Kim jest mój oskarżyciel? (Rz 8, 31b-34) 2 Niedziela Wielkiego Postu B

Paweł Apostoł jest świadkiem bolesnego zmagania, które rozgrywa się w sercu człowieka wychowanego do szczegółowego przestrzegania przykazań, drobiazgowego kultywowania zwyczajów, zdobywania poczucia własnej wartości dzięki spełnianiu dobrych uczynków.

Osobiste doświadczenie kompletnych bezdroży, na które zawiodło go pragnienie doskonałego wypełnienia Prawa Starego Testamentu czyni go wyjątkowo cennym świadkiem wiary w darmowość zbawienia. Jego pewność, że nikt i nic nie może oddzielić nas od miłości Boga wyrasta wprost z dramatu, który osobiście przeżywał, chcąc doskonale wypełnić wszelkie przepisy Prawa. W tle tego zmagania dostrzegamy lęk człowieka, który jest świadom, że nie potrafi swoimi czynami dosięgnąć absolutnej sprawiedliwości Boga. Świadomość własnego grzechu, który nieustannie powraca pomimo pragnienia dobra, jest sprawcą rozdzierającego krzyku: „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?”

Odpowiedź Pawła wyrasta wprost z doświadczenia spotkania z Chrystusem na drodze do Damaszku, wówczas, kiedy z całym wewnętrznym przekonaniem starał się osiągnąć całkowitą nienaganność wobec Prawa nie tylko dla siebie, ale też dla swoich rodaków. Dzięki temu spotkaniu Paweł rozpoczyna swoją drogę do życia łaską, dzięki wierze, wyrzekając się przekonania, iż poprzez swoje uczynki zasługuje na Boże błogosławieństwo i opiekę oraz przynależy do elity Bożych wybrańców. Jednak problem polegania uczynkach, a nie na łasce, zasługiwania dobrymi uczynkami na to, aby być kochanym i błogosławionym przez Boga, dotyczy każdego z nas, lecz nie jest łatwy do identyfikacji w naszym życiu. Zazwyczaj rozmiar naszego przekonania o tym, że na miłość trzeba sobie zasłużyć, dostrzegamy dopiero wówczas, kiedy popadamy w poważne tarapaty w naszych relacjach do bliźnich i w naszym postrzeganiu samych siebie.

Dialog pytań, które Paweł stawia rzymianom wydobywa na światło zewnętrzną rozterkę chrześcijan, którzy radośnie przyjęli Dobrą Nowinę o Chrystusie, ale później otrzymali żydowską katechezę na temat Prawa i zaczęli wątpić w darmowość zbawienia. Religijność naturalna, która odczuwa potrzebę zasłużenia na łaskę Boga, nieustannie ujawnia swoją moc. Uległ zmianie jedynie punkt odniesienia dla takiego zasługiwania na Bożą przychylność. Nie są nim pogańskie ofiary, ale spełnianie Prawa Starego Testamentu. Ale to Prawo, które miało wskazywać dobro, stało się dla nich oskarżycielem. Ten dramat miał miejsce także wśród Galatów, ale do tych ostatnich, jako osobiście znanych i ewangelizowanych, Paweł woła wprost: „Czyż jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem?” Rzymian zaś pyta: Kto jest przeciw wam? Kto was oskarża i potępia? Nie dostrzegacie, że sami siebie potępiacie, kiedy próbujecie we własnych uczynkach znaleźć powód dla doświadczenia Bożej opieki i nadziei na życie wieczne? Wobec świętości Boga Prawo ciągle wytyka wam niedoskonałość waszych czynów, a ponieważ zwracacie się ku Prawu, a nie ku łasce i ku Duchowi, dlatego lękacie się, wątpicie w Bożą miłość do was, jesteście pełni niepokojów i każdy, kto wymyśli „lepszą modlitwę”, „gorliwsze nabożeństwo”, bardziej wymyślną praktykę dobrych uczynków, staje się waszym „prorokiem”.

To nie Bóg jest surowym oskarżycielem moich grzechów. To nie Chrystus wypomina mi moje upadki i niewierności. To nie Duch Święty wpędza mnie w spiralę samooskarżeń i proponuje kolejne rytuały wewnętrznych uzdrowień, odcinania więzów, samooskarżeń, samobiczowań, niekończących się nowenn, coraz bardziej odległych pielgrzymek i wiarę w coraz wymyślniejsze „objawienia”. Stary człowiek we mnie wierzy w moc Prawa, w moc własnych uczynków i to on mnie oskarża, on mnie atakuje. To jest ten człowiek cielesny, który wiedzie mnie ku śmierci. Jego cielesność nie ma nic wspólnego z rozpustą. On wierzy w moc uczynków dokonanych własnym ciałem, w siłę zmian, które można osiągnąć własną pobożnością. Ten człowiek we mnie musi umrzeć. Po to jest chrzest. Ten cielesny człowiek, który w absurdalny sposób rozwija najdrobniejsze szczegóły przykazań i wymyślne ich interpretacje, aby móc ukoić swój lęk przed niedopełnieniem czegoś wobec Boga, ten właśnie człowiek musi być utopiony w wodach chrztu. Po to co roku powraca Wielki Post, czas przywracający nam chrzcielną tożsamość. Dlatego Paweł do mnie woła: Człowieku, przestań potępiać samego siebie, bo nie ty się zbawiasz (mocą swoich czynów), ale Bóg cię zbawią mocą swej miłości objawionej w śmierci i zmartwychwstaniu Jego Jedynego Syna. Wierzysz w to?

ks. Maciej Warowny

TOP