Zabity za prawdę o sobie (Mt 26, 14 - 27, 66; Niedziela Palmowa, rok A) (2)

echoewangelii„Czy Ty jesteś Mesjaszem?” – pyta najwyższy kapłan. „Czy Ty jesteś królem żydowskim?” - pyta Piłat. „Witaj, królu żydowski!” – szydzą żołnierze. „Jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!” – przeklinają Go przechodnie wraz z arcykapłanami, uczonymi w Piśmie i starszymi. Jezus jest odrzucony i skazany za głoszenie prawdy o Bogu, który posyła swego Syna, aby zbawić świat. Jest odrzucony, bowiem odsłania swoją szczególną relację do Boga i pragnie, aby poprzez wiarę w Niego każdy człowiek odnalazł drogę do poznania Ojca. Za to jest wyśmiewany i ukrzyżowany. Jego tożsamość jest nie do zaakceptowania przez elity religijna. Jego wyjaśnienie Prawa i ukazywanie prawdy o Bogu budzi sprzeciw i morderczą agresję, bowiem odsłania ich niewiarę i hipokryzję.

Ale czy dzisiejsi chrześcijanie uporali się rzeczywiście z akceptacją tego, kim jest Jezus? Powtarzamy oczywiście, że „wierzymy”, ale czy jesteśmy świadomi, w jakim stopniu nasza wiara jest zakorzeniona w nienaruszalnej tradycji i zewnętrznych rytach, a gdzie zaczyna się nasze osobiste przylgnięcie do Boga, nasza intymna relacja do miłującego Ojca? Przyjęcie prawdy o Jezusie – Synu Boga, Zbawicielu, wymagało od ówczesnych wierzących uznania swej niewystarczalności i grzeszności. A tego nie byli zdolni uczynić. Ich przekonania i praktykowana pobożność dawały im poczucie samowystarczalności. Zupełnie jak z listu do Kościoła w Laodycei: „Ty bowiem mówisz, jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi.”

Ale nieustannie okazuje się, iż niewiele różnimy się od tych, którzy odrzucili Mesjasza. Jezusowe wezwanie do nawrócenia rodzi kryzys, bowiem obnaża prawdziwe słabości. Ale bez przyjęcie tego wezwania nigdy nie odkryję, że męka Jezusa jest nieodzowna dla mnie. Bez niej nie mogę być sobą, nie mogę być człowiekiem, który chce i potrafi kochać siebie, bliźnich i Boga. Męka Jezusa jest bowiem najważniejszym wydarzeniem, które odsłania miłość Boga oraz moją słabość i ograniczoność. Chcę kochać, ale szukam tych, którzy zasługują na moją „miłość”. Chcę być kochany, ale domagam się tej „miłości”, jak sprzedawca zapłaty za proponowany towar. Złości mnie moja niezdolność do kochania ludzi takimi, jakimi są, ale odrzucam tych, którzy nie potrafią dostosować się do moich oczekiwań. Nauczam o darmowej miłości Boga, ale oskarżam o niewdzięczność, jeśli za tę naukę nikt mi nie dziękuje. A więc żyję w iluzji wiary.

Potrzebuję daru Boga, aby być na Jego obraz i podobieństwo. Potrzebuję Jego Ciała i Krwi, abym mógł odkryć prawdę o mnie, abym stał się prawdziwie sobą. Opis męki Jezusa nie przez przypadek zaczyna się Ostatnią Wieczerzą, w czasie której Jezus daje się uczniom na pokarm. Kolejne etapy Męki są coraz mocniejszym doświadczeniem tego, jak ogromny i niezbędny jest to dar. To w obliczu tego daru odkrywam judaszowe knowania mego serca, które jest w stanie popchnąć mnie do zdrady. To Męka unaocznia mi ogrom lęków i obaw, które noszę w sobie, strach przed przyznaniem się, że „znam tego Człowieka”, że „należę do Niego”, że „jest moim Przyjacielem”. W obliczu krzyża odkrywam, jak bardzo zależy mi na natychmiastowym trumfie nad moimi przeciwnikami. To krzyż Jezusa ukazuje mi, jak wielu uznaję za moich nieprzyjaciół i nie mam najmniejszej ochoty ich kochać. Zwłaszcza tych, którzy zagrażają mojej pozycji, odsłaniają moje słabości, wydobywają na światło skrzętnie skrywany egoizm.

Tajemnica Krzyża wprowadza mnie w nieznaną i nieobecną w naturze ekonomię daru. Bez zasług z mojej strony, bez wysiłków, a wręcz wobec mojej niechęci i odrzucenia, Bóg obdarowuje mnie swoją miłością. Czyni ją dotykalną, namacalną. A ja się odwracam od niej, bowiem przyjęcie takiego daru obnażyłoby, że jestem „nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi”. Jezus nie zagrażał porządkowi społecznemu ówczesnego Imperium Rzymskiego. On zagroził wewnętrznej hierarchii wartości tych, którzy tworzyli ówczesny porządek, czyniąc się jego zwierzchnikami i pierwszymi beneficjentami. W groźbie ze strony Jezusa nie było nic z przemocy. On przyszedł jako pokorny Baranek, w pełni świadom tego, Kim jest. Przyszedł w pewności, że Ojciec Go kocha, a miłość nie cofa się przed żadnym darem, nawet jeśli jest nim śmierć na krzyżu. Przyszedł, abyśmy mogli uczestniczyć w Jego tożsamości. Być jak On świadomymi tego, kim jesteśmy dla Boga i tak, jak On, mogli kochać siebie, bliźnich i Ojca.

ks. Maciej Warowny, Francja

TOP