W co się ubieram, czyli kim jestem? (Ga 3, 26-29) 12 Niedziela Zwykła C

Chrzest całkowicie odmienił naszą naturę. Dla Pawła Apostoła nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości. Na pytanie: „Kim jesteś?” nie winieniem więc odpowiadać, że Żydem, Grekiem, Polakiem, dyrektorem, sprzątaczką, itd., ale, że jestem chrześcijaninem, jestem umiłowanym dzieckiem Boga. Kto z nas rzeczywiście tak odpowiada? Kto ma odwagę uznać, że istotą jego tożsamości

jest przynależność do Chrystusa, a nie pochodzenie, wykształcenie, zajmowane stanowisko, posiadane zdolności czy też dobra materialne? Kto z nas identyfikuje się poprzez dar wiary otrzymany na chrzcie, a nie poprzez osobiste osiągnięcia i sukcesy życiowe? To pytanie w takim samym stopniu dotyczy także tych wszystkich, którzy opowiadając o sobie mają zwyczaj przytaczania długiej listy poniesionych klęsk, doświadczonych zdrad, cierpień czy też innych powodów dla uznawania siebie za osobę niekochaną i głęboko nieszczęśliwą. Katechez udzielana Galatom dotyka najgłębszych pokładów naszej tożsamości. Także tych, których nie lubimy lub nie chcemy być świadomi.

Przyobleczenie się w Chrystusa nawiązuje bezpośrednio do znaku białej szaty otrzymanej na chrzcie. Ale nie ma w tym nic z automatyzmu. Sakrament raz przeżyty jest źródłem nieustannego pragnienia, aby osiągnąć pełnię nowej natury: „Tak przeto teraz wzdychamy, pragnąc przyodziać się w nasz niebieski przybytek, o ile tylko odziani, a nie nadzy będziemy. Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać na niego nowe odzienie, aby to, co śmiertelne, wchłonięte zostało przez życie.” Doświadczenie chrztu zawiera w sobie konfrontację z własną nagością, którą odziedziczyłem po rajskim grzechu. Ta nagość jest źródłem strachu przed Bogiem i przed ludźmi. Nie chcę się przyznać do tego, kim jestem. Nie uznaję, że moja głupota i egoizm są źródłem podatności na zranienia, rodzą lęk, agresję, niepewność, poczucie zagubienia. Chrzest to obnaża, ale nie po to, aby nas wyśmiać, ale byśmy otrzymali szatę nowej natury, szatę zdumienia miłością Boga i zachwytu Jego miłosierdziem.

Biała szata nie jest „dekoracją” chrześcijanina, ale znakiem przyobleczenia się w nową naturę. Ona oznacza, że wydałem na śmierć grzesznika, który jest we mnie. Oskarżyłem go za moją nagość, podatność na iluzje władzy, mocy i niezależności, i utopiłem go w sadzawce chrzcielnej. A kiedy wyszedłem z wód chrztu, nagi, ale bez lęku, że mogę być ośmieszony, zraniony, wykorzystany i odrzucony, wówczas Kościół z radością odział mnie nową szatą. Chrystus sam zatroszczył się o moją nagość. On Sam ogłosił światu: „Nie dotykajcie moich pomazańców i prorokom moim nie czyńcie krzywdy!” On Sam powiedział do mnie: „Złóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana. Oblecz się płaszczem sprawiedliwości, pochodzącej od Boga, włóż na głowę swą koronę chwały Przedwiecznego! Albowiem Bóg chce pokazać wspaniałość twoją wszystkiemu, co jest pod niebem.” On także nie pozwala mówić o mojej nagości i okrywa ją płaszczem Swej miłości. Od tego momentu jestem przyodziany, moja nagość stała się przedmiotem troski Boga, Jemu ją powierzyłem. Ale czy rzeczywiście żyję prawdą przyobleczenia w Chrystusa? Co dopowiadam na pytanie: „Kim jesteś?”

ks. Maciej Warowny, Francja

TOP