Jakim jestem gruntem? (Mt 13,1-23)

Słowo o królestwie Bożym jest jak ziarno rzucone w ziemię, które kiełkuje i rośnie własną mocą (Mt 13,1-23; Mk 4,26-27). Jego owocowanie zależy jednak od gleby, w którą wpadnie

. Aby ziarno wydało plon, ziemia musi być dobrze przygotowana do jego przyjęcia: trzeba włożyć wiele trudu, by ją przeorać i oczyścić z kamieni i chwastów. Jeśli nie jest uprawiana, traci swoją urodzajność i zmienia się w jałowy ugór.

Podobnie jest z człowiekiem, w którym Bóg zasiewa słowa życia wiecznego: trzeba nieustannie uprawiać swoje serce. Stawiamy sobie pytanie: Jakim jestem gruntem? Przypowieść Jezusa wskazuje na cztery możliwości:

  1. Serce twarde, podobne do ubitej ziemi na polnej drodze, czy wręcz pokryte jakby skorupą asfaltu, niezdolne przyjąć Ewangelię. To obraz człowieka, którego po prostu nie interesuje to, czy Bóg jest i czy ma mu coś dopowiedzenia. Słowo Boże odbija się od niego, jak groch od ściany, i zostaje dosłownie wydziobane przez złego ducha, który nie pozwoli, by zakiełkowało ono w jego sercu. Sytuacja taka wydaje się beznadziejna, a jednak nieraz można zobaczyć asfalt rozsadzany od spodu przez delikatne, zielone źdźbła. Słowo Boże ma moc zdolną skruszyć stopniowo najtwardsze ludzkie serce. Różnego rodzaju słabości, niepowodzenia, życiowe dramaty mogą stać się takim pęknięciem, drobną szczeliną, przez którą Bóg dostanie się ze swoją miłością do wnętrza zabetonowanego ludzkiego serca.
  2. Serce podobne do skały przykrytej jedynie cienką warstewką ziemi. Tego rodzaju grunt jest typowy dla ojczystej ziemi Jezusa. Symbolizuje on duchową płyciznę i powierzchowność. Słowo Boże może budzić w nas odpowiedź natychmiastową i emocjonalną, pełną religijnych wzruszeń i gorących deklaracji: „Panie, życie oddam za Ciebie...” (J 13,37). Ale bywa, że na tym kończy się nasza wiara, bo w głębi serca trzymamy się twardo swoich przyzwyczajeń i przekonań niezgodnych z Ewangelią, i nie mamy zamiaru ich zmieniać, bo to nieprzyjemne i trudne. Chętnie za to domagamy się, żeby inni się zmieniali i dostosowywali do nas. A gdy przychodzi trudniejszy czas, jakiś kryzys, mamy pretensje do Boga i rozczarowani odchodzimy od Niego.
  3. Grunt zachwaszczony, na którym ciernie nie pozwalają wyrosnąć zbożu, oznacza człowieka przywiązanego do grzechu, zniewolonego hedonizmem, chciwością i innymi uzależnieniami. Pochłaniają one jego uwagę, energię i zdolności twórcze, i dlatego pozostaje głuchy na słowo Boga; potrzebuje wewnętrznego wyzwolenia, aby zobaczyć w swoim życiu owoc Ducha: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie… (por. Ga 5,22n)
  4. Czwarty grunt wreszcie to serce dobre i szlachetne, stale oczyszczane przez modlitwę i duchowe zmaganie, zdolne przyjąć słowo i wydać owoc. Najpiękniej widać to na przykładzie świętych. Siostra Teresa z Kalkuty usłyszała proste wezwanie, by zostawić bezpieczne życie zakonnej nauczycielki i zanurzyć się w morzu przerażającej ludzkiej nędzy, mając tylko dwie ręce i mocne przekonanie, że Bóg ją woła, by pójść w nieznane. Po latach usłyszał o niej cały świat, bo to słowo przyniosło niezmiernie obfity plon.

Człowiek (hebr. „adam”) jest ziemią (hebr. „adama”), w którą rzuca ziarno boski Siewca, a która jest też narażona na zasiew zła lub na wyjałowienie i duchową erozję. Stajemy się tym, czym pozwalamy się „obsiewać” (Mt 13,18-23); sami rozsiewamy słowo, które w nas zamieszkało. Jakie ono jest.

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP