Wiara bez iluzji (Jk 2, 14-18) 24 Niedziela Zwykła B

Nikt nie chce być okłamywany. Z osobami, które nas poważnie oszukały zrywamy znajomości, unikamy spotkań, a ewentualne przebaczenie jest zazwyczaj długi i trudne. Ale wielokrotnie i to z wielkim uporem bronimy kłamstw, w których sami żyjemy.

Oszukiwanie samego siebie, życie w złudzeniach na swój własny temat, nie omija przestrzeni wiary. Myślę, że każdy ksiądz i to wielokrotnie w swoim życiu, spotykał ludzi, którzy z uporem przekonywali, że wierzą w Boga, są dobrymi chrześcijanami, chociaż ich życie, czyny i wyznawane wartości jawnie temu przeczyły. Problem ten był nie obcy już Kościołowi pierwotnemu. Stąd właśnie rodzi się Jakubowa katecheza o wierze martwej, czyli nie owocującej czynami. Kiedy w kontekście faryzejskiego przekonania o wystarczalności uczynków wykonywanych według zaleceń Prawa, Paweł naucza o zbawieniu dzięki wierze, a nie poprzez uczynki, to musieli pojawić się chrześcijanie, którzy popadając w skrajność zanegowali wartość uczynków. I nie chodzi o jakiekolwiek dobre czyny, ale o te, które są znakiem miłosierdzia. W kontekście poprzedzającym dzisiejszą lekturę Jakub pisał: „Mówcie i czyńcie tak, jak ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie Prawa wolności. Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem”.

Także w tradycji Pawłowej wartość czynów znajduje swoje ważne miejsce. W Liście do Tymoteusza znajdujemy takie wskazówki dla młodego biskupa Efezu: „Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nie przebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. Jeżeli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży?”; „Diakonami tak samo winni być ludzie godni, w mowie nieobłudni, nie nadużywający wina, niechciwi brudnego zysku, lecz utrzymujący tajemnicę wiary w czystym sumieniu. (…) Kobiety również - czyste, nieskłonne do oczerniania, trzeźwe, wierne we wszystkim. Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami”; „Do spisu należy wciągać taką wdowę (…), która ma za sobą świadectwo o takich dobrych czynach: że dzieci wychowała, że była gościnna, że obmyła nogi świętych, że zasmuconym przyszła z pomocą, że pilnie brała udział we wszelkim dobrym dziele”. Bez cienia wątpliwości czyny są nieodzownym znakiem wiary i więzi ze wspólnotą Kościoła.

Problem wzajemnej relacji wiary i uczynków jest rozstrzygnięty na poziomie teologicznym. Zbawieni jesteśmy poprzez wiarę, nie dzięki uczynkom, aby nikt nie wbijał się w pychę, ale czyny miłosierdzia są koniecznym znakiem tejże wiary. Bez nich nie możemy mówić o wierze. Niestety nawet najbardziej poprawna teologia nie ma mocy, aby stać się automatycznie rzeczywistością. A my na swoje własne życie i na życie bliźnich patrzymy głównie przez pryzmat czynów i tylko czynów. Często nie potrafimy zrozumieć ich motywacji, nie mówiąc o wierze, która ma być fundamentem każdego dobrego czynu. My zazwyczaj gorszymy się złymi czynami, jesteśmy dumni z dobrych, a Jakub Apostoł wzywa nas do zupełnie innego spojrzenia na ich wartość. Jak moje czyny mają się do mojej wiary? Wiara jest osobistą i intymna relacja z Bogiem. A więc jak się ma ta relacja do tego, co czynię, dobrego lub złego? Jak z relacji do Boga, który utożsamia się z najsłabszymi i najmniejszymi w naszym społeczeństwie, mogą się rodzić czyny miłosierdzia? Jaka ma być ta relacja, skoro jej owocem winno być pragnienie przebaczenia i pojednania oraz miłosierdzie dla „grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy?” Wiem, że są to pytania, na które nie jest łatwo sobie odpowiedzieć, ale one wymuszają, abyśmy nie zatrzymywali się na pozornych wartościach naszych czynów, ale byśmy szukali trwałego fundamentu każdego dobrego czynu, którym jest osobista więź z Ojcem w Niebie.

ks. Maciej Warowny

TOP