Śmierć zwarła się z Życiem (Łk 7,11-17)

echoewangelii

Przed bramą miasteczka Nain w Galilei spotkały się dwa pochody (Łk 7,11-17): żałobny kondukt i orszak Jezusa, który „przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię” (2 Tm 1,10).

Tłum żałobników towarzyszy wdowie, która właśnie ma pochować jedynego syna. Nieszczęśliwa kobieta nic nie mówi, może jedynie płakać. Reprezentuje w pewien sposób wszystkich ludzi, pozbawionych nadziei w obliczu śmierci, dla których życie nie jest niczym innym jak wędrówką w stronę cmentarza. Żyją oni w mroku i cieniu śmierci (Łk 1,79). Ponieważ nie znają mocy Boga, sądzą, że człowiek wyszedł z nicości i że po krótkim, bolesnym życiu wpada znowu w nicość, a miłość i wszystkie nasze marzenia rozbijają się o grobową deskę.

Jezus przyszedł właśnie po to, by zatrzymać ten marsz śmierci i nadać naszemu życiu nowy sens. Inaczej, niż w opisach innych cudów, nie ma w tej scenie żadnej wzmianki o otwarciu się cierpiącego człowieka na Bożą interwencję poprzez wiarę i modlitwę. Płacząca wdowa o nic nie prosi Jezusa, tym mniej jej zmarły syn! To Jezus podejmuje inicjatywę.

On widzi rozpacz matki – ma miłosierne oczy. Jest poruszony do głębi jej niemym cierpieniem – ma miłosierne serce, które odczuwa jej ból jako swój własny (gr. „splanchna” – matczyne wnętrzności”;. 13). Podchodzi blisko, by dać jej odczuć, że nie jest samotna przed Bogiem – ma miłosierne stopy. Dotyka trumny, podobnie jak dotykał trędowatego (Łk 5,13), krwawiącej kobiety (8,45) czy prostytutki (7,39), by ich uzdrowić – ma miłosierne ręce. Przez to dotknięcie bierze na siebie zło świata i całą naszą nieczystość (por. Lb 19,11; J 1,29).

Nade wszystko zaś Jezus ma miłosierne usta ‑ wypowiada nad człowiekiem, pokonanym przez śmierć, słowo wszechmocne i zbawcze, które sprawia to, co niemożliwe: „Nie płacz!” (por. Ap 5,5) – uwalnia wdowę od gorzkiej rozpaczy; „Młodzieńcze, wstań!” – wyrywa zmarłego z objęć śmierci i oddaje go matce. Chłopiec siada na trumnie ‑ znak zwycięstwa nad śmiercią ‑ i zaczyna mówić, a to mówienie jest wyrazem przywróconej relacji miłości z Bogiem i z ludźmi. Miłość zatriumfowała nad śmiercią, a uwielbienie Jezusa-Pana rozeszło się po świecie niczym odgłos gromu (por. Łk 7,16-17).

Jaki sens ma cud wskrzeszenia młodego człowieka, który i tak musiał znów umrzeć? Przez ten znak Jezus mówi, że śmierć nie ma już ostatecznego słowa w naszym życiu. Ostateczne słowo należy do Boga, który nas miłuje (Ap 1,5). Śmierć cielesna jest odtąd – jak mówił Franciszek z Asyżu ‑ naszą siostrą, w której też możemy wielbić Boga, bo dzięki Jezusowi stała się ona przejściem do domu Ojca, do życia bez granic, w Jego miłości. Istotne jest, byśmy już teraz chcieli świadomie żyć życiem wiecznym, otrzymanym na chrzcie, trwając w komunii z Bogiem i wypełniając słowa Jezusa. „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci” (1 J 3,14). „Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i Życiem wiecznym” (1 J 5,20).

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP