Chodźcie, a zobaczycie (J 1,35-42)

W scenie powołania pierwszych uczniów (J 1,35-51) powtarza się interesujący schemat literacko-teologiczny:

ktoś, kto odkrył Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego, mówi o Nim drugiemu; ten z kolei idzie za usłyszanym świadectwem, i od zaufania przechodzi do przekonania, dzięki osobistemu spotkaniu z Jezusem; pochwycony przez Niego, sam staje się świadkiem.

W mistrzowskiej syntezie Ewangelista ujmuje proces poznawania Jezusa i dochodzenia do wiary.

Zanim Jan Chrzciciel ukaże swoim uczniom Jezusa, potrzebuje czasu, by dojść do przekonania, że jest On rzeczywiście Barankiem Bożym, na którym spoczął Duch Święty, i który uwolni świat od zła. Jego świadectwo nie jest pochopne (dokonuje się „nazajutrz”, w. 35) lecz skuteczne: Andrzej i drugi uczeń zaczynają iść za Jezusem. Słowo Jana „wprawia ich w ruch”. Jeszcze nie znają Jezusa osobiście i podążają za Nim, widząc Jego plecy, podobnie jak niegdyś Mojżesz, który na Synaju oglądał chwałę Boga jedynie „od tyłu” (Wj 33,18-23).

Jan pozostaje „w tle” i zgadza się „utracić” dla Jezusa swoich najlepszych uczniów. Teraz inicjatywę przejmuje sam Jezus: zwraca się ku nim i zaczyna rozmowę z nimi. Jego spojrzenie wydobywa ich z anonimowości, a w ślad za nim idzie pytanie: „Czego szukacie?” (por. Rdz 3,9). Jezus pomaga im nazwać ich dążenia: z jakiego powodu idą za Nim? Zachęca ich do podzielenia się tym, co jest ukryte głęboko w ich sercach. W ten sposób zaprasza ich do komunii z sobą. Uczniowie odpowiadają pytaniem: „Gdzie mieszkasz?” Pytają Jezusa o Jego dom czyli o miejsce relacji i źródło, z którego bierze On swój początek. „Kim jesteś i skąd przychodzisz?”

W odpowiedzi Jezus zaprasza ich do wejścia w doświadczenie wiary. Jego słowa są wyzwaniem i obietnicą: „Chodźcie, a zobaczycie.” Jeśli staną się Jego uczniami, poznają Ojca, w którym trwa Syn (J 1,18). Domem Jezusa jest Ojciec ‑ źródło życia i miłości, otwarte także dla tych, którzy idą za Jezusem. „Było to około godziny dziesiątej” czyli czwartej po południu według naszego sposobu liczenia czasu. To pora, w której kończy się praca, a zaczyna odpoczynek. Uczniowie pozostali u Jezusa i w Nim znaleźli upragnione odpocznienie.

Autentyczność spotkania z Synem Bożym weryfikuje się w spotkaniu z bratem. Andrzej, pochwycony przez Chrystusa, dzieli się swoim odkryciem z Szymonem. Nie dyskutuje z nim, ale mówi z radością i przekonaniem o swoim osobistym doświadczeniu, które jest zarazem doświadczeniem wspólnotowym („znaleźliśmy”, w. 41). Szymon daje pewien kredyt zaufania Andrzejowi, podobnie jak wcześniej Andrzej Janowi, i idzie za świadectwem brata. Andrzej, podobnie jak wcześniej Jan, umie pozostać „w tle”, gdy Jezus spogląda na Piotra i sam zaczyna mówić do niego. Nieraz jeszcze Andrzej będzie przyprowadzał do Niego różne osoby i to jego pośrednictwo będzie skutkowało objawieniem chwały Syna Bożego (J 6,8nn; 12,20nn). W jednym krótkim zdaniu Jezus pokazuje Piotrowi, że zna go do głębi i że nie tylko wie, kim jest teraz („Szymon syn Jana”), lecz także, kim może się stać w przyszłości: „Będziesz nazywał się Kefas ‑ Skała”. Przenikliwe spojrzenie Mistrza wydobywa z niego tę tajemniczą tożsamość – nowe imię, ukryte w sercu Boga ‑ które się urzeczywistni w osobistej relacji z Jezusem, zwanej wiarą.

            Kto był dla mnie Janem Chrzcicielem? Komu zawdzięczam pierwsze spotkanie z Jezusem i początek osobistej wiary? Dla kogo ja mogę stać się Andrzejem – przyprowadzającym do Mesjasza?

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP