Smutny Duch Święty (Ef 4, 30 – 5, 2) 19 Niedziela Zwykła B

O znaku i sensie pieczęci Ducha Świętego Katechizm tak naucza: „Trzy sakramenty: chrzest, bierzmowanie i sakrament święceń kapłańskich, oprócz tego, że udzielają łaski, wyciskają charakter sakramentalny (czyli „pieczęć”), przez który chrześcijanin uczestniczy w kapłaństwie Chrystusa i należy do Kościoła (…).

To upodobnienie do Chrystusa i Kościoła, urzeczywistniane przez Ducha Świętego, jest nieusuwalne; pozostaje ono w chrześcijaninie na zawsze, jako pozytywna dyspozycja do przyjęcia łaski, jako obietnica i zapewnienie opieki Bożej oraz powołanie do kultu Bożego i służby Kościołowi. (…) „Pieczęć Pana” jest pieczęcią, którą naznaczył nas Duch Święty „na dzień odkupienia”. Istotnie, chrzest jest pieczęcią życia wiecznego. (…) Namaszczenie w symbolice biblijnej i starożytnej posiada wielkie bogactwo znaczeniowe. Oliwa jest znakiem obfitości oraz radości; oczyszcza (namaszczenie przed kąpielą i po niej) i czyni elastycznym (namaszczanie atletów, zapaśników); jest znakiem uzdrowienia, ponieważ łagodzi kontuzje i rany; udziela piękna, zdrowia i siły. (…) Przez namaszczenie bierzmowany otrzymuje „znamię”, pieczęć Ducha Świętego. Pieczęć jest symbolem osoby, znakiem jej autorytetu, znakiem posiadania przedmiotu – niegdyś w taki sposób naznaczano żołnierzy pieczęcią ich wodza, a także niewolników pieczęcią ich pana. Pieczęć potwierdza autentyczność aktu prawnego lub dokumentu, ewentualnie zapewnia jego tajność. (…) Sam Chrystus mówi o sobie, że Ojciec naznaczył Go swoją pieczęcią. Także chrześcijanin jest naznaczony pieczęcią: „Tym zaś, który umacnia nas wespół z wami w Chrystusie i który nas namaścił, jest Bóg. On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych”. Pieczęć Ducha Świętego jest znakiem całkowitej przynależności do Chrystusa i trwałego oddania się na Jego służbę, a także znakiem obietnicy opieki Bożej podczas wielkiej próby eschatologicznej”.

Kościół nie pozostawia mnie w wątpliwościach, co do otrzymania i obecności Ducha Świętego w moim życiu. Raz naznaczony pieczęcią będę nosił Jego znamię na wieczność. Należę do Pana. Ten wymiar otrzymanych sakramentów jest niedoceniany przez wierzących i niknie pod natłokiem moralnych rozważań o powinnościach i zakazach, których „dobry” chrześcijanin powinien przestrzegać. Ten ostatni cudzysłów jest świadomą prowokacją wobec tych, którzy ciągle myślą i mówią, że można być „złym” chrześcijaninem. Albo jestem chrześcijaninem, albo nim nie jestem. Zły chrześcijanin to oksymoron. Problem tkwi natomiast w tym, iż „dobroć” chrześcijańską sprowadziliśmy do moralności. Karmiony pouczaniem, że „tak nie wolno, bo Bozia się będzie gniewała”, albo, że „Bozia mnie ukarała, bo byłem niegrzeczny”, nie potrafię uwierzyć, że „Jestem kochany z moim grzechem/Jestem kochany z mą słabością/za darmo ukochał mnie Pan/Umarł za mnie i zmartwychwstał, abym żył”. Cóż z tego, że słyszałem tysiące razy, że Bóg kocha grzesznika, kiedy w drugiej części zdania było „dopowiedzenie”, że Duch Święty jest bardzo delikatny i wrażliwy, i na kimś tak moralnie beznadziejnym nigdy nie spocznie. Słyszałem, że Bóg kocha za darmo, ale żeby tę darmową miłość otrzymać … och, to trzeba sobie zapracować, modlić się, robić dobre rzeczy, chodzić do kościoła, etc. Za pierwszym razem obietnica Ducha Świętego jest „bez zasług”, ale jeśli przegapię ten pierwszy raz, utracę łaskę, to następnym razem już muszę „postarać się”. I pomimo znajomości teologii te nieszczęśliwie wyuczone „zasady” ciągle skutkują samopotępieniem, zniechęceniem, albo jansenistycznym zakasywaniem rękawów, bo przecież „nic za darmo”.

Paweł używa prostego obrazu dla opisania „złych” chrześcijan. Jest nim „smutek Ducha Świętego”. Dawca nadziei, radości, pokoju, miłości, który zamieszkuje we mnie, którego znamię noszę na sobie, jest we mnie smutny. Nie odwrócił się do mnie plecami, nie wzgardził kiepskim przyjęciem, nie zostawił mnie samego, ale jest smutny. Ja to sprawiłem. Moim rozgoryczeniem, unoszeniem się i krzykiem przeciwko bliźnim czy przeciwko światu, wyrazami pogardy dla tych, którzy nie chcą myśleć jak ja, moją złością, kiedy nie dzieje się moja wola. Smutny Duch Święty, smutny Obrońca i Pocieszyciel to obraz bezsilnej obecności Boga. I chociaż noszę na sobie znamię Jego obecności, to nie chcę Jego mocy w moim życiu. Źle nauczony posłuszeństwa nie potrafię lub nie mam w zwyczaju odwoływać się do obecności Ducha Prawdy przy podejmowaniu decyzji. Zamiast z ufnością odwoływać się do Jego stałej obecności we mnie, ja oczekuje, że albo inni podejmą za mnie decyzję, albo egocentrycznie kieruję się tylko moimi własnymi racjami i pragnieniami. Ale rzeczywistość nie chce ulec moim oczekiwaniom, więc rodzą się we mnie i gorycz, i gniew, i kłótnie, i znieważanie. A przecież noszę na sobie pieczęć Ducha, więc nie muszę obwiniać innych za doznane niepowodzenia.  Wystarczy iść za głosem Ducha Świętego, szukać Jego podpowiedzi i natchnień. On jest we mnie i dla mnie. Zastanawia mnie to, że Paweł łączy zasmucanie Ducha Świętego z grzechami przeciwko jedności i miłości braterskiej. Zapoznana relacja do Ducha Świętego lub jej kompletny brak sprawiają, że nie potrafię kochać braci, że także ja sam nie czuję się bratem Jezusa i synem Ojca w niebie. Paweł mnie nie moralizuje, ale chce mnie zapewnić, że Duch Święty odcisnął na mnie swoje znamię i jest we mnie. Obym tylko chciał żyć Jego obecnością i każdego dnia na nowo odkrywał jej zbawienną moc. A znakiem przyjaźni z Duchem Święty, znakiem Jego radości we mnie stanie się moja komunia z braćmi.

ks. Maciej Warowny

TOP