„Z radością zanoszę prośbę za was wszystkich” (Flp 1, 4-6. 8-11) 2 Niedziela Adwentu, C

Poznawanie, rozróżnianie, rozeznawanie, ocenianie to czynności, które zazwyczaj łączymy z władzami naszego intelektu, aktywnością „głowy”, a nie „serca”.

Natomiast Paweł Apostoł wskazuje na miłość, która doskonalona staje się narzędziem poznania tego, czego dla nas pragnie Bóg, rozeznawania Jego woli. To miłość, która zamieszkuje moje serce, czyli ośrodek całego życia wewnętrznego, myśli, uczuć, pragnień, aspiracji, wspomnień i wyobrażeń, staje się źródłem czystości i bycia bez zarzutu. Jednak nie możemy tych dwóch wartości chrześcijańskiego życia łączyć z religijnością naturalną, która sprowadza je do wartości moralnych, a poprzez ofiary i rytuały oczyszczające, to znaczy dzięki wysiłkom człowieka, obiecuje czystość i nienaganność wobec Boga, a w konsekwencji poczucie bezpieczeństwa. Natomiast Paweł ideę czystości wyraża przymiotnikiem, którego pierwotny sens to bez domieszki, czysty, odrębny, dający się odróżnić, szczery, pełen dobrych intencji. Przypuszcza się, że etymologicznie ten przymiotnik odnosi się do przesiewania ziarna lub mąki poprzez sito. Natomiast „bez zarzutu” to dosłownie taki, który nie powoduje potknięcia, niemożliwy do uderzenia. W ten sposób możemy zrozumieć, że to miłość jest siłą, która nas oczyszcza i utwierdza w takiej wierności Bogu, że ani nie gorszymy, ani też nie podlegamy zgorszeniu.

Osobiście wielką wagę przywiązuję do dobrego zrozumienia idei czystości i nienaganności, bowiem ich fałszywe, czyli zazwyczaj faryzejskie rozumienie nie tylko w czasach Jezusa odwodziło wierzących od źródeł łaski Boga ku praktycznemu przekonaniu, że to my przy pomocy własnych wysiłków możemy stać się nienaganni wobec Boga. Poza zarozumiałym przekonaniem o własnej wyższości, to nieporozumienie stawało się także źródłem nieproporcjonalnego i niszczącego poczucia winy oraz usprawiedliwiało znaczne obszary przemocy wychowawczej. W fałszywie rozumianych ideach czystości i nienaganności zakorzeniło się także przekonanie, że najważniejsze jest to, jak inni mnie postrzegają, jakie są moje zewnętrzne czyny. Inną zaś skrajnością, będąca skutkiem tego samego błędu, jest samooskarżanie się o bycie złym, bowiem mam złe myśli lub złe pragnienia. W konsekwencji otrzymujemy faryzejskie przekonanie o własnej doskonałości lub bolesną samo-agresję i niskie poczucie własnej wartości.

Działanie miłości w nas nigdy nie jest dziełem dokończonym, ono się nieustannie dokonuje, jest źródłem ciągłego wzrostu. Ale lektura dzisiejsza sugeruje, że aby ten wzrost miał miejsce potrzeba naszego „udziału w szerzeniu Ewangelii” oraz „plonu sprawiedliwości, który przynosimy przez Jezusa Chrystusa”. Udział w ewangelizacji wydaje się prostym do sprawdzenia. Na ile dzielę się z innymi Ewangelią, jako zasadą mojego życia? Wcale nie chodzi o zaangażowanie w jakieś formy nauczania o Jezusie, ale o świadectwo, w którym inni mogą dostrzec, że Ewangelia jest źródłem nadziei, radości, miłości, narzędziem pokoju i źródłem przebaczenia. Natomiast sprawiedliwość w Piśmie Świętym to nie teoria oddawania każdemu, co mu się słusznie należy według prawa, ale to wprost pełnienie woli Boga, życie według Bożego zamysłu, bycie miłym sercu Boga. I jeszcze jedno pytanie rodzi się jako owoc dzisiejszej lektury. Paweł „zawsze, w każdej modlitwie, z radością” zanosi prośbę za wszystkich Filipian. A czy ktoś w taki sposób zanosi prośbę za mnie? Jeśli odpowiedź brzmi „nie, nie wiem” to natychmiast muszę postawić sobie pytanie o autentyzm mojego życia Ewangelią.

ks. Maciej Warowny