Chrzest - wejście do ogrodu łaski (Tt 2, 11-14; 3, 4-7) Chrzest Pański "C"

Nie jestem entuzjastą chrztu małych dzieci, wolę chrzest dorosłych. Oczywiście chrzczę dzieci z posłuszeństwa Kościołowi, by uniknąć zgorszenia rodziców, którzy wręcz walczą o chrzest swojego potomstwa, by potem bardzo szybko poddać się w walce o jego wiarę.

Pierwsze nieporozumienie polega na przekonaniu, że chrzest się człowiekowi należy. Kiedyś  siedząc w korytarzu jakiejś przychodni ujrzałem portret O. Pio i jego myśl: „ Na tym świecie nic nikomu się nie należy”. Ten święty stygmatyk wypowiedział istotną prawdę chrześcijaństwa: wszystko jest łaską. A o łaskę można tylko prosić i nie zawsze się ją otrzyma. Potrzeba wielkiej pokory, bo lepiej łaski nie przyjmować, niż przyjąwszy łaskę zmarnotrawić lub jej sprzeniewierzyć!

    Stąd trzeba się pytać: Co się stało z moim chrztem? Chrzest to zaczyn o ogromnej sile złożony we mnie rękami Kościoła. On ma poruszać każdą sferę mojego życia. Ma kształtować wszystkie relacje w które wchodzę. Ma być codzienną moja inspiracją! Przecież życie chrześcijańskie polega właśnie na codziennej aktualizacji pytań i odpowiedzi tamtej liturgii. Wtedy odpowiadał ktoś w moim imieniu, teraz muszę robić to osobiście. Czy pamiętam tamte pytania? Czy do nich wracam?

     Świat codziennie pyta mnie o moje przyzwolenie. O moją zgodę na konkretny grzech: kradzież, kłamstwo, nałóg czy inne zniewolenie.

     Codziennie jestem konfrontowany z diabłem, który ma swoich inteligentnych aniołów, ma ulubione miejsca, przynęty(pokusy) i bardzo dużo wolnego czasu. W całości poświęca go nam, słabym ludziom, ten przymilny pochlebca, uwodziciel, ojciec wszelkiego kłamstwa i fałszywych obietnic!     Codziennie świat rozstawia przede mną swoje stragany, bym na własne życzenie spłycił się i oddał konsumpcji. Bym się zainstalował i zamknął w doczesności! Tę świadomość wyraża Kościół dokonując egzorcyzmu: „ Boże (...) Ty wiesz, że to dziecko będzie narażone na pokusy tego świata i będą musiały walczyć przeciwko zasadzkom szatana. Pokornie Cię prosimy, uwolnij je od zmazy grzechu pierworodnego mocą Męki i Zmartwychwstania Twojego Syna, umocnij Jego łaską i strzeż nieustannie na drodze życia”. Pokusy dorosłego to nie są pokusy dziecka. Kuszenie jest wielorakie, radykalne, inteligentne i powracające. Dlatego życie chrześcijańskie jest niekończącym się zmaganiem, wręcz walką. I jedyną skuteczną mocą jest Moc Męki i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa!  Dlatego chrześcijanin najpierw i przede wszystkim troszczy się o relację z Jezusem Chrystusem, bo ona jest dla niego niczym pępowina dla dziecka. To jego „być albo nie być”. Bez tej „pępowiny” chrześcijanin nie jest w stanie zwyciężać. Będzie jedynie doświadczał pełzających porażek i gorszących klęsk. Dlatego celebrans Chrztu dodaje: „ Niech cię broni moc Chrystusa Zmartwychwstałego, który króluje na wieki wieków.”

   Aby Chrzest owocował chrześcijanin musi każdego dnia doświadczać mocy samego Chrystusa. Dlatego właśnie modli się codziennie, dlatego słucha Słowa Bożego, dlatego przyjmuje upomnienia braterskie, dlatego się systematycznie spowiada, dlatego przyjmuje Eucharystię, dlatego poddaje się pod wyzwalające „jarzmo” ascezy, dlatego dokonuje ustawicznego „obrzezania” serca poprzez jałmużnę, dlatego pości, dlatego jest we wspólnocie a nie sam,  bo poprzez te wszystkie rzeczywistości przychodzi do niego Duch Święty, który zawsze jest duchem życia. Który w nim owocuje w sposób tajemniczy ale widoczny.

    Potrzeba wiary, by sakrament działał z całą zawartą w nim mocą. Można to porównać do roszczepienia atomu. Potrzeba pewnej wcale niewielkiej energii by dać początek reakcji, która wyzwoli ogromny potencjał. Pewnie jest tak, że w każdym z nas chrzest się nie uaktywnił do końca. Być może rodzice uczyli nas wszystkiego tylko nie rozwijania łaski Chrztu. Chrzestni pewnie pamiętali o nas tylko trzy razy: w dniu chrztu, potem w dniu pierwszej Komunii Św. i może w dniu ślubu albo prymicji. Na co dzień są nieobecni ze swoją modlitwą, świadectwem i wsparciem np. w okresie trudnego dojrzewania albo gdy przychodzą na nas kolejne kryzysy. Pewnie w dużej mierze większość z nas czuła się osierocona w swoim chrzcie. Może dlatego tak nam trudno „...wytrwać w jedności z Chrystusem  Kapłanem Prorokiem i Królem na życie wieczne” – jak mówi Kościół namaszczając Krzyżmem świętym.

    Ciągle składamy sobie jeszcze życzenia świąteczno-noworoczne. Życzę więc:

    Niech każdy obudzi w sobie świadomość przyjętego chrztu!

    Rodzice niech poczują się odpowiedzialni za wiarę dzieci!

    Świadkowie czyli rodzice chrzestni, wybrani przez rodziców biologicznych, niech nie zapominają, że przyjmując światło Chrystusa, mają je podtrzymać, aby ich chrześniak czy chrześnica „... mogła wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem z wszystkimi Świętymi w niebie”, bez żalu i lęku.

  

Ks. Ryszard K. Winiarski, Lublin