Czy jestem Jego uczniem? (Mk 3, 20-35)

Jezus wybiera Dwunastu uczniów, „aby z Nim byli” (Mk 3,14; nb. niezbyt dobrze tłumaczone: „aby Mu towarzyszyli”). Stają się oni Jego nową rodziną – zalążkiem Kościoła. Dalsza część tego samego rozdziału (3,20-35) pokazuje, kto jest, a kto nie jest z Jezusem.

Pierwsza grupa to Jego „bliscy” ‑ członkowie szeroko rozumianej rodziny, co w tamtej kulturze tworzyło silną, naturalną więź. Otóż ci właśnie „swoi”, którzy kochają Go bardzo i uważają za „swego”, okazują się być przeciwko Niemu, nie znają Go i nie słuchają. Owszem, są zafascynowani – jak wszyscy – Jego cudami, ale zupełnie nie rozumieją tego, co mówi, dlatego stwierdzają: „Oszalał!”. Jezus przypisuje sobie władzę odpuszczania grzechów, co jest prerogatywą samego Boga (2,7), łamie zwyczaje religijne i jeszcze twierdzi, że jest „Panem szabatu” (2,28). Byłoby lepiej, gdyby uzdrawiał, ale nie nauczał. Znają Go zbyt dobrze, by traktować poważnie Jego naukę (por. 6,2-3), a ponieważ coraz bardziej roztacza się wokół Niego atmosfera skandalu, czują się w obowiązku ubezwłasnowolnić Go i „przyprowadzić do porządku”.

Grupa druga to reprezentanci różnych nurtów judaizmu. Pierwsze spotkania Jezusa z nimi nie wypadły szczęśliwie i przerodziły się w całą serię konfliktów wokół kwestii zachowywania Prawa. Rabini, faryzeusze, a nawet uczniowie Jana Chrzciciela i zwolennicy Heroda nie kochają Jezusa; oni Go nienawidzą. W odróżnieniu od krewnych z Nazaretu, rozumieją bardzo dobrze, co Jezus ma na myśli, gdy mówi: „Syn Człowieczy ma na ziemi władzę rozgrzeszania”. W ich oczach jest bluźniercą, wywracającym do góry nogami religię, której są stróżami, i niszczącym ustalony przez nich obraz Boga. Dlatego też odpowiednio „kształtują” wizerunek Jezusa w oczach opinii publicznej („Ma ducha nieczystego!‑ 3,30), a w sercu poprzysięgają Mu śmierć (3,6).

Jaki stąd dla nas wniosek? Nie wystarczy być człowiekiem religijnym, by wejść do królestwa Bożego. Nie wystarczą też więzy krwi ani ludzkie, naturalne przywiązanie, by rzeczywiście „być z Jezusem”.

Mieli z tym problem nawet Jego najbliżsi uczniowie. W pewnym przełomowym momencie Piotr sugeruje Mu: „Niech Cię ręka boska broni, żebyś miał mówić coś o konieczności cierpienia, odrzucenia i śmierci! Posłuchaj dobrej rady przyjaciela i nie mów tego, czego ludzie nie chcą słyszeć.” W tych słowach, płynących z tzw. szczerego serca, Jezus słyszy syk kusiciela: „Uciekaj od krzyża!” (por. 8,31-33).

Dom, do którego wchodzi Jezus (3,20), jest symbolem Kościoła ‑ miejsca relacji i komunii, gdzie toczy się nasza serdeczna rozmowa z Nim. Spożywając chleb Jezusa (wzmianka o chlebie w w. 20 niewidoczna w pol. tł.) stajemy się braćmi i siostrami, gotowymi dawać siebie jedni drugim w wolności i miłości. Powołani, by „być z Jezusem w Domu”, możemy stopniowo uczyć się dostrzegać różnicę między tym, czego On nas uczy, a tym, co tkwi w naszych głowach, i zmieniać – nie bez trudu – nasz sposób myślenia z ludzkiego na Boży (por. 8,33; 9,33-41). Ten proces nazywa się: nawrócenie. Błogosławiony, kto widzi w sobie potrzebę takiego nawrócenia. Jest na dobrej drodze.
Ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP