Nie mów Bogu, co ma czynić i kiedy (J 2, 1-11)

echoewangeliikana

   O cudzie w Kanie Galilejskiej powiedziano i napisano tak dużo, że jakakolwiek próba reinterpretacji brzmi podejrzanie i obrazoburczo. Utrwalony przekaz jest mniej więcej taki: „Nowożeńcy zaprosili Jezusa i Jego Matkę na ślub i wesele. W krytycznej chwili Jezus na prośbę Maryi przemienił wodę w wino. Wniosek: Trzymajmy się Matki Bożej, bo pod Jej opieką nic nam nie grozi".

Brzmi to podejrzanie i ogromnie interesownie. Sugeruje bowiem, że Bóg powinien spełniać ludzkie oczekiwania, niezależnie, jakie są, zwłaszcza gdy oręduje Maryja. Taka interpretacja generuje fałszywy obraz zarówno nowożeńców, Maryi, jak i samego Jezusa. Przecież nie dla cudu nowożeńcy zaprosili Jezusa i Jego Matkę! Kana Galilejska leżała na tyle blisko rodzinnego miasta Jezusa -Nazaretu, jak i Seforis - rodzinnego miasta Joachima i Anny, że prawdopodobnie więzi rodzinne, pokrewieństwo lub relacje towarzysko -przyjacielskie zadecydowały o tym zaproszeniu.

 

Po drugie: cud wydarzył się w wielkiej tajemnicy, dyskretnie, zakulisowo. My wiemy o nim nieporównanie więcej niż uczestnicy tamtego wesela. Może tę wiedzę mamy dzięki jednemu z owych bezimiennych i mało dyskretnych sług, którzy słuchali poleceń i przygotowali stągwie z wodą. Słudzy byli najbliżej dokonanego cudu. Może nawet poczuli się jego współtwórcami, więc mieli co opowiadać.

Po trzecie: Jezus nie przyszedł zaspakajać ziemskich braków ani dokonywać cudów na żądanie. Sam przyjął ogołocenie (kenozę) jako sposób objawienia miłości, dlaczego więc nowożeńcy czy ktokolwiek z nas miałby być wolny od trosk czy niedostatków? Wszelkie trudności i problemy mają sens, jeśli przyjmujemy je z wiarą, jako wyraz Bożej miłości do nas. Jakiekolwiek inne spojrzenie sprawia, że wszystko może posłużyć jako argument przeciwko ojcostwu Boga. Zwątpienie zaś staje się zarzewiem buntu lub rozpaczy.

Również przy powierzchownej interpretacji tej sceny Maryja wygląda na tę, która miesza się w nieswoje sprawy. Ingeruje nie tylko w życie nowożeńców, ale również w misję Jezusa. A przecież była i pozostaje pokorną służebnicą Pańską, która karmi się wolą Bożą. Przecież kocha Boga ponad wszystko, ale też miłowania Boga nigdy nie przeciwstawiała miłości do ludzi. Uwagi Jezusa: „Czy to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?" oraz „Jeszcze nie nadeszła godzina moja" wydają się dość krytyczne pod adresem matki. Użyty tutaj idiom można tłumaczyć jako: „Dlaczego mnie w to wciągasz?", „Nie mów mi, co mam robić", „Dlaczego akurat ja?" albo „Twój problem mnie nie dotyczy". Uwagi te mają Jej pomóc w tym, by przestała traktować Jezusa jak własne dziecko, a ujrzała w Nim swego Pana. Mają Jej uświadomić, że On jako Pan samodzielnie decyduje, kiedy i w jaki sposób interweniować w życie ludzi. I czy w ogóle interweniować! Trzeba zapytać: Czego nauczył gości i nowożeńców cud dokonany na weselu? Co im uświadomił, skoro dokonał się bez ich udziału, a nawet wiedzy? Co dotarło do starosty weselnego, oprócz cudownego smaku niewiadomego pochodzenia? Czy słudzy - świadkowie cudu- dzięki temu stali się lepszymi sługami?

Dla Jezusa najważniejszy pozostaje plan Jego Ojca, z którym konkurują ludzkie nadzieje i roszczenia. Jezus dokona zbawienia niezależnie od wiary czy niewiary ludzi, ale pobudza nas do wiary, bo tylko ona pozwala nam realnie uczestniczyć w wysłużonych dla nas błogosławieństwach. Cud w Kanie był pierwszy, ale nie jedyny. Niebawem uczniowie będą uczestniczyć w większych, chociaż nie znaczy to, że ich wiara będzie rosła wraz z wielkością cudu. Przecież najtrudniej będzie im uwierzyć w zmartwychwstanie, mimo że wcześniej widzieli wskrzeszenie córeczki Jaira (Mk5,22), młodzieńca z Nain (Łk 7,11n) i Łazarza (J 11,1-46). Zatem w Kanie Galilejskiej nie chodziło o wino, lecz o wiarę. Wino nagłe i wytrawne było co najwyżej przynętą dla wiary. Kto może, niech pojmuje i niech nie mówi Bogu, co ma robić i kiedy.

Ks. Ryszard K. Winiarski, Puławy