Czy „sprawiedliwy” może się opamiętać? (Mt 21,28-32)

Przypowieść o dwóch synach posłanych do winnicy, uzupełniona „skandalizującym” komentarzem Jezusa o tym, że celnicy i nierządnice wchodzą przed „sprawiedliwymi” do królestwa niebios (Mt 21,28-32),

ma nam pomóc dostrzec, że jest w nas nieposłuszeństwo względem Boga, które może łatwo pozostać niezauważone pod politurą zewnętrznej religijności i dobrych manier.

Bóg przedstawiony jako ojciec zwraca się do obu tymi samymi słowami: „Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Wołacz „dziecko!” czy też „synku!” adresowany do dorosłego mężczyzny nie ma nic z infantylizmu; wyraża raczej serdeczną życzliwość Ojca niebieskiego dla Jego adoptowanych dzieci. To wołanie objawia nam naszą tożsamość: wszystko otrzymaliśmy od Niego, a naszym szczęściem i radością jest komunia z Nim (por. Ga 4,6-7; Rz 8,14-17). W ślad za tym powołaniem idzie też misja: „Idź i pracuj w winnicy”. Winnica to symbol ludu Bożego. Słodkim owocem, który ma się w niej rodzić, jest miłość między braćmi. Bóg chce, byśmy miłowali jedni drugich tą miłością, jaką On pierwszy nas umiłował (1 J 4,11.19-21). Praca w winnicy oznacza więc trud służenia sobie nawzajem, trwania w jedności i prawdzie, przebaczania i akceptowania drugiego, nawet, gdy jest to trudne. „Idź dzisiaj!”, nie jutro, ale dziś.

            Boże powołanie napotyka w nas jednak pewien opór, i drugi z synów daje temu wyraz bez ogródek i szczerze: „Nie chcę!”. Po prostu nie ma ochoty „pracować w winnicy”, a więc być pokornym, ofiarnym i przebaczającym. Przyjemniej jest brać niż dawać, łatwiej jest dominować niż służyć. Rywalizacja i arogancja lepiej się opłaca w życiu niż cichość czy solidarność ze słabszym. Jest w naszej naturze coś, co mówi Bogu „nie” i nie chce uznać zależności od Niego. Ale właśnie dlatego, że zbuntowany syn nie boi się uznać prawdy o sobie, jest w stanie się opamiętać, żałować za grzech, a w końcu powrócić do wykonywania tego co słuszne: przykazania Ojca. Poznanie własnego grzechu, czyli buntu wobec Boga, prowadzi do nawrócenia i przemiany, do życia na sposób dziecka Bożego.

            „Porządny” syn mówi bardzo pięknie: „Idę, panie”, ale robi swoje. Nie wierzy, że wola Ojca jest dla niego dobra, ale nie umie powiedzieć „nie” ze strachu przed karą, albo dlatego, że nie chce stracić twarzy, przecież mówienie „nie” robi złe wrażenie. Jest w nim ukryta mentalność niewolnika. Może dlatego zwraca się do Ojca: „panie”, a nie: „Ojcze”.

            Notoryczni złodzieje i przydrożne prostytutki łatwiej znajdą drogę do Bożego miłosierdzia, niż ci „pobożni”, którzy nie wiedzą, z czego mają się spowiadać, i którzy nigdy nie proszą o wybaczenie swoich błędów. Publicznemu grzesznikowi łatwiej jest uznać swój grzech i się opamiętać, niż temu, który uwierzył w diabelskie kłamstwo: „Ja nie robię nic złego” (1 J 1, 8-10). Do królestwa Bożego wchodzą nie ci, którzy są „lepsi”, ale ci, którzy wiedzą, że są źli, i dlatego nie wstydzą się wołać: „Jezu, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Łk 18,39; por. 23,42)

            W każdym z nas jest coś z jednego i drugiego brata. Warto stawać co rano na modlitwie przed Ojcem, by usłyszeć: „Dziecko, idź!”. Warto też wieczorem obejrzeć się za siebie, by się „opamiętać” i prosić Boga o otwarcie oczu naprawdę o nas i o Bożym miłosierdziu.

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP