Faryzeusz kontra Rzecznik (1 J 2, 1-5) 3 Niedziela Wielkanocna B

Ojciec posyła Swego Syna na świat, aby w Nim dokonało się zbawienie człowieka. Jako przyczynę, dla której człowiek potrzebuje tegoż zbawienia bez wątpienia każdy wskaże grzech Adama, który skutkuje naszymi grzechami.

Grzech Adama to pragnienie, aby być jak Bóg. Ten grzech, znany jako grzech pierworodny rodzi grzechy uczynkowe, w których pragnienie „bycia jak Bóg” uwidacznia się poprzez konkretne akty nieposłuszeństwa Bożym przykazaniom. Aby wykluczyć niebezpieczeństwo takich zachowań człowiek religijny, faryzeusz, moralista uszczegółowia Boże przykazania w taki sposób, aby każdy, nawet najmniej prawdopodobny czyn człowieka można było poddać jasnemu osądowi moralnemu. Ale dla Jana grzech nie jest przekroczeniem jakiegoś prawa moralnego, któregoś z przykazań dekalogu. Grzech, który powraca w pismach Janowych jako egzystencjalny problem człowieka, to niewiara w Jezusa, jako Bożego Mesjasza, Który jest jedynym ratunkiem dla człowieka zniszczonego wewnętrznym upodobaniem w sobie samym. Tak więc grzech Adama, grzech pragnienia, aby być jak Bóg, decydować o tym, co dobre i złe, znajduje jedyne lekarstwo w Osobie Jezusa. On jest „jak Bóg”, On jest Bogiem, a równocześnie jest człowiekiem. Miłości do Niego jest jedynym ratunkiem dla grzesznika.

Kiedy Adam grzeszy chcąc być równym Bogu, to wydaje mu się, że być jak Bóg, to robić to, na co ma się ochotę, w niczym nieskrępowany sposób. Kiedy Jezus, Syn Boży, przychodzi na świat zaczynamy rozumieć błąd Adama. Być jak Bóg oznacza kochać i wydawać siebie w miłości drugiemu, być całkowicie i niepodzielnie dla drugiego. Stąd rodzi się wiara i doświadczenie, że Jezus jest naszym Rzecznikiem, Obrońcą, Adwokatem, Który poprzez wieki historii świata powtarza, iż człowiek pomylił się, zgrzeszył, bowiem nie znał Boga. Dlatego Jan może z przekonaniem napisać, że znać Jezusa, to zachowywać Jego przykazania, a doskonale wiemy, że pisząc to Jan ma na myśli jedyne przykazanie, z którego rodzi się cała chrześcijańska moralność. Jest to przykazanie miłości obejmujące Boga, bliźniego i siebie samego. A jedynym sposobem poznania prawdy o naszym wypełnianiu tego przykazania nie jest osąd moralny naszych czynów, ale praktyczne świadectwo miłości i jedności braterskiej we wspólnocie Kościoła, promieniującej miłosierną miłością.

Dramat mojego życia odnawia się za każdym razem, kiedy zaczynam rozliczać siebie samego z wypełniania przykazań Chrystusowych. Ponieważ miłość wydaje się pojęciem niemierzalnym, czysto deklaratywnym, więc moraliści wszystkich wieków, na wzór faryzeuszów, tworzą prawa, reguły, opisy, kazusy, aby skutecznie „przecedzić komara”. Niestety taki osąd nad moralnością, która ma być miernikiem wiary, to nieustanne „połykanie wielbłąda”. Faryzeizm ma się tak samo dobrze w Kościele naszych czasów, jak wówczas, kiedy Jezus gorszył faryzejskiego ducha szabatowymi uzdrowieniami, wystawnymi kolacjami w gronie kolaborantów i złodziei, odpuszczaniem grzechów, czy też nazywaniem Boga „Mój Ojciec”. Ten faryzeusz jest we mnie, ma się dobrze i za każdym razem, kiedy uda mu się coś zrobić „dobrze” spogląda na siebie z dumą i patrzy z góry na tych, którym „nie wychodzi”. Ale ten faryzeusz popada w ciężką depresję, kiedy nie potrafi osiągnąć jakiegoś zamierzonego celu, kiedy nałogowy grzech kompromituje go w oczach choćby tylko spowiednika czy kierownika duchowego. Dlatego kiedy Jan zwraca się do nas, do mnie, „dzieci moje” to nie jest to retoryczny zwrot Nauczyciela do uczniów (jak tego chcą niektórzy egzegeci), ale to pełne czułości odkrywanie relacji do Boga, który rodzi mnie do nowego życia poprzez posługę Apostoła. Jestem dzieckiem, jestem kochany jako dziecko, z całym bagażem mojej dziecięcej naiwności, nieznajomości siebie, nierozumienia świata i pułapek demona. Ale w dziecięcości jest też ważne pragnienie, aby podążać za ukochanym „idolem”, by być jak on. Chrześcijańskie dziecięctwo jest zbudowane wokół jedynego wzorca, Jezusa. I tego właśnie Jan chce mnie nauczyć. Aby moje ciało, moje serce i mój umysł stawały się coraz bardziej Chrystusowe. Abym nie doszukiwał się „doskonałości moralnych” we mnie, ale podobieństwa do mojego Jedynego Obrońcy, Który w pierwszym rzędzie swą miłością do mnie chroni mnie przede mną samy, przed faryzeuszem mieszkającym we mnie, który potępia i oskarża, skazuje i eliminuje. Ten faryzeusz jest kłamcą, bowiem nie zna Jezusa, nie zna Obrońcy i Rzecznika, który wstawia się za mną.

ks. Maciej Warowny

TOP