywilejów zupełnie nie przejmowali się tym, że „dom Józefa” jest w upadku (6,1-6).

           Prorok Amos próbuje nakłonić do opamiętania «wrzaskliwe grono hulaków» (6,7). Mówi o pionie ołowianym w ręku Boga i ostrzega, że państwo, w którym panuje grzech i krzywda, jest podobne do źle zbudowanego muru miejskiego: ulega coraz większemu wykrzywieniu, aż w końcu nagle runie (7,7-9; por. Iz 30,13). Zapowiedź ta spełni się za dwadzieścia kilka lat, gdy najazd asyryjski zmiecie królestwo z powierzchni ziemi. Tymczasem jednak Izrael wydaje się być silny, a Asyria słaba, dlatego nikt nie słucha Amosa.

           Amazjasz, kapłan z oficjalnego sanktuarium w Betel, zażądał, by przestał prorokować, wyniósł się z kraju i wrócił tam, skąd przyszedł – do królestwa Judy. W Betel nie wolno mu przemawiać, bo jest ono «świątynią króla» (hebr. „mikdasz-melech”). Amazjasz zachowuje się nie jak kapłan ale jak funkcjonariusz państwowy; broni interesów władcy a nie Bożej sprawiedliwości. Na jego ustach nie pojawia się wcale słowo „Bóg”. Będąc takim, sądzi Amosa według siebie. Nazywa go pogardliwie „widzącym” i sugeruje, że jest politycznym intrygantem, który za pieniądze, „dla chleba”, uprawia propagandę przeciw królowi. Nie bierze pod uwagę tego, że Amos może naprawdę występować w imieniu Boga. Boi się wyroczni głoszonych przez niego, traktując je nie jako wezwanie do nawrócenia, ale jak przekleństwo, które sprowadza nieszczęście. Patrzy na Amosa trochę jak na Balaama, pogańskiego proroka, który został wynajęty przez króla Moabu, aby przeklął Izraela (Pwt 23,5). Tego rodzaju zabobonna wiara nie prowadzi go jednak do skruchy.

           Amos odrzuca insynuacje Amazjasza. Nie jest zawodowym prorokiem do wynajęcia, który, aby zarobić, musi mówić to, czego od niego oczekują. Utrzymuje się z pracy własnych rąk i nie jest zależny od nikogo prócz Boga. Dowodem prawdziwości jego słów będą straszliwe fakty, które dotkną również Amazjasza i jego rodzinę (Am 7,16-17).

           Epizod ten jest przykładem odwiecznego dążenia władców, by religię uczynić narzędziem swojej polityki. Władca nie lubi, gdy kapłan lub prorok mówi mu rzeczy niewygodne i wytyka grzech. Dlatego stara się wziąć go na pensję, by mówił to, co trzeba, a jeżeli to się nie udaje – robi z niego przestępcę politycznego i ucisza mieczem jak Zachariasza (2 Krn 24,20-22) lub Jana Chrzciciela (Mk 6,16-19). A jednak głos świadków Prawdy nie przestaje rozbrzmiewać w Kościele. Czy jestem jednym z nich

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska