Bóg we mnie? (J 6, 51-58)

echoewangelii

Nie mieć w sobie życia oznacza być martwym. Jakże słaba jest nasza wiara w prawdziwość słów Jezusa, skoro w obliczu tak wielkich rzesz, które nie spożywają Ciała i nie piją Krwi Pana nie krzyczymy z troską, ale i przerażeniem: Jesteście martwi, przyjdźcie do życia! Doskonale rozumiał to Izajasz, kiedy wołał: „O wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko!” Jezus rozdaje życie, dając siebie na pokarm. A my? Jakże często przybieramy pozę widzów w „teatrze świata” i niewiele nas ani boli, ani interesuje, że rzesze ludzi pozostają w „mroku i cieniu śmierci”. Izajasz tak opisuje ten stan śmierci: „Jak niewidomi macamy ścianę i jakby bez oczu idziemy po omacku. Potykamy się w samo południe jak w nocy, w pełni sił jesteśmy jakby umarli.” Ale jeśli nie boli nas śmierć innych to znak, że sami jesteśmy w śmierci. Życia wiecznego w nas nie ma.

Jezus nie przyszedł do nas, aby „ulepszyć, umocnić, poprawić, udoskonalić, etc.” On przyszedł, aby wskrzesić i ożywić człowieka, który poprzez grzech pozostaje w śmierci. Jan pisze: „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.” Jezus przychodzi na świat, aby dać nam swoje życie, On chce być w nas, On pragnie, byśmy mieli w sobie życie. Nasza ciemność śmierci nie potrafi zniszczyć światła, ale może się do niego odwrócić plecami, zlekceważyć. I nie trzeba zaraz myśleć o porzucaniu wiary i Kościoła. W zupełności wystarczy, iż pokarm życia wiecznego, Ciało i Krew Pana, są dla nas wyłącznie przyzwyczajeniem, rytuałem, jednym z wyrazów naszej wiary, bez którego w ostateczności można sobie poradzić w życiu. Grzech ciężki tak samo oddziela od Eucharystii, jak „uczciwa praca na chleb” w każdą niedzielę.

Żydzi są zgorszeni i nie rozumieją, w jaki sposób Jezus może dać na pokarm swoje Ciało i Krew. Natomiast obawiam się, że my jesteśmy tak bardzo oswojeni z Eucharystią, tak bardzo nam spowszedniała, że nie stawiamy sobie w ogóle pytań o to, jak to możliwe, że Jezus karmi nas swoim Ciałem i Krwią? I wcale nie chodzi o księży, którzy „niechlujnie” odprawiają, ani o wiernych, którzy przychodzą w połowie kazania, żują gumę i wychodzą przed końcem. Lekarstwem na spowszednienie nie jest też perfekcyjne wytrenowanie gestów i mimiki, czy też aktorska dykcja w ojczystym języku lub po łacinie. Niechlujstwa i lekceważenia nie da się uleczyć robieniem wszystkiego „ na wysoki połysk”, bowiem wartość Ciała i Krwi Pana dla każdego z nas zależy od tego, gdzie upatrujemy źródeł naszego życia, czym karmimy swoje ambicje, jak głęboko tkwi w nas codzienna, „bezinteresowna” rywalizacja.

Życie jest w Jezusie, poza Nim jest śmierć. Tylko, że motywowani naszymi ambicjami, potrzebą akceptacji i uznania, pragnieniem władzy i niezależności czy też banalną chciwością, nie dostrzegamy, że wszystkie te napędzające nas od wewnątrz siły, przy odrobinie wiedzy teologicznej i sprawnym języku, skrzętnie pokrywamy blichtrem „życia dla Jezusa”, „aby służyć”, „bo On mnie pierwszy ukochał”, etc. Prawdziwą trudnością naszej wiary jest oświetlenie i poznanie naszych najgłębszych motywacji zrodzonych z rodzinnych ambicji, społecznych oczekiwań czy też doświadczonych zranień.  Światłem jest Jezus. Tylko On może odkryć przed nami, nie raniąc i nie gorsząc, jak daleko jesteśmy od Niego, jedynego pokarmu na życie wieczne, jak bardzo karmimy się tym, co nie ma nic wspólnego z Jego Ciałem i Krwią.

Pragnienie „chleba, który zstąpił z nieba” jest owocem doświadczenia, iż znajdujemy się na wielkiej pustyni, na której nie znajdziemy nic, czym można się nasycić. Pieniądze, kariera, popularność, miłość i podziw ludzi to tylko erzace, które mają moc uzależniania i tworzenia iluzji. Jeden z wersetów Psalmu 69 można tak przetłumaczyć: „Bądź blisko mnie, wykup mnie, zapłać za mnie okup nieprzyjaciołom”. Jezus ogłasza, że to On jest tym okupem, który został zapłacony. On daje swoje ciało za życie świata. Ale to wykupienie zawiera w sobie pewien warunek. Abym mógł pozostać wolny, wyrwany z niewoli, nie mam innej możliwości jak tylko karmić się Jezusem. Wykupiony z niewoli grzechu i śmierci nie mogę już istnieć inaczej, jak tylko w komunii z Jezusem, karmiąc się Nim, od Niego czerpać życie. Jeśli tak nie jest, na nowo stanę się niewolnikiem, a „stan mój będzie gorszy niż poprzedni.” Eucharystia dotyka więc fundamentów mojej egzystencji. Bez niej jestem w śmierci, dzięki niej żyję życiem wiecznym, a po śmierci zostanę wskrzeszony z martwych.

Ks. Maciej Warowny, Francja