Bóg jest wielkoduszny (1 Tm 1, 12-17) 24 Niedziela Zwykła C

List do Tymoteusza możemy śmiało uznać za pierwszą „konstytucję” apostolską o życiu i posłudze biskupów i kapłanów.

Centralnym tematem jednak nie jest seria zasad postępowania i reguły kierowania wspólnotą Kościoła, ale prawda o zbawieniu danym nam przez Boga w Jezusie Chrystusie. Ale także w tym wymiarze Paweł unika „teoretyzowania” lecz

z wielką szczerością odwołuje się do osobistego doświadczenia. Podobnie jak inne listy świętego Pawła, także List do Tymoteusza jest sprowokowany konkretnymi problemami we wspólnocie w Efezie: „(…) tak proszę teraz, abyś nakazał niektórym zaprzestać głoszenia niewłaściwej nauki, a także zajmowania się baśniami i genealogiami bez końca. Służą one raczej dalszym dociekaniom niż planowi Bożemu zgodnie z wiarą. Celem zaś nakazu jest miłość, płynąca z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej. Zboczywszy od nich, niektórzy zwrócili się ku czczej gadaninie. Chcieli uchodzić za uczonych w Prawie nie rozumiejąc ani tego, co mówią, ani tego, co stanowczo twierdzą.” Pawłową odpowiedzią na te problemy jest Dobra Nowina, kerygmat osobiście przeżyty przez Apostoła Narodów.

 

Aby Ewangelia nie była oderwana od naszego życia, Paweł ukazuje najpierw osobiste doświadczenie grzechu: ongiś bluźnierca, prześladowca, oszczerca, pierwszy spośród grzeszników. Początkową trudnością w autentycznym przyjęciu Ewangelii jest prawda o naszym grzechu. Współczesne „ludowe teologie” w imię poprawności politycznej czy też pójścia za naiwną i płytka kulturą nie chcą mówić o grzechu, jako pierwszym doświadczeniu egzystencji człowieka nieznającego Boga. „Ludzie są dobrzy”, „trzeba mówić pozytywnie”, „spróbujmy dostrzegać, to co dobre w drugim człowieku”, to opinie, które nie pozwalają nam dotrzeć do podstawowego dramatu człowieka. Paweł tak go formułuje: „łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka.” Człowiek negujący w sobie to doświadczenie sprowadza wiarę i świadectwo do tego, co czysto zewnętrzne. W rozważanym Liście Apostoł nazywa takie postawy zajmowaniem się baśniami i rodowodami, próżnym gadulstwem, źródłem sporów, nierozumieniem tego, co się mówi.

 

Odwołując się do swojego doświadczenia grzechu Paweł dopomina się tego samego ode mnie. Ale chodzi o bardzo konkretny sposób wspominania grzechu: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.” Dlatego pierwszą trudnością wiary jest uznanie, iż jest się grzesznikiem. Fałszywa doktryna rodzi się bowiem z braku doświadczenia zbawienia, jako darmowego daru miłości Boga. Chrystus pragnie nie tylko być w centrum moich relacji międzyludzkich, znajomości i przyjaźni. On chce być pomiędzy moją świadomością tego, kim jestem, a moim osądem nade mną, między moim świadomym ocenianiem siebie, a konsekwencją tego osądu. Ani samouwielbienie, ani samopotępienie nie rodzą się z takiej obecności Chrystusa. Najgroźniejszym wrogiem wiary jest pozostawienie Chrystusa na zewnątrz mojego życia i przyjęcie rytuałów, moralności, zasad postępowania jako najważniejszych wymiarów życia religijnego. Dobra Nowina jest jednoznaczna. Tylko dzięki Chrystusowi mogę bez lęku wkroczyć w głębiny mego serca, moich pragnień, namiętności i pożądliwości, aby tam też odkryć nie-potępienie ze strony Boga oraz doświadczyć zbawienia od moje własnej nieprawości i pragnienia czynienia z siebie centrum „lokalnego kosmosu”.

 

ks. Maciej Warowny

TOP