Radość z zaufania (Flp 4, 4-7) Trzecia Niedziela Adwentu, C

Nie jest przenośnią Pawłowe wezwanie „Radujcie się zawsze w Panu”. Dla Apostoła Narodów radość jest nieodzownym znakiem wiary i osobistego przylgnięcia do Jezusa.

Dosłowność owego „zawsze” najlepiej podkreślają takie teksty, jak ten z Dziejów Apostolskich: „a oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa”, Jakuba: „za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia”, czy też Piotra: „cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych”. Radości w cierpieniach dla Ewangelii nie jest literacką parabolą, ale rzeczywistością chrześcijańskiego życia. Szukając zaś źródeł takiej radości odkryjemy, że jest ona owocem udziału w ewangelizacji, osobistej miłości do Chrystusa, nauczania i napominania „samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha”, śpiewania Bogu w swoim sercu, mówienia i czynienia wszystkiego w imię Pana Jezusa.

Wezwanie, aby o nic się nie martwić, znajduje swe umocowanie w Kazaniu na Górze: „Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? (…) Nie martwcie się więc i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? (…) Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie”. Myślę, że to wezwanie możemy śmiało uznać za Jezusowe lekarstwo na lęk przed tym, co nieznane i niespodziewane. W codzienności ten lęk przejawia się tym, że chcemy wszystko kontrolować: swój wygląd, porządki w domu, pracę współpracowników, ustawienie naczyń kuchennych oraz tysiące innych rzeczy i rzeczywistości. Naiwnie wydaje się nam, że kiedy kontrolujemy wszystko, to inni będą nas kochać, szanować, darzyć zaufaniem i uznaniem. Jednak układając „jak należy” filiżanki na suszarce nie uda nam się uporządkować poranionych uczuć i braku poczucia własnej wartości.

Jezusowe „nie martwcie się” nie ma w sobie nic z nieodpowiedzialności, ale jest owocem doświadczenia, iż Bóg akceptuje mnie w pełni tego, kim jestem. Poddanie się Bogu, Jego miłości rodzi autentyczną łaskę wdzięczności, jak pisał R. Rohr: „Jeśli tylko radykalnie zaakceptujemy to, że zostaliśmy radykalnie zaakceptowani – za nic!” Pawłowe wezwanie do nieustannej radości staje się rzeczywistością wówczas, kiedy powierzymy Bogu kontrolę nad naszym życiem. Nie stanie się to w efekcie odprawienia „specjalnej nowenny” czy odbycia „nadzwyczajnej pielgrzymki”. Może, ale raczej się nie stanie. Bowiem powierzanie swego życia Bogu realizuje się w codziennym odkrywaniu Jego obecności w tym, co realizuje się zgodnie z naszymi pragnieniami oraz w tym, co jest im zupełnie przeciwne, zarówno w powodzeniu jak i w chorobie, w sukcesach i w kompletnych porażkach. Dopiero wówczas może się zrodzić radość zawsze obecna.

Niezdolność do głębokiej i trwałej radości ma swoje źródło w moim braku zaufania Bogu. Generalnie i teoretycznie ufam Bogu, ale w codziennej praktyce wolę wszystko mieć pod kontrolą. Jak usłyszałem to z ust jednego skipera: „Jeśli jesteś czegoś pewien, to lepiej idź to sprawdź!” Ale nie da się w nieskończoność sprawdzać tego, co już zostało sprawdzone. Stąd niepokój i obawa. Zamknięty krąg lęku, kontroli i nieufności. A Pawłowe wezwanie układa się dla mnie w bardzo logiczny ciąg: najpierw przyglądam się mojej radości życia (albo radości z życia), potem moim troskom, niepokojom i zmartwieniom, modlitwie i wdzięczności, aby wreszcie znaleźć poczucie bezpieczeństwa w autentycznym pokoju, Bożym Shalom, który chce zamieszkiwać głębiny mego serca i promieniować na całe moje życie, wszystkie jego wymiary. Czas zaś Adwentu to Boże zapewnienie, że także dla mnie Bóg pragnie tego wszystkiego, o co Paweł zabiega i modli się dla Filipian.

ks. Maciej Warowny