Czy wiesz jak rozpoznać ucznia Jezusa? (J 13, 31-33a. 34-35) (2)

echoewangeliiZnak rozpoznawczy uczniów Jezusa to wzajemna miłość. Od wielu lat w sposób świadomy chcę być dojrzałym chrześcijaninem. Chcę ukazywać, że należę do grona uczniów Jezusa realizując przykazanie miłości, o którym Jezus mówi swoim uczniom,  ale ciągle nie mogę uwolnić się od słów Pawła Apostoła: „Bo całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli.” (Ga 5, 14n) Czyżby w sarkazmie ostatniego zdania przebijało zmęczenie bezowocnością wysiłków Apostoła Narodów, aby Galaci stali się rzeczywiście chrześcijanami? Ale ja także jestem zmuszony nieustannie powtarzać samemu sobie: Bacz, abyś nie chciał pożreć twych przeciwników.

Ostatnie wydarzenia w kraju mojej misji, Francji. Uchwalenie prawa o małżeństwach homoseksualnych. A razem z tym prawem całej serii praw, które dotyczą wychowania dzieci, szkoły, adopcji, etc. To jest katastrofa humanitarna. To nie chrześcijaństwo zostało odrzucone, to człowiek został zanegowany i odrzucony. Bezsilna złość gotuje się we wnętrznościach. A w tym samym czasie Jezus mówi  o wzajemnej miłości. Widocznie pierwszym i najcięższym grzechem dzisiejszych chrześcijan jest brak tej miłości, bo nie jesteśmy wzorcem dla społeczeństw. To my modląc się, udzielając sakramentów, gromadząc się w kościołach nie pociągamy wcale innych do Boga i prawdy, którą On nam objawia. Ideologia nienawiści do Boga, która zawsze kończy się nienawiścią do człowieka, wygrywa w społeczeństwie, w którym żyję i w którym chcę być apostołem Dobrej Nowiny.

A jednak dzisiejsza ewangelia niesie Dobrą Nowinę. Judasz odłącza się od Apostołów, a Jezus mówi o uwielbieniu Boga. Czy nie powinno nas to dziwić? Często myślę, że kiedy chrześcijanom mówi się o śmierci, cierpieniu czy odrzuceniu, mimo, że z całych sił starają unikać takich doświadczeń, na zewnątrz udają lub rzeczywiście są już tak „zaimpregnowani”, że ich to w ogóle nie bulwersuje. A mnie tak. Bo śmierć i cierpienie nie są pomysłem Boga! „Śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących.” (Mdr 1, 13) Nawet jeśli odkrywamy zbawczy sens cierpienia, to w swej istocie cierpienie, jako „śmierć, która nie uśmierca do końca” także nie jest zamiarem Boga. Dlaczego więc uruchomienie „maszyny zdrady” przez Judasza, dla Jezusa jest momentem uwielbienia?

Szukam odpowiedzi, która nie pozostanie „logicznie poprawnym zdaniem”, ale która mnie zachwyci i pociągnie. Bóg jest uwielbiony, kiedy człowiek może doświadczyć Jego miłości. Bóg jest uwielbiony, kiedy okazuje miłość grzesznikowi, a grzesznik przemienia swe życia. Ale Bóg nie jest uwielbiony wówczas, kiedy człowiek zachwyci się Bożą miłością i zacznie o niej pięknie śpiewać, lecz wówczas kiedy zamiast zachwytu doświadczy nawrócenia i zbawienia. Miliony pielgrzymów każdego roku nawiedzają Częstochowę czy Lourdes. Opowiadają później jak to pięknie w tych sanktuariach i jakie to było emocjonujące przeżycie. Ale ilu z nich doświadczyło rzeczywistego nawrócenia i zbawienia? Ilu z nich przywiozło jako owoc pogodzenie się z cierpieniem, pragnienie przebaczenia tym, którzy ich skrzywdzili, czy też postanowienie ukorzenia się i proszenia o przebaczenie tam, gdzie oni sami zawinili?

Misją wspólnoty chrześcijańskiej nie jest naiwne i idealistyczne mówienie „kochajmy się”, ale jest nią uwielbienia Boga poprzez akty podobne aktom Jezusa. Dzisiejsza Ewangelia nie pozostawia wątpliwości: jest to miłość i akceptacja tego, który zdradza. Jezus jest świadom swej przyszłości, a jednak zamiast się skarżyć na swój los odrzuconego i zdradzonego Mesjasza, On mówi o uwielbieniu Ojca. Dlatego nie ma większej chwały Boga niż chrześcijanin oddający swoje życie za brata. I nie ma żadnego sensu dociekanie, kto jest moim bratem. Czy socjalista albo też komunista może być moim bratem, czy też tylko ten, kto jest ochrzczony i praktykuje? Chrześcijanie kościoła pierwotnego nie stawiali sobie tego pytania, kiedy umierali świadcząc o życiu wiecznym, którego nikt nie mógł im odebrać żadnym narzędziem tortur. Oni nie pytali, koga trzeba kochać i kto jest moim bratem? Oni świadczyli, że Chrystus jest dla nich jedynym źródłem życia.

To dlatego nasze logiczne argumenty nie mają wielkiej mocy oddziaływania, bowiem potrzebujemy dziś świadków, którzy będą gotowi oddawać swoje życie na ruinach „nowoczesnej Europy”, podobnie jak chrześcijanie nie czekali, aż upadnie Cesarstwo Rzymskie, lecz zupełnie nie przejmując się polityką ówczesnych władców, męczeństwem usprawiedliwiali swą obecność w zdemoralizowanym społeczeństwie. Dziś, podobnie ja wówczas, świat potrzebuje chrześcijan, którzy świadectwem życia będą pokazywać wolę Boga, którzy nie ulegną przemocy „politycznej poprawności”, ale kochając na wzór Jezusa, uwielbią Boga przedkładając miłość do Niego ponad wszelką inną miłość. I w ten sposób będą świadczyć o człowieku, który jest dzieckiem Boga, stworzonym na Jego obraz i podobieństwo. I żaden parlament tego świata nie może zmienić tej prawdy.

Ks. Maciej Warowny, Francja

TOP