Kiedyż zaświta? (Hi 7,1-4.6-7) I czytanie

Hiob, człowiek sprawiedliwy i pobożny, został poddany straszliwej próbie. Najpierw utracił majątek, potem wszystkie dzieci (Hi 1,13-19), a na końcu sam został dotknięty bolesną, odrażającą chorobą, i znalazł się, samotny, na dnie rozpaczy (2,7-8).

Nawet żona zwróciła się przeciw niemu, a jej ustami przemówił szatan prowokując go do buntu przeciw Bogu (1,11; 2,5.9): Skoro za twoją wierność spotykają cię takie nieszczęścia, to znaczy, że Bóg jest obojętny i twój los Go nie obchodzi, albo jest zły, albo… nie istnieje. W każdym razie nie masz co liczyć na Boga, a pokładanie w Nim ufności nie ma sensu. Jesteś sam ze swoim cierpieniem.

Z ust Hioba popłynęła rozdzierająca lamentacja (3,1-26), ale nie zgrzeszył przeciw Bogu swoimi ustami i nie przypisał Mu winy za swoje nieszczęście (1,22; 2,10). Przed pokusą bluźnierstwa bronił się modlitwą oddania i uwielbienia ‑ „aktem strzelistym” wstrząsającym w swej lapidarności: «Pan dał, Pan zabrał. Niech imię Pańskie będzie błogosławione!» (1,21).

Hiob porównuje swoje życie do losu żołnierza, który jest zmuszony znosić trudy, cierpieć i ginąć, nie wiedząc nawet, po co; do niewolnika, pozbawionego odpoczynku w nieznośnym upale; do robotnika najemnego, który po ciężkiej, całodziennej pracy nie otrzymuje upragnionej zapłaty (7,1-2). Nie ma żadnego wytchnienia w cierpieniu.

Przyszli do niego trzej przyjaciele, aby mu współczuć i dać jakieś słowo pociechy. Dopóki siedzieli przy nim w milczeniu, ich obecność zdawała się być ukojeniem dla cierpiącego (2,13), gdy jednak zaczęli dawać mu „dobre rady”, tylko przysporzyli mu bólu. Ulegli pokusie uzasadniania jego tragedii, zaczęli szukać jej przyczyn: Co on zrobił, że tak cierpi? Przecież niemożliwe, żeby cierpiał za niewinność (por. 4,7-9). A jeśli nie on, to pewnie jego synowie zgrzeszyli i Bóg oddał ich w moc ich występku (8,4). Pocieszyciele stali się oskarżycielami i dręczycielami.

A przecież Hiob wie, że jest niewinny (13,18) i odwołuje się do Bożej sprawiedliwości. Wobec majestatu Boga staje w milczeniu, bo wie, że nie jest w stanie pojąć swoim rozumem tego, co się dzieje w świecie i w jego własnym życiu. «Jam mały, cóż Ci odpowiem? Rękę przyłożę do ust. Raz przemówiłem, nie więcej» (40,4-5).

Przed tajemnicą cierpienia niewinnych trzeba zatrzymać się w pokorze, na kolanach. Dopiero, gdy wyrzekniemy się pychy każącej nam sądzić innych i prowadzącej nas do mówienia nieprawdy o Bogu (42,7), gdy wyznamy, jak Hiob: «nie rozumiem» (42,3), otrzymamy odpowiedź na naszą skargę. Ostatecznie odpowiedź ta przychodzi do nas w osobie Syna Człowieczego, najniewinniejszego z ludzi, który jest Bogiem-z-nami w każdym naszym cierpieniu (por. Mt 8,17; Łk 23,43). On przemawia do naszych serc z wysokości krzyża jako Król miłosierdzia, jako Baranek, który sam jeden godzien jest otworzyć zapieczętowaną księgę i przemienić ludzki płacz w wieczną pieśń chwały (Ap 5,4-14).

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”