Kontemplacja krzyża (Hbr 5, 7-9) 5 Niedziela Wielkiego Postu B

Arcykapłan Starego Testamentu w Dzień Przebłagania składał w ofierze jednego kozła dla Pana na przebłaganie grzechów, drugiego zaś, na którego składał wszystkie grzechy ludu, wypędzano na pustynię dla demona, Azazela.

Jeśli ten rytuał odniesiemy do Chrystusa, to zrozumiemy, dlaczego „z głośnym wołaniem i płaczem (…) zanosił gorące prośby i błagania”. Jezus sam wychodzi na pustynię, aby tam pokonać demona, aby doświadczyć, że władca tego świata „nie ma jednak nic swego we Mnie”. Na pustyni dokonuje się pierwsze zmaganie, w którym wierność Ojcu, tarcza wiary i miecz Słowa Bożego definitywnie dezaktualizują coroczny rytuał przebłagania. Drugim kozłem ofiarnym Jezus staje się na krzyżu. Tutaj przelewa swoją własną krew za grzechy ludu. Jezus cały oddaje się Ojcu, aby w Jego Ciele przybitym do krzyża dokonało się zniszczenie grzechu i zwycięstwo nad śmiercią z niego zrodzoną. Dlatego Jezus jest Kapłanem, Ołtarzem i Ofiarą. W Nim dokonał się akt przebłagania, którym żyje Kościół wszystkich wieków. Coroczny rytuał przebłagania zostaje zastąpiony nieustannym uobecnieniem jednego i jedynego w swym rodzaju przebłagania dokonanego przez Chrystusa.

Jezus „z głośnym wołaniem i płaczem” wkracza w doświadczenie całkowitego daru z siebie, a Ojciec przyjmuje ten dar. W ten sposób śmierć traci swoją władzę na człowiekiem. Bojaźń śmierci, niezawodne narzędzie w rękach demona, zostaje raz na zawsze pokonana. Ojciec wysłuchuje Syna, a bojaźń śmierci nie zatrzymuje Chrystusa w Jego całkowitym oddaniu się Ojcu i braciom. Skandal i głupstwo krzyża rozświetlają mroki ludzkiego grzechu. Pobożni gorszą się tym, że Ojciec nie ochronił Syna przed cierpieniem i śmiercią, a mądrzy tego świata lekceważą Jezusa w Jego rezygnacji z walki i z przemocy. Przebłagalna ofiara krzyża urzeczywistnia darowanie moich grzechów, udaremnia wszelkie oskarżenia przeciwko mnie, przekreśla pogardę, jaką mam wobec siebie, kiedy „czynię to zło, którego nie chcę”. Dlatego też istotą odpuszczenia grzechów nie jest wielkość pokuty, którą człowiek winien czynić, ani ilość ofiar przebłagalnych, które może on przedstawić Bogu, lecz jedynie dar uczyniony ze swego życia w odpowiedzi na doświadczenie darowania grzechów. Jezus został wysłuchany przez Ojca, aby w Synu dokonało się przejście od grzechu do życia. Ojciec przyjął dar Syna, bowiem my, zniewoleni grzechem Adama nie potrafimy kochać, nie potrafimy ofiarować siebie drugiemu człowiekowi, ani też Bogu. Krzyż nie jest apoteozą cierpienia, ale bramą do życia. To, czego ja nie mogłem uczynić, jest mi ofiarowane za darmo.

Ofiara przebłagania, której dokonuje Jezus, jest darem dla mnie. Jest ona dla mnie niezbędna i niezastąpiona, bowiem sam z siebie jestem niezdolny do miłości, do darmowego daru z siebie. Moja natura jest całkowicie przeciwna. Niszczę tych, którzy stoją na drodze moim pragnieniom, planom, oczekiwaniom. Nawet jeśli jest to wyłącznie agresja ukryta w głębi mojego serca, skrzętnie skrywany gniew lub osąd, śmierć zostaje zadana. A swoją bezsilnością, niezdolnością wyzwolenia się z egoistycznego nastawienia na siebie i na swoje potrzeby ranię także tych, na których mi zależy, których w jakiś sposób potrzebuję i kocham. Dlatego Jezus ofiarowuje mi nową, nieznaną mi bezsilność. Jest to bezsilność umierania na krzyżu. Jezusowe „Wykonało się!” na zakończenie agonii jest momentem przełamania bram śmierci. Jezus przekracza je, aby we mnie zniszczyć lęk przed śmiercią, przed umieraniem dla siebie, przed czynieniem daru z mojego życia. Dlatego lekarstwem na mój grzech nie jest ani krytyka, ani potępianie, ani też gorszenie się sobą, ani jakiekolwiek ofiary czy wymyślne tortury psychiczne, ale wpatrywanie się w zwycięskiego Chrystusa, oddającego się Ojcu na krzyżu. W Liście do Rzymian Paweł ujmie to w katechezie chrzcielnej w następujący sposób: „dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. (...) Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie”.

ks. Maciej Warowny